[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po zejściu z pokładu Scourge po raz pierwszy mógł przyjrzeć się drugiemu statkowi. Miał
niespotykany kształt - był płaski i okrągły, tak że wyglądem przypominał dysk. Zachowując
ostrożność, Scourge podszedł bliżej. Serce mu łomotało. W normalnej sytuacji Moc ostrzegłaby o
potencjalnym zagrożeniu; teraz, gdy jej zabrakło, czuł się narażony na atak i właściwie bezsilny. To
uczucie bardzo mu się nie podobało.
Był już w połowie drogi do statku, gdy przyszło mu do głowy coś jeszcze. A co, jeśli Nyriss
wystartuje promem i zostawi go tutaj? Zamarł, ale po krótkiej chwili zdał sobie sprawę, jak
absurdalna jest to myśl. Gdyby Nyriss chciała się go pozbyć, miała ku temu już niejedną okazję.
Nie było powodu, by chciała zostawić go na Nathemie - nie po tym, jak sama go tutaj sprowadziła,
ryzykując przy okazji własne życie.
Scourge przygotował się psychicznie i podjął marsz w stronę obcego statku, aż znalazł się
pod nim. Wcisnął przycisk na panelu dostępu na kadłubie i ze środka powoli wysunęła się rampa.
Nie zdziwiło go, że nie była zablokowana; systemy bezpieczeństwa większości statków pozwalały
na obejście zwykłych procedur w przypadku kraksy, umożliwiając ekipom ratowniczym dostanie
się do środka i udzielenie pomocy rannym.
Scourge włączył miecz świetlny. Znajome buczenie i syczenie aktywowanego ostrza
brzmiało dziwnie, jakby dochodziło z oddali, a szkarłatna barwa przyblakła - nawet jego broń nie
oparła się wpływowi martwej planety. Uważał jednak, że gdyby przyszło mu natknąć się na opór, i
tak wykona swoje zadanie.
Wspiął się po rampie i wszedł do kadłuba. Ruszył przed siebie korytarzem, zaglądając po
drodze do magazynu i poszczególnych kabin w poszukiwaniu pasażerów. Dopiero w sterowni
znalazł to, czego szukał.
W fotelu, przywiązany pasami, leżał nieprzytomny - lub martwy - mężczyzna ubrany w
proste, brązowe szaty. Na oko mógł mieć czterdzieści standardowych lat. Był szczupły i żylasty, z
włosami sięgającymi ramion i nierównym zarostem na policzkach i podbródku. Z głębokiego
rozcięcia na czole sączyła się krew, zalewając twarz; podczas kraksy musiał go trafić jakiś
niezabezpieczony przedmiot.
Scourge podszedł bliżej, przyłożył dwa palce do szyi mężczyzny i wyczuł słabe tętno. Nagle
jego wzrok padł na rękojeść miecza świetlnego, przytroczoną do pasa pilota. Instynktownie sięgnął
poprzez Moc, próbując ocenić siłę mężczyzny, ale wyczuł jedynie pustkę Nathemy.
Zabrał miecz, przypiął go obok własnego i odpiął pasy przytrzymujące nieznajomego.
Przerzucił go sobie przez ramię i zniósł ze statku.
Dzwigając nieprzytomnego pilota, nie mógł osiągnąć tempa szybszego od energicznego
marszu, ale dawał z siebie, ile mógł. Chciał już na dobre rozstać się z Nathemą. Nyriss czekała na
niego u szczytu rampy ich promu. Scourge minął ją i wszedł na pokład, gdzie bez zbędnych
ceremonii rzucił nieprzytomnego mężczyznę na podłogę. Miał już wspomnieć o znalezionym
mieczu świetlnym, ale Nyriss go uprzedziła.
- Znam go - powiedziała ponuro. - To Revan, Jedi i szpieg Republiki.
- Szpieg Republiki? - Umysł Scourge a przyjął tę informację i wyciągnął logiczne wnioski. -
Skoro Jedi wiedzą o naszym istnieniu, to przyjdą po nas. Spróbują doprowadzić do końca
eksterminację, którą zapoczątkowali podczas Wielkiej Wojny Nadprzestrzennej!
- Nasze istnienie wciąż pozostaje tajemnicą - zapewniła go. - Revan i jeszcze jeden Jedi,
mężczyzna imieniem Malak, odkryli Dromund Kaas przypadkiem. Schwytano ich, zanim mieli
okazję poinformować Republikę o swoim znalezisku.
- Kiedy to było?
- Pięć lat temu. Imperator skazał Revana na śmierć.
- Więc skąd się tu wziął?
- Nie wiem - przyznała się Nyriss. - Ale na pewno nie zdołałby zbiec z lochów cytadeli,
gdyby Imperator mu na to nie pozwolił. Musiał dla niego pracować, inaczej już by nie żył.
- Jakim cudem? - zdziwił się Scourge. - Jedi są naszymi zaprzysięgłymi wrogami.
Nyriss nie odpowiedziała.
- Miej na niego oko - rzuciła, po czym zajęła miejsce w fotelu pilota. - Jest potężny i
wyjątkowo niebezpieczny.
- Dlaczego go po prostu nie zabijemy?
- Jeszcze nie teraz. Musimy się dowiedzieć, skąd się tu wziął. Zabierzemy go do mojej
twierdzy na przesłuchanie.
- Jeszcze nigdy nie przesłuchiwałem Jedi - skomentował po chwili milczenia Scourge. Na
jego twarzy pojawił się uśmiech. - Nie mogę się doczekać.
Odzyskawszy przytomność, Revan nie potrafił określić, gdzie się znajduje, choć nie miał
wątpliwości, że jest to więzienna cela. Posadzono go na zimnym, metalowym krześle; dłonie miał
związane z jego ramionami, a kostki z nogami. Był sam.
Jego umysł pracował powoli i ociężale; Jedi zdał sobie sprawę, że nafaszerowano go
środkami odurzającymi. Nie potrafił się skoncentrować; skupić się na tyle, by wykorzystać Moc.
Potrzebował całej siły woli, by przywołać wspomnienia wydarzeń sprzed kraksy na Nathemie.
Próbował zrobić bilans swojej sytuacji, ale mózg nie był w stanie przebić się przez
narkotyczne opary.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]