[ Pobierz całość w formacie PDF ]

identyfikatora - przerwał kapitan. - Zdaje sobie pani sprawę, że
to nie jest zgodne z przepisami. Każde zagubienie
identyfikatora należy zgłaszać przełożonym. Zechce pani
opowiedzieć to wszystko raz jeszcze?
- Wiem, że kiedy wchodziłam do biura w czwartek rano z
całą pewnością miałam jeszcze identyfikator. Więc nie
sprawdzałam w czwartek wieczorem, czy jest na swoim
miejscu. Kiedy w piątek rano stwierdziłam, że go nie ma,
byłam przekonana, że znajduje się w biurze.
- Ale przecież tego czwartkowego popołudnia czujniki
zarejestrowały pani wyjście z budynku wraz z innymi
pracownikami zespołu. A zatem musiała pani mieć przy sobie
swój identyfikator, w innym przypadku czujniki nie mogłyby
zarejestrować pani wyjścia. I proszę mi wierzyć, panno Evans,
system działa naprawdę niezawodnie i nikt nie może go w
107
żaden sposób obejść. A nawet gdyby próbował, natychmiast
uruchomiłby się alarm.
- Też tak myślałam jak pan. Przecież, wychodząc w czwartek
z biura, musiałam posłużyć się moim identyfikatorem, a więc
pewnie zapodział się gdzieś w domu. Ale po przeszukaniu rano
w piątek całego mojego mieszkania doszłam do wniosku, że
jednak musiałam zostawić identyfikator w biurze. A jak
wyszłam? Nie potrafiłam sobie tego wytłumaczyć.
Podejrzewałam, że musiałam chyba razem z kimś wychodzić i
zaaferowana nie zauważyłam, że nie posługuję się swoim
identyfikatorem. Nie miałam innego logicznego
wytłumaczenia. Wiem tylko, że w piątek rano nie mogłam
znalezć mojego identyfikatora. Nie zgłosiłam tego, bo nie
chciałam robić zamieszania. Byłam pewna, że nie zginął, tylko
po prostu zostawiłam go w biurze.
- W takim razie, jak dostała się pani do biura w piątek rano? -
spytał poirytowanym głosem kapitan.
- Gdy się już upewniłam, że na pewno nie mam w domu
identyfikatora, zadzwoniłam do Cala, z którym jestem w
przyjacielskich stosunkach, i poprosiłam, żeby poszukał go w
biurze i przyniósł mi go do domu.
- Do Cala Gilchrista?
- Tak.
- I co dalej ? - ponaglał kapitan.
- No i przyniósł mi go do domu. Powiedział, że znalazł go w
biurze pod moim biurkiem. Podziękowałam mu i poszłam do
pracy. Jeżeli mi nie wierzycie, sami go o to spytajcie.
- Cal Gilchrist będzie przesłuchany w swoim czasie. Póki co,
czujniki pokazały, że razem weszliście tego ranka do biura, by
po dwóch minutach je opuścić. Potem weszła już tylko pani.
- To niemożliwe, nie weszłam przecież do budynku, zanim
pan Gilchrist nie przyniósł mi mojego identyfikatora. Sam pan
mówi, że to niemożliwe. Przecież gdybym miała identyfikator
w domu, nie prosiłabym o pomoc Cala. A nawiasem mówiąc,
108
co wskażą pana super-czujniki, jeśli jedna osoba wejdzie lub
wyjdzie z dwoma identyfikatorami?
Kapitan jednak zdawał się całkowicie ignorować jej pytanie.
Pochylił się i zanotował coś na kartce leżącej przed nim na
biurku.
- A jak pani wytłumaczy noc z niedzieli na poniedziałek- -
spytał nieco sarkastycznie kapitan.
- Nie byłam w biurze przez cały weekend, aż do poniedziałku
rana.
Nie mogła powstrzymać się, żeby nie spojrzeć na Joego. Co
on myślał, chyba nie posądzał jej na serio o sabotowanie
projektu -
- Przykro mi, ale to właśnie wskazują czujniki, a zgodnie z
pani zeznaniami cały czas była pani w posiadaniu swego
identyfikatora.
- Trudno mi to wyjaśnić, wiem tylko, że w poniedziałek rano
znajdował się dokładnie tam, gdzie go położyłam w piątek
wieczór. Z tego też miejsca wzięłam go dzisiejszego poranka.
- I nie ruszała się pani przez cały weekend ze swojej
kwatery?
- Wręcz przeciwnie, spędziłam cały weekend w Las Vegas.
- I identyfikator zostawiła pani w swoim pokoju - obruszył
się kapitan.
- A czy pan nosi identyfikator poza bazą- - odcięła się
Caroline.
- Nie, ale to nie na mnie ciążą pewne podejrzenia -
powiedział kapitan oschle.
- Podejrzenia- A niby jakie podejrzenia- Może mi je pan w
końcu przedstawi-
Hodge zdecydował, że lepiej będzie na razie przemilczeć
kwestię podejrzeń. Sprawa nadal nie była jasna.
- A zatem twierdzi pani, że spędziła cały weekend w Vegas i
że była pani poza bazą zarówno w piątkową, jak i w sobotnią
noc i wróciła dopiero w niedzielę wieczorem?
109
- Dokładnie tak było.
- A jeśli można wiedzieć, gdzie się pani zatrzymała w Vegas?
- W Hiltonie - odparła krótko.
- Wprawdzie w Vegas jest ich kilka, ale w porządku,
sprawdzimy to.
- Panna Evans spędziła cały weekend ze mną - wtrącił Joe. -
Mogę więc potwierdzić wszystko, co działo się pomiędzy
piątkowym popołudniem aż do godziny siódmej w niedzielę.
- Rozumiem - skwitował kapitan beznamiętnie.
- I identyfikator zostawiła pani w swojej kwaterze i był tu
przez cały ten czas?
- Oczywiście, przecież już mówiłam - powiedziała cicho
Caroline. Głupio poczuła się w tej sytuacji, jak nastolatka
przyłapana na gorącym uczynku.
- I drzwi do pani kwatery były zamknięte?- kontynuował
kapitan.
- Tak, zawsze sprawdzam dwa razy, czy dobrze je
zamknęłam. Nie ma mowy o pomyłce.
- Zawsze, to trochę ryzykowne słowo. To tak, jakby pani nie
dopuszczała możliwości błędu. Czy chce pani przez to dać do
zrozumienia, że nigdy się pani nie myli?
- Nic nie chcę dać do zrozumienia, a to, że drzwi były
zamknięte może potwierdzić pułkownik Mackenzie, sam
sprawdzał.
Joe pokiwał głową, ale jego oczy były nadał nieprzeniknione
i chłodne.
- Zgadza się - rzucił zdawkowo.
- A zatem twierdzi pani, że identyfikator przez cały weekend
był w pani posiadaniu?
- A gdzie miałby być? - Powoli traciła cierpliwość.
- To jak zechce pani wyjaśnić fakt, że dokładnie o...
Chwileczkę, niech sprawdzę. O godzinie dwudziestej trzeciej
czterdzieści siedem w niedzielę czujniki zarejestrowały pani
wejście na teren biura?
110
- Nie mam pojęcia, o tej porze leżałam już w łóżku -
wyjaśniła Caroline.
- Sama? - zapytał kapitan i ściągnął brwi.
- Tak, sama.
- A zatem nikt nie może tego potwierdzić?
- Tak z tego wynika. - Miała już tego dość.
- No cóż, pani twierdzi, że była pani w łóżku, a komputery
wykazują, że była pani w biurze - podsumował sarkastycznie.
- Niech pan nie traci więcej czasu, kapitanie, i skontaktuje się
z Calem Gilchristem. Może on zdoła to panu jakoś
wytłumaczyć, ja naprawdę nie potrafię tego zrobić.
- W czwartek rano - powiedział Joe - kiedy wszedłem do
biura, natychmiast zamknęłaś jakiś plik, a zaraz potem
wyłączyłaś komputer. - Jego głos był obcy i lodowaty. - Co to
było? Dlaczego nie chciałaś, żebym zobaczył, co robisz?
Caroline spojrzała na niego z niedowierzaniem. A więc i on
był przekonany o jej winie i nie wierzył jej słowom? Poczuła
się zagubiona. Próbowała zebrać myśli, przypomnieć sobie, co
to było. Zaraz, czwartek rano, co robiła w czwartek rano? Była
w nie najlepszym stanie i czymś faktycznie usiłowała się zająć,
ale co to było, nie miała teraz pojęcia, w żaden sposób nie
potrafiła sobie przypomnieć.
 Niestety, nie pamiętam - powiedziała ledwie słyszalnym
głosem.
- Panno Evans, proszę spróbować sobie przypomnieć -
ponaglił ją kapitan. - Ma pani z pewnością świetną pamięć.
- W tej chwili nie jestem w stanie zebrać myśli, po prostu nie
pamiętam - powtórzyła, patrząc kapitanowi prosto w oczy.
Rzuciła Joemu spojrzenie pełne wyrzutu i w tej samej chwili [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •