[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czasu, aż ktoś z was wróci. Jeżeli nie wróci nikt, Ziemia nigdy się nie dowie, co się tu właściwie stało. Urwał i po chwili dodał:
- Poza tym nie ma powodu do alarmu. Najpewniej dobrze sobie radzą.
- Zgoda, Ash - przyznała niechętnie - ja to wszystko rozumiem. Ale mamy sytuację wyjątkową. Dlatego nadal sądzę, że
trzeba tam pójść.
Ash nigdy nie wzdychał, nie westchnął więc i teraz, ale sprawiał wrażenie człowieka zrezygnowanego, człowieka, który
nie ma wyboru.
- Po co? - zapytał bez cienia emocji, jakby mówił o czymś najbardziej oczywistym. - Zanim któreś z nas tam dotrze,
Kane, Lambert i Dallas będą już wiedzieli, czy to ostrzeżenie, czy nie. Mam rację?
Ripley nie odpowiedziała. Siedziała i gapiła się tępo w Asha na monitorze. Naukowiec patrzył spokojnie
na nią. Ripley nie widziała jednak, co przedstawia diagram na ekranie wbudowanym w jego konsoletę.
Gdyby wiedziała, pewno bardzo by ją zainteresował...
5.
Po krótkim odpoczynku, z zapasem świeżych sił Kane odbił się od gładkiej ściany i ruszył w dół. Wyrzucił nogi do
przodu i naprężył mięśnie w oczekiwaniu znajomego starcia z twardą nawierzchnią szybu. Tym razem jednak buty trafiły w
pustkę. Szyb gdzieś zniknął. Kane zawisł w próżni.
Jakaś komora, może jeszcze jedna ładownia, wielka jak ta na górze...? myślał. Cokolwiek by to nie było, wreszcie koniec
tej cholernej studni.
Oddychał ciężko, ze zmęczenia i z gorąca. To śmieszne, ale ciemność otulała go teraz szczelniej niż wtedy, kiedy był w
szybie, znacznie przecież węższym i ciaśniejszym od tego pomieszczenia. Zastanawiał się, co jest pod nim i co by się stało,
gdyby lina nagle pękła. Ciekawe, czy daleko by spadł...?
Spokojnie, Kane, spokojnie. Myśl o diamentach, o pięknie szlifowanych wielkich brylantach, o kamieniach bez skazy,
skrzących się w mroku drogocennymi karatami. Zapomnij o czarnej nicości, w której wisisz, o nicości pełnej obcych duchów i
tysiącletnich wspomnień, pełnej...
Cholera jasna! Znów do tego wracasz?! - Widzisz coś?
Przestraszony, drgnął silnie i rozhuśtał linę. Sięgnął ręką, wytłumił wahnięcia i odchrząknął. Musiał pamiętać, że nie jest
tu sam, że tam, na górze, całkiem blisko, są Dallas i Lambert, że parę kilometrów na południowy zachód czeka Nostromo, a na
jego pokładzie kawa, swojskie, iście domowe zapachy i sen, głęboki, spokojny sen...
I nagle rozpaczliwie zapragnął tam być, tam, na Nostromo. Zaraz wytłumaczył sobie, że przecież na Nostromo nie
znajdzie diamentów, że nie znajdzie tam chwały. I diamenty, i chwała były tutaj, w otchłani.
- Nie, nic. Pode mną jest chyba jakaś komora czy grota. Szyb się skończył.
- Grota? Jaka grota? Wez się w garść, Kane. To statek, wciąż jesteś na statku.
- Taa? A pamiętam, że wspomniałeś coś o szybie górniczym, kapitanie. Może to jednak kopalnia?
- No to lada chwila powinieneś ugrzęznąć po pas w tych swoich diamentach.
Roześmiali się. Głośniki zniekształciły śmiech Dallasa; zabrzmiał głucho, tak jakoś pusto.
Kane spróbował strząsnąć z czoła kropelki potu. W tym cały kłopot ze skafandrami. Kiedy klimatyzacja nadążała za
wzrostem temperatury, wszystko było w porządku, ale kiedy astronauta zaczynał się pocić, to koniec - o wytarciu czoła mógł
sobie tylko pomarzyć.
