[ Pobierz całość w formacie PDF ]

To wyjątkowo kusząca alternatywa, zwłaszcza teraz, ale nie mogę tego zrobić.
 Dlaczego?  naciskał Brazil, teraz rzeczywiście zaintrygowany.
Nietoperz myślał przez chwilę:  Powiedzmy, że kiedyś nie pomogłem lu-
dziom, którym  wiedziałem to  groziło niebezpieczeństwo. Nie chciałbym
mieć nowych ludzi na sumieniu.
 Każde z nas dzwiga swój krzyż  powiedział Brazil tonem zrozumie-
nia.  Ja być może cięższy, niż inni.
163
 To sprowadza się do czegoś więcej, niż po prostu sumienia, Brazil  odpo-
wiedział Kuzyn Nietoperz poważnie.  Znałem pewnych ludzi. Podobnie jak ja
pragnęli władzy, bogactwa, sławy, wszystkiego, do czego warto dążyć. Dla tych
wartości gotowi byli kłamać, oszukiwać, zadawać cierpienie, nawet zabijać. Ja
również pragnę tych rzeczy, Brazil, ale dlaczego miałbym mieć do nich większe
prawo niż oni? Być może, choć tego akurat nie jestem pewien, fakt, iż oni porzu-
ciliby cię, a ja  nie, daje mi nad nimi przewagę. Tak w każdym razie chciałbym
sądzić.
To powiedziawszy, widząc, jak ostatnie promienie słońca znikają za skałami
na zachodzie, Kuzyn Nietoperz uniósł się w mrok.
W chwilę pózniej Wuju przysunęła się do Brazila.
 Cóż za dziwny typ  powiedziała z podziwem.
Zaśmiał się niewesoło:  Masz na myśli Nietoperza? Odsłonił się bardziej,
niż mogłem przypuścić. To najbardziej osobiste przeżycie, jakie zdarzyło mi się
w ostatnich dniach. Ale nie, dziwny to nieodpowiednie słowo. Niezwykły, tak,
może. Jeśli mówił prawdę, jest również dobrym przyjacielem i szczególnie nie-
bezpiecznym przeciwnikiem. Bardzo możliwe, że jest on również jednym z naj-
niebezpieczniejszych ludzi, jakich spotkałem na tej planecie.
Nie zrozumiała go, ale nawet nie starała się. Myślała o czymś znacznie waż-
niejszym.
 Nathan  spytała cicho  czy czeka nas śmierć?
 Mam nadzieję, że nie  odpowiedział lekko, próbując zmienić nastrój. 
Przy odrobinie szczęścia. . .
 Mów prawdę, Nathan!  przerwała mu.  Jakie mamy szansę?
 Niewielkie  odpowiedział szczerze.  Zdarzało mi się jednak już być
w podobnym albo i gorszym położeniu w ciągu mojego długiego życia. Przeżyję,
Wuju. Ja. . .  urwał nagle i umknął spojrzeniem przed jej wzrokiem. Zrozumiała
i w jej oczach rozbłysły małe łzy.
 Ale inni nie przeżyją  dokończyła za niego.  O to chodzi, prawda? To
jest ten twój krzyż. Jak wiele razy byłeś jedynym, który się uratował?
Przez chwilę wpatrywał się w ciemność. Potem, nie odwracając się, powie-
dział:  Nie zliczę, Wuju.
Kuzyn Nietoperz powrócił po przeszło godzinie. Brazil i Wuju robili coś w ich
schronieniu. Przyjrzał się im ciekawie.
Unieśli głowy znad roboty, obserwując, jak się zniża, wreszcie Brazil zadał to
jedyne i najważniejsze pytanie:  No i cóż?
 Mniej więcej pięć kilometrów  odpowiedział Nietoperz gładko.  W tej
odległości teren opada stromo w dolinę rzeki, brzeg jest mulisty, woda płytka,
a prąd niespieszny. Właściwie ledwie płynie.
Wydawało się, że Brazil rozjaśnia się, słysząc te wieści, zwłaszcza dotyczące
rzeki.
164
 Czy możemy dobiec tam w prostej linii?  spytał.
Nietoperz potwierdził:  Kiedy zejdziemy, ustawię was na odpowiedni kie-
runek. Będę leciał nad waszymi głowami od punktu wyjścia, by utrzymać was na
właściwym tropie.
 Zwietnie! Dobrze!  ucieszył się Brazil.  A jak z antylopami?
 Są ich tam dziesiątki tysięcy  odpowiedział Nietoperz.  Skupionych
w dużych grupach. Będziemy mogli ominąć je z daleka.
 Znakomicie! Znakomicie!  podniecenie Brazila zdawało się wzrastać
z każdym słowem.  A teraz najważniejsze: czy udało ci się zdobyć trochę trawy?
Kuzyn Nietoperz wrócił do miejsca, w którym wylądował, podnosząc jedną
nogą kępkę trawy. Trzymając ją, pokuśtykał z powrotem i rzucił zielsko Brazilowi.
Kapitan chwycił je z wyrazem nadziei na twarzy, powąchał, nawet spróbował
smaku. Było trochę kruche i przy gwałtownym zginaniu wydawało lekki trzask.
 Tak z ciekawości: co właściwie robisz?  spytał Nietoperz. Brazil wycią-
gnął z torby garść cienkich patyczków.
 Zapałki  wyjaśnił.  Nie zauważyliście, nie pomyśleliście o nich? Czyż
nie widzieliście, tam na równinie?
Wydawało się, że nie rozumieją.
 Nie widziałem niczego prócz antylop, Murniów, i trawy  powiedziała
Wuju próbując zebrać myśli.
 Nie! Nie!  upierał się Brazil, potrząsając głową w zapamiętaniu.  Nie
idzie o to, co widzieliście! Rzecz właśnie w tym, czego nie widzieliście! Popatrz-
cie tam, w ciemność! Co widzicie?
 Tylko ciemność czarną jak smoła  powiedziała Wuju.
 Tylko śpiące antylopy, Murniów, trawę  powiedział Nietoperz.
 Właśnie!  skomentował Brazil, coraz bardziej podniecony.  Ale to,
czego nie widzicie nigdzie tutaj, to coś, co spotykaliśmy w każdym mijanym do-
tąd obozie Murniów.  Nadal nie rozumieli, więc ciągnął po chwili:  Popatrz-
cie, dlaczego Murniowie budują ogniska w obozach? Nie po to, by przyrządzać
strawę, ponieważ, jak widzieliśmy, pożerają zdobycz na surowo, a nawet  na ży-
wo. Robią to po prostu dla ogrzania się! Również, oczywiście, dla ochrony przed
watahami psów. Musi to być dla nich bardzo ważne, w przeciwnym wypadku nie
widzielibyśmy tak wielu ognisk po drodze. Problem w tym, że na tej równinie nie
pali się ani jedno! %7ładnego, choćby maleńkiego światełka, żadnej iskierki! Koryto
rzeki jest szerokie, nurt płytki i powolny. Jak sądzicie  co to oznacza?
 Myślę, że wiem, o co chodzi  odpowiedziała Wuju z wahaniem.  Jest
teraz pora sucha. Tam, na trawiastej prerii, niebezpieczeństwo pożaru jest więk-
sze, niż lęk przed psami lub potrzeba ciepła.
 To musi być jak hubka!  zauważył Brazil.  Jeżeli tak się obawiają
wszelkiego ognia, musi tam być tak sucho, że każda iskra może wzniecić pożar.
165
Przy sprzyjającym wietrze możemy im tak przygrzać, że ostatnią rzeczą, jaką będą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •