[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzrok wędrujący po moim ciele zupełnie nie zrobił na mnie wrażenia.
Udaję, żeby jej nie zawstydzić, ale zdecydowanie to zapamiętam.
Podejrzewam, że będę o tym myślał przez resztę tego cholernego dnia.
Biegasz? pytam. Biorąc pod uwagę okoliczności naszego
spotkania, to chyba najgłupsze pytanie świata, ale chwilowo nic innego
nie przychodzi mi do głowy.
Dziewczyna kiwa głową, oddychając ciężko z wysiłku.
Zwykle rano odpowiada. Zapomniałam, jak gorąco bywa
popołudniami.
Patrzy na mnie, osłaniając dłonią oczy przed słońcem. Skórę ma
zaczerwienioną, a wargi spieczone. Wyciągam do niej swoją butelkę z
wodą, a ona wzdryga się nerwowo. Z trudem powstrzymuję śmiech, ale
też trochę mi głupio. Musiałem ją niezle wystraszyć przed tym
sklepem, skoro teraz wyraznie się boi, że zrobię jej krzywdę.
Napij się. Podaję jej wodę. Wyglądasz na wyczerpaną.
Bierze ode mnie butelkę, przyciska ją do ust i pije łapczywie.
Dzięki mówi i oddaje mi ją. Wyciera dłonią górną wargę i
ogląda się za siebie. Mam przed sobą dwa i pół kilometra, więc lepiej
już pójdę.
Raczej cztery prostuję. Staram się na nią nie gapić, ale to
cholernie trudne, biorąc pod uwagę, że jest bardzo skąpo ubrana, a jej
usta, szyja, ramiona, piersi i brzuch wydają się wprost stworzone dla
mnie. Gdybym miał opisać swój ideał dziewczyny, byłaby dokładnie
taka jak ta stojąca przede mną.
Przykładam butelkę do ust, wiedząc, że prawdopodobnie bliżej
jej warg już się nie znajdę. Pijąc, nie mogę oderwać od niej wzroku.
Co? pyta, potrząsając głową. Wygląda na oszołomioną. Boże,
mam nadzieję, że reaguje tak na mój widok.
Powiedziałem, że raczej cztery kilometry. Mieszkasz przy
Conroe, a to jakieś cztery kilometry stąd. W sumie daje to około ośmiu
kilometrów w obie strony.
Nie znam zbyt wielu dziewczyn, które by tyle przebiegły. Godne
podziwu.
Sky mruży oczy i krzyżuje ręce na piersiach.
Wiesz, gdzie mieszkam?
Tak.
Jej wzrok pozostaje chłodny i skupiony na mnie. Nie odzywa się.
Wygląda na to, że coraz bardziej denerwuje ją mój brak wyjaśnień.
Linden Sky Davis, urodzona 29 września, zamieszkała przy
Conroe Street 1455. Metr sześćdziesiąt wzrostu. Zgoda na pobranie
organów.
Kiedy wypowiadam słowo organów , cofa się o krok, a na jej
twarzy pojawia się mieszanka strachu i konsternacji.
To wszystko masz w prawie jazdy wyjaśniam pospiesznie.
Pamiętasz? Pokazywałaś mi je przed sklepem.
Patrzyłeś na nie jakieś dwie sekundy zauważa.
Wzruszam ramionami.
Mam dobrą pamięć.
Zledzisz mnie.
Wybucham śmiechem.
Ja ciebie śledzę? To ty stoisz przed moim domem. Pokazuję
ręką budynek za sobą, po czym bębnię palcami o skrzynkę pocztową,
by udowodnić jej, że to ona wkroczyła na mój teren, a nie odwrotnie.
Otwiera szeroko oczy i gapi się w budynek za mną. Czerwienieje,
gdy uświadamia sobie, że na pewno nie wierzę w to, że przypadkiem
stanęła akurat przed moim domem.
Dzięki za wodę mówi szybko. Macha mi na pożegnanie i
rusza przed siebie.
Zaczekaj! krzyczę za nią. Wyprzedzam ją, po czym
odwracam się, usiłując wymyślić jakiś pretekst, który pozwoli mi ją
zatrzymać. Naleję ci trochę wody. Chwytam jej butelkę. Zaraz
wracam.
Biegnę do domu, mając nadzieję, że dzięki temu spędzimy razem
trochę więcej czasu. Muszę za wszelką cenę zatrzeć nie najlepsze
pierwsze wrażenie.
Co to za dziewczyna? pyta mama, kiedy wchodzę do kuchni.
Podstawiam butelkę Sky pod kran i napełniam ją wodą. Potem
odwracam się do mamy.
Ma na imię Sky odpowiadam z uśmiechem. Poznaliśmy się
dziś w sklepie.
Mama patrzy na nią przez okno, po czym przenosi wzrok na
mnie. Przez chwilę przygląda mi się z przekrzywioną głową.
I już zdążyłeś ją do nas zaprosić? Szybki jesteś, nie ma co.
Unoszę butelkę.
Akurat tak się złożyło, że biegła obok i skończyła się jej woda
odpowiadam, wychodząc z kuchni. W drzwiach odwracam się i
mrugam porozumiewawczo do mamy. Całe szczęście, że mamy
wodę.
Mama wybucha śmiechem. Lubię, kiedy się śmieje, ponieważ
rzadko jej się to zdarza.
Powodzenia, Casanovo! woła za mną.
Zanoszę wodę Sky. Znów momentalnie przywiera ustami do
butelki. Próbuję jakoś usprawiedliwić swoje wcześniejsze zachowanie.
Tam... wtedy... przed sklepem... jąkam się. Przepraszam,
jeśli cię zdenerwowałem.
Patrzy mi prosto w oczy.
Wcale mnie nie zdenerwowałeś.
Kłamie. Oczywiście, że ją zdenerwowałem. A nawet
przestraszyłem. Na szczęście teraz patrzy na mnie bez obaw.
Mimo to wydaje się zdezorientowana. Strasznie
zdezorientowana.
Przez dłuższą chwilę wpatruję się w nią badawczo. Gdybym teraz
do niej podszedł, nie wiem, czy uderzyłaby mnie, czy pocałowała. W
sumie nie miałbym nic przeciwko ani jednemu, ani drugiemu.
Nie próbowałem się też do ciebie przystawiać mówię, mając
nadzieję na jakąś reakcję z jej strony. Po prostu wziąłem cię za kogoś
innego.
Nie ma sprawy odpowiada, uśmiechając się blado.
Rozczarowanie w jej głosie jest aż nadto wyrazne. Nie udaje mi się
powstrzymać uśmiechu.
Nie żebym nie miał na to ochoty wyjaśniam. Po prostu nie
podrywałem cię akurat wtedy.
Uśmiecha się do mnie. Po raz pierwszy udało mi się wywołać jej
szczery uśmiech. Czuję się, jakbym wygrał triatlon.
Pobiegać z tobą? pytam, wskazując głową na chodnik za nią.
Nie, nie trzeba.
Kiwam głową, chociaż nie podoba mi się ta odpowiedz.
I tak idę w tym kierunku. Biegam dwa razy dziennie i mam
trochę...
Podchodzę do niej i wtedy dostrzegam świeży, duży siniak pod
jej okiem. Ujmuję palcami jej brodę i odchylam głowę, by lepiej mu się
przyjrzeć. Zapominam, co chciałem powiedzieć. Teraz myślę tylko o
tym, żeby dorwać tego bydlaka, który jej to zrobił.
Kto ci to zrobił? Wcześniej nie miałaś tej śliwy pod okiem.
Odsuwa się ode mnie.
To był wypadek. Pamiętaj: nigdy nie przerywaj dziewczynie
drzemki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]