- No dobra, może i nie grota. Ale upalnie tu jak w tropikach. -. Pochylił się lekko i zerknął na termometr. Może to jednak
grota? Może wiszę w grocie...?
Dotarł wystarczająco głęboko, żeby brać pod uwagę i taką ewentualność, lecz jak dotąd nie znalazł potwierdzenia swojej
teorii.
Nie, wszystko wskazuje na to, że wciąż jestem na statku...
Istniał tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać: zlokalizować dno.
Upalnie, powiadasz? A skład powietrza?
Rzut oka na inny wskaznik.
- Prawie taki sam jak na zewnątrz. Sporo azotu, tlenu na lekarstwo. Dość wysoka koncentracja pary wodnej, bo tu cieplej.
Chcesz próbkę? Ash będzie miał radochę.
- Na razie nie. Schodz dalej.
Kane pstryknął. przełącznikiem. Analizator powietrza zawieszony u pasa zarejestrował Skład atmosfery i głębokość, na
jakiej dokonano pomiaru. Ash się ucieszy, chociaż to nie to samo co próbka. Kane uruchomił wyciągarkę. Silniczek
zamruczał,, lina poszła w dół.
Czuł się tak samotnie, jakby żeglował przez pustkę kosmosu. Zresztą nie, bo uczucie było mniej przyjemne. Obracając się
wolno dookoła własnej osi, opadał w aksamitną czerń, w czerń absolutną, doskonałą, gdzie nie mrugała najmniejsza gwiazdka,
gdzie nie jaśniał najmniejszy promyczek najodleglejszego słońca.
Tak go to odprężyło, że przeżył prawdziwy szok, kiedy uderzył butami o twardą nawierzchnię. Stęknął, omal nie upadł.
Odzyskał równowagę, stanął prosto i wyłączył silnik dzwigu.
Sięgnął ręką do karabińczyka, ale przypomniał sobie rozkaz, Dallasa. Ciężko mu będzie iść, wlokąc za sobą linę, lecz
gdyby kapitan odkrył, że Kane się od niej uwolnił, wpadłby w prawdziwy szał. Nie było rady. Pozostało mu tylko modlić się,
żeby lina nie uwięzła w jakiejś szczelinie na górze.
Odzyskawszy oddech, zapalił latarkę oraz reflektor umocowany przy hełmie, chcąc zbadać swoje położenie. Natychmiast
zrozumiał, że to nie jaskinia, że jego przypuszczenia były całkowicie błędne i fantastyczne. Kane stał na dnie wielkiej komory
obcego statku.
Olbrzymia, z gładkimi, nagimi ścianami, wyglądała jak gigantyczna ładownia. Zwiatło padało na dziwne przedmioty czy
urządzenia, które albo stanowiły integralną część ścian, albo zostały do nich przytwierdzone. Przedmioty te zdawały się
wykonane z jakiegoś miękkiego, niemal elastycznego materiału kontrastującego ze sztywnymi, mocnymi żebrami
wzmacniającymi korytarz i ściany; żebra biegły od podłogi do sufitu w regularnych, dobrze zaprojektowanych odstępach.
Nie wiedzieć czemu, Kane odniósł wrażenie, że przedmioty te ustawione są chaotycznie, bezładnie - w komorze zauważył
wiele nie wykorzystanego miejsca. Oczywiście dopóki nie odkryją istoty i pochodzenia owych tajemniczych występów w
ścianach, rzeczą absurdalną było spekulować, czy właściciele statku składowali towar w sposób racjonalny czy nieracjonalny.
- Jak tam, Kane? W porządku? - odezwał się Dallas. - Taaa... Szkoda, że tego nie widzicie.
- Czego? Czego nie widzimy? Co znalazłeś? - Nie wiem. Coś dziwnego.
- O czym ty gadasz, Kane? - Chwila ciszy. - Kane, czy możesz wyrażać się konkretniej? "Coś dziwnego" niewiele nam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]