[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzieciaków przyjechali ciężarówką z kopalni w
Arignie prawdziwi chłopcy ze strzyżykiem.
Dziewczęta dopilnowały, żeby być wtedy w
domu. Nie wszyscy chłopcy ze strzyżykiem zadali
sobie trud, żeby się przebrać. Wysypali się z
ciężarówki przy dzwiękach pojedynczego
akordeonu, do którego szybko dołączyły kolejne
akordeony, skrzypce, piszczałki i bęben.
Tancerze w podskokach przemierzyli ścieżkę,
chwycili Rose i dziewczęta i zaczęli
obtańcowywać je wokół pokoju, idealnie
zestrojeni z muzyką. Słychać było piski, śmiech,
prowokacyjne przyśpiewki. Gwar ucichł jak
nożem uciął, gdy zabrzmiała stara pieśń,
śpiewana czystym tenorem prawie bez
akompaniamentu; a potem znowu muzyka,
taniec i błazenada. Zbierając się do odjazdu,
chłopcy z Ardcarne gorąco namawiali wszystkich
do przyjścia wieczorem na wielką zabawę
taneczną w stodole. Jak co roku pieniądze, które
zebrali po domach, pójdą na whiskey, porter,
lemoniadę, kanapki, ciastka i herbatę. Zagrają ci
sami muzycy. Będzie picie, wyżerka i tańce.
Miniaturowe przyjęcie skończyło się tak samo
nagle, jak się zaczęło, szeptami, wyraznymi
słowami podziękowań i ostrzegawczymi: Tylko
pamiętaj, że masz przyjść; melancholijnie
jęknęły pakowane instrumenty.
Rose i dziewczęta próbowały namówić
Morana, by poszedł z nimi na zabawę
organizowaną przez chłopców ze strzyżykiem w
stodole, ale ten jeden raz, kiedy był tam z Rose,
wystarczył mu aż nadto.
Jest czas, żeby tańczyć, i czas, żeby
siedzieć w kącie. Dlaczego sama z nimi nie
pójdziesz? zapytał.
Wiesz, że nie pójdę bez ciebie, tatusiu. I
wiesz, że będą tam ludzie dużo starsi od nas.
Ich sprawa odparł i szurając nogami,
wyszedł z pokoju.
Wyglądały pięknie, podniecone i wystrojone,
ale najbardziej podniecony i najstaranniej
ubrany był Michael. Dziewczęta nie zwracały na
niego uwagi. Był wysoki, lecz przy tym gibki jak
trzcina i nadal widziały w nim dziecko. Moran
zawiózł ich na tańce. Wrócą piechotą albo złapią
okazję; perspektywa spotkania chłopca, który
odprowadzi je do domu, wprowadzała aspekt
seksualnej ekscytacji, która nie znajdowała ujścia
w słowach.
Brama i zamknięta na cztery spusty
stróżówka tonęły w mroku. W wielkim domu nie
świeciło się w żadnym oknie, ale na jego tyłach
sznury nagich żarówek podwieszone na słupach
oświetlały ogromną stodołę pomiędzy szopami.
W środku zabawa już się rozpoczęła. Na zbitym z
desek podwyższeniu grało trzech muzyków,
którzy wcześniej tego samego dnia przyjechali do
ich domu ciężarówką z kopalni węgla w Arignie,
ale nikt jeszcze nie tańczył. Przy stołach,
ustawionych na kozłach wzdłuż ścian, stały
grupkami dziewczyny, popijając herbatę i
rozmawiając. Starsze kobiety piły whiskey z
mężczyznami w swoim wieku. Wokół beczek z
porterem gromadzili się młodzi mężczyzni. Z
roku na rok prawie nic tu się nie zmieniało;
wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak w
dniu, kiedy Moran zabrał Rose na tańce.
Michael, ze szklanką mocnego porteru w
dłoni, od razu przyłączył się do towarzystwa.
%7ładna z Moranówien nie piła. Swoboda, z jaką
Michael krążył pomiędzy grupkami mężczyzn,
zdumiała je nie mniej od tego, że w ogóle pije.
Ich mały braciszek dorósł, a one nie zauważyły
nawet kiedy. Podochocony alkoholem,
zachowywał się coraz hałaśliwiej. Dorośli
mężczyzni odwracali się plecami od tych
manifestacji męskości. Podchwyciwszy przez salę
oburzone spojrzenia sióstr, pokiwał w ich stronę
szklanką i zaczął lustrować kobiety.
Nie był dobrym tancerzem, ale trzymał się
prosto i poruszał z wdziękiem, tak samo jak
niegdyś jego ojciec, i ofiarował Neli Morahan
całą swoją uwagę. Po skończonym tańcu
bezczelnie zaprowadził ją przez salę do stołu z
whiskey i porterem. Ona, w tym samym duchu,
poprosiła o whiskey. Córki Morana uznały jej
zachowanie za bezwstydne, a nawet rozwiązłe.
Nie dbała o to. Wiedziała, że uważają się za
lepsze od Morahanów z Wyżyny Trzymała ich
małego braciszka w swych doświadczonych
rękach. Nie uląkł się dezaprobaty w ich oczach,
wzniósł szklankę z whiskey i wypił przez salę ich
zdrowie, zmuszając je, by się odwróciły, zbijając
się w ciasną gromadkę.
Neli Morahan urodziła się na małej farmie,
wysoko na stokach Wyżyny. Jej ojciec, Frank
Morahan, przez cały rok pracował na wielkich
farmach za dniówkę. Musieli sami uprawiać
swoje nędzne zagony, choć w niedzielę i
wieczorami pomagał im, na ile starczało mu sił.
Patrzono na nich z góry. %7ładne z dzieci nie było
szczególnie bystre, nie mieli więc szansy wybić
się przez naukę. Neli poszła do miasta; najęła się
na służącą w domu doradcy prawnego, gdzie
poznała smak pierwszych seksualnych pieszczot
z synami swego chlebodawcy przyjeżdżającymi
na wakacje ze szkoły; nie wzbudziły bynajmniej
w niej wstrętu. Następnie pracowała jako
sprzedawczyni w małym miasteczku pod
Dublinem, gdzie miała cały tabun chłopców z
domów szeregowych, aż wreszcie ciotka wzięła ją
ze sobą do Nowego Jorku. Tam ujawnił się jej
rodzinny zapał do pracy, najpierw w wytwórni
lodów, następnie w pralni chemicznej, a potem w
restauracji. Odkryła, że dzięki pogodnemu
usposobieniu i energii jako kelnerka może przez
tydzień zarobić więcej, niż w Irlandii zdołałaby
zaoszczędzić przez rok. Przez jakiś czas żyła ze
starszym mężczyzną, poczuła się jednak
wykorzystana, kiedy zrozumiała, że on nie
zamierza spełnić swoich obietnic. Z właściwym
sobie podejściem praktycznym porzuciła go bez
żalu i urazy. Miała teraz dwadzieścia dwa lata i
przyjechała do domu na parę miesięcy, z
własnymi pieniędzmi. Kupiła ubrania i buty
braciom i siostrom, i trochę rzeczy, które mogły
się przydać w domku na Wyżynie. Sobie kupiła
mały samochód, który wyjeżdżając, zamierzała
zostawić rodzinie. Przede wszystkim chciała
zafundować nieco rozrywki ojcu, a przy okazji i
sama się zabawić. Było jej równie daleko do
brzydoty, jak i do wielkiej urody, lecz była
młoda, silna i pełna temperamentu. Michael
Moran ledwie skończył piętnaście lat, ale był
przystojny i miał seksapil. Przez całe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]