[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z tych sposobów. Załóżmy, że naprawdę tego nie potrafię
i nie chcę doprowadzić do sytuacji, w której czułabym się
upokorzona. Przypuśćmy, że to jest ktoś... chodzi mi o to,
że właściwie nie ma szans, żeby się między nami ułożyło.
Co wtedy?
- Za dużo tych przypuszczeń - uznał Pete i pogroził
jej palcem. - Mnie też przyszÅ‚o jedno do gÅ‚owy. Przypuść­
my, że głupio kombinujesz, bo zanim podjęłaś grę, już
założyłaś, że nie wygrasz.
- Czasami podczas gry można się dotkliwie poranić
- odparowała. - Szczególnie, gdy nie znasz reguł.
Pete machnął lekceważąco ręką.
- OczywiÅ›cie najlepiej jest wygrywać, ale czasami wy­
starczy tylko, że się gra. Jo, masz otwarty umysł i mocne
nerwy. I ty boisz się zaryzykować?
- Mam wrażenie, Pete, że podejmuję ryzyko tylko wte-
dy, gdy dobrze skalkulujÄ™ swoje szanse. Wiem, co siÄ™
stanie, jeśli popełnię błąd.
84 NORA ROBERTS
- A mnie się zdaje, że powinnaś mieć więcej zaufania
do Jo Wilder - powiedział, klepiąc ją po policzku.
- Cześć, Jo.
Spojrzała przez ramię i spostrzegła, że zbliża się do nich
Rose. Ubrana była w dżinsy, prostą białą bluzkę, a na
ramieniu niosła dwumetrowego węża boa.
- Cześć, Rose. - Jo przekazaÅ‚a Pete'owi drÄ…g do kar­
mienia lwów. - Bierzesz Baby na spacer?
- Musi trochÄ™ odetchnąć Å›wieżym powietrzem - odpo­
wiedziała dziewczyna, głaszcząc swojego podopiecznego.
- Szukasz Jamiego? - spytała Jo.
Rose dumnie odrzuciła czarne loki.
- Nie zamierzam tracić dla niego czasu. Przestałam się
nim interesować.
- To jeszcze jeden sposób - wtrÄ…ciÅ‚ Pete. - Zaskocze­
nie. Zmiana frontu.
Rose ze zdumieniem spojrzaÅ‚a na Pete'a, po czym prze­
niosła wzrok na Jo.
- O czym on mówi?
Jo ze Å›miechem usiadÅ‚a na wysokiej beczce na de­
szczówkę.
- O tym, jak złapać faceta - wyjaśniła, wystawiając
twarz na słońce.
- Zaskoczenie - powtórzyÅ‚ Pete, poprawiajÄ…c czapecz­
kę. - Wariuje, zastanawiając się, czemu nagle przestałaś
go zauważać. '
Rose przez chwilę rozważała ten pomysł.
- I to działa?
- Dziewięćdziesiąt procent skuteczności - zapewnił
Pete, poklepujÄ…c przyjaznie Baby.
NOWE ZYCIE 85
- Może mimo wszystko nie wsadzę Baby do przyczepy
Carmen - mruknęła Rose. - O, spójrzcie. Idą tu Duffy
i właściciel. - Niepoprawna kokietka, automatycznie
siÄ™gnęła do wÅ‚osów. - O rety, on jest naprawdÄ™ niesamo­
wicie przystojny. Nie uważasz, Jo?
Oczy Jo napotkały wzrok Keane'a. Nie potrafiła ode-
rwać od niego spojrzenia.
- Masz rację - zgodziła się, siląc się na obojętność.
- Jest bardzo atrakcyjny.
- Cześć, Duffy. - Rose obdarzyła korpulentnego męż-
czyznę zdawkowym uśmiechem i skierowała uwagę na
Keane'a. - Witamy, panie Prescott. Miło, że pan do nas
wrócił.
- Witaj, Rose. - Uśmiechnął się do niej i uniósł brwi,
kiedy spostrzegł węża owiniętego wokół jej szyi. - Kim
jest twój przyjaciel?
- To Baby. - Poklepała grzbiet w beżowe plamki.
- Ach tak. - W złotych oczach Keane'a pojawiła się
iskierka humoru. - Cześć, Pete. - KiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… opieku­
nowi lwów.
Jo przyszÅ‚o nagle do gÅ‚owy, że poza pragnieniem mi­
łości, Keane wzbudzał w niej strach. Bała się władzy, jaką
miał nad nią i tego, że mógłby ją skrzywdzić. Na szczęście
strach to uczucie, które doskonale rozumiała. Można sobie
z nim poradzić, trzeba tylko zastosować podstawowÄ… za­
sadę z areny: nie wolno się odwracać ani uciekać.
W milczeniu przyglÄ…dali siÄ™ sobie, podczas gdy pozo­
stali obserwowali ich z mniejszym lub wiÄ™kszym zaintere­
sowaniem. Trwało to chwilę, póki Duffy nie odchrząknął
i nie odezwał się wreszcie.
86 NORA ROBERTS
- Jo?
Spokojnie, bez pośpiechu, przeniosła na niego spojrzenie.
- Tak, Duffy?
- WÅ‚aÅ›nie posÅ‚aÅ‚em jednÄ… z tancerek do dentysty. BÄ™­
dziesz musiała ją zastąpić. Garderobiani już wiedzą, że
mają się tobą zająć.
- Dobrze. - Jo uśmiechnęła się swobodnie, choć ciągle
czuÅ‚a na sobie wzrok Keane'a. - Chyba powinnam po­
ćwiczyć chodzenie na tych dziesięciocentymetrowych
obcasach.
- Duffy - wpadÅ‚a im w sÅ‚owo Rose i pociÄ…gnęła me­
nedżera za rÄ™kaw. - Kiedy wreszcie pozwolisz mi wystÄ…­
pić w jakimÅ› tanecznym numerze? Ostatnio sporo ćwiczy­
łam. - Zręcznie odwinęła Baby ze swojej szyi. - Niech
pan go chwilÄ™ potrzyma - poprosiÅ‚a, wkÅ‚adajÄ…c boa w ra­
miona Keane'a.
- O... - Keane poprawił węża na rękach i niepewnie
spojrzał w jego znudzone oczy. - Mam nadzieję, że nie
jest głodny.
- Zjadł smaczne śniadanko - zapewniła Rose.
- Baby nie jada właścicieli - dodała Jo, nie starając się
nawet ukrywać uśmiechu. Po raz pierwszy widziała, że
Keane jest zaniepokojony. - Czasami tylko jakiegoÅ› zagu­
bionego mieszczucha. Rose ściśle przestrzega jego diety.
- Zakładