[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— Musisz mi powiedzieć — odezwał się ostro.— Kiedy go spotkałeś i co ci powiedział?
Robin zawahał się, lecz w końcu się przemógł.
— Spotkałem go wieczorem — odrzekł po chwili. — Bolała mnie głowa, więc wyszedłem na ulicę.
Ale zaledwie się ruszyłem, nadszedł z przeciwka. Rozmawialiśmy chwilę, lecz nagle przeskoczył z
tematu rozmowy. Począł się naśmiewać, że sam wróciłeś z wystawy Burchestra i dodał z przekąsem,
że nie wygrasz w tej grze o zdobycie pierwszeństwa. Nie wiedziałem, o co chodzi — ciągnął
gorączkowo — ale oburzyłem się zaraz, gdyż strasznie nie lubię, gdy on mówi o tobie. Ale coś mnie
skusiło i poszedłem z nim dalej... Urwał w tym miejscu, jakby wstydząc się tego, że uległ pokusie.
— No i cóż? — rzekł Dick, spoglądając mu w oczy. — Co było potem?
Robin się zmieszał.
— Chwycił mnie silnie — odrzekł z wahaniem — tak, że po prostu nie mogłem się ruszyć, a potem mi
powiedział, potem mi powiedział...
Słowa mu uwięzły, gwałtowny szloch zacisnął mu gardło.
— Co ci powiedział? — odezwał się Dick.
Jego głos teraz drżał, był dziwnie wzburzony. Robin z przestrachu ponownie przykucnął. Ale gdy po
chwili ochłonął, ciągnął dalej, zwalczając wzruszenie:
— Powiedział mi otwarcie, że tylko wariat może wierzyć, taki wariat jak ja, że jakakolwiek kobieta
zechce cię poślubić, jak długo Dicku, jak długo...
Płacz ponownie wstrząsnął mu piersią. Na chwilę zaległo w pokoju milczenie.
Ale Dick po chwili ocknął się pierwszy. Ujął jego głowę i począł ją gładzić.
— Uspokój się, Robinie — przemówił życzliwie. — Chyba nie jesteś takim głupcem, aby brać serio, o
czym naplótł ci Jack.
Robin po chwili pokonał swój szloch.
— A gdy powiedział to wreszcie, zaprosił mnie na wódkę do gospody „Pod Beczkami". Pragnął
widocznie, bym zapomniał o wszystkim.
— Nie musiałeś z nim iść — obruszył się Dick.
— Ale nie wiedziałem, co robię — zasłaniał się Robin. — Przyznaję się otwarcie, że zgłupiałem po
prostu. To wszystko, o czym mówił, nigdy do tej pory nie przyszło mi na myśl.
Znowu zapłakał, lecz Dick bezzwłocznie jął go pocieszać.
— Głuptas z ciebie — odezwał się żywo. — Powinieneś wiedzieć, tak jak i ja o tym wiem, że to
wszystko o czym mówił, jest wyssane z palca. W każdym razie, kobieta, którą kocham, nie należy na
szczęście do kobiet małodusznych. Robin po tych słowach dźwignął się z miejsca. Było rzeczą
widoczną, że słowa Dicka wywołały w nim nagle żywą reakcję. Podniósł głowę i spojrzał na brata
poprzez grube łzy, drgające mu w oczach. — Więc zamierzasz poślubić miss Julię Moore? — zapytał
nieśmiało. Dick zmieszał się. Milczał przez chwilę, spoglądając na niego, a wreszcie przemówił:
— Tak, Robinie. Zamierzam istotnie poślubić miss Moore, ale na razie napotkałem przeszkody. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]