[ Pobierz całość w formacie PDF ]

morfiny?
Przymknąłem na chwilę oczy i to pomogło.
Kiedy je otworzyłem, czułem się świetnie, a za oknem był już mrok. Obok zaś jakiś facet
chował strzykawkę. - Zemdlałeś i mocno wszystkich wystraszyłeś  oświecił mnie Morton. -
Posłali po obecnego tu doktora Luma, który trochę cię podreperował.
- Lekki wstrząs mózgu i dwa złamane żebra - wyjaśnił lekarz. - Dałem ci środki na
uśmierzenie bólu i wzmacniające, ponieważ powiedziano mi, że w nocy czeka cię wycieczka.
Jeśli chcesz, mogę je zneutralizować.
Wstałem i ostrożnie zrobiłem kilka kroków. Czułem się jak nowy.
- Nie potrzeba, doktorze, gdybym był przytomny, wybrałbym dokładnie tę samą metodę
leczenia. Ile czasu potrwa działanie blokady?
- Proszę się nie martwić, zostanę z tobą, aż wrócisz do zdrowia.
- Chyba się nie rozumiemy. Będę zmuszony poruszać się szybko i ukrywać, a to może
potrwać naprawdę długo.
- To ty nie rozumiesz - uśmiechnął się Lum. - Będę przy tobie dopóty, dopóki będziesz
potrzebował mojej pomocy. Wszyscy na tej planecie pomogą ci, gdy będzie to konieczne.
- Wspólnota? - domyśliłem się.
- Właśnie. Co teraz?
- Spacer. Wojsko ma aż za dużo urządzeń, pozwalających wykryć i śledzić pojazdy w
ruchu.
- A ludzi? - spytał Stirner. - Musieli chyba o tym pomyśleć?
- Pomyśleli, i to dawno. Każde ludzkie ciało wydziela tak wiele ciepła, że można bez
problemu wykryć je z dużej odległości, tyle że nie sposób odróżnić tą metodą człowieka od
człowieka. Co gorsza, przynajmniej dla nich, niektóre gatunki zwierząt potrafią dawać podobne
odczyty.
- Skoro chcemy maszerować w jakimś kierunku, to czy nie byłoby dobre, gdyby
jednocześnie wiele innych grupek podążało we wszelkich możliwych kierunkach? - spytał Lum.
- Na pewno by pomogło - zaczynałem rozumieć, na jakich zasadach opierała się ta
Wspólnota. - Jak przekażecie wiadomość?
- Najprościej, jak można. Wyjdę na ulicę i kogo spotkam, temu powiem, o co chodzi, ten
zrobi to samo i wszyscy dowiedzą się błyskawicznie. Możemy iść.
- Dotrzemy do tamy przed świtem?
- Bez trudu. Naturalnie, to twój wybór, ale gdybyś powiedział nam, co chcesz tam zrobić,
moglibyśmy pomóc ci bardziej niż tylko jako przewodnicy.
Zmęczenie i cięgi musiały nieco przytępić moje zmysły, skoro dopuściłem do aż tak
poważnego zaniedbania.
- Przepraszam. Zaczynam gonić w piętkę. Sytuacja wygląda następująco: odkąd wasi
przodkowie umknęli przed prześladowcami, rasa ludzka nabrała nieco rozsądku i chociaż nadal
istnieją wyjątki, to większość zamieszkanych planet ceni sobie pokój. Planety te utworzyły Ligę,
która powołała do życia Marynarkę, a głównym zadaniem Marynarki jest utrzymanie tego pokoju
oraz kontaktowanie się planetami takimi jak wasza, o ile tego pragną. Nie jestem członkiem tej
organizacji, ale współpracuję z nią w sprawie inwazji i mam urządzenie umożliwiające
nawiązanie łączności. Z powodów zbyt skomplikowanych, by je teraz wyjaśniać, wygląda ono
jak ptak, a ukryte jest w transporterze, którym dojechałem do elektrowni. Chcę je odzyskać i
uruchomić, aby Marynarka Ligi dowiedziała się, gdzie jesteśmy, przybyła i uspokoiła tych
wojaków.
- Jeśli Marynarka, w imieniu której mówisz, zamierza w tym celu użyć siły, to nie
możemy ci pomóc - stwierdził Stirner po chwili namysłu.
- Co zamierza, tego nie wiem, ale w użycie siły wątpię, gdyż po pierwsze, bez
porównania przewyższa technologicznie najezdzców, a po drugie, słynie z bezkrwawego
rozładowywania konfliktów, a nie z masakr.
- W takim razie spróbujemy. Jak możemy ci pomóc?
- Prowadząc do hydroelektrowni, resztą zajmę się sam. Pójdziemy we trzech, ty, ja i
lekarz. Będziemy potrzebować żywności i czegoś do picia.
- Zapomniałeś o mnie - ocknął się Morton.
- Wręcz przeciwnie, nie mogę zapomnieć. Jesteś wreszcie poza armią i niech tak zostanie.
Albo wydostanę ptaka po cichu, albo wcale, a regularna walka z bogatszą o ostrą amunicję
kompanią zwiadu nie jest szczytem moich marzeń. Siedz tu, gawędz z Sharlą i dowiedz się jak
najwięcej o tej planecie i o tym, co wyprawa Zennor. Wrócę jutro w nocy i zastanowimy się, co
dalej.
- Z przyjemnością przedyskutuję z tobą idee Wspólnoty - uśmiechnęła się Sharla i Morton
tak się w nią zapatrzył, że nie zauważył nawet mojego wyjścia.
Stirner musiał być zapalonym łazęgą, a Lum zgoła maratończykiem, bowiem narzucili
naprawdę ostre tempo. Naładowany po czuprynę prochami dotrzymywałem im kroku bez trudu,
ale wolałem nie myśleć, co będzie, gdy środki przestaną działać. Bite drogi, linia przesyłowa,
jakiś kanał i po paru godzinach światła miasta były już daleko, a przed nami wznosiły się góry.
Stirner zarządził w końcu przerwę, zatem siedliśmy pod najbliższym drzewem.
- Jeśli chcecie coś zjeść, to teraz, bo zostawiamy tu bagaże - poinformował przewodnik.
- Jesteśmy blisko?
- Bardzo. Do tamy podejdziemy przez kanał odpływowy, o tej porze roku całkiem suchy.
Jego wylot znajduje się na brzegu rzeki w pobliżu elektrowni.
- W ten sposób ominiemy straże - ucieszyłem się. - Do transportera też będzie blisko. Ile
czasu zostało do świtu?
- Co najmniej cztery godziny.
- To ślicznie, pora na następną pigułkę czy zastrzyk, bo inaczej padnę. I trzymajmy się
planu. Trzeba wysłać wiadomość, nim coś naprawdę złego zacznie się tu dziać.
Zjedliśmy, ukryliśmy bagaże w dziupli, dostałem zastrzyk i ruszyliśmy. Po niedługiej
chwili Stirner znalazł wylot kanału.
- Nie zamieszkuje tych okolic nic groznego? - spytałem podejrzliwie, gdy zagłębiliśmy
się w kompletną ciemność kanału. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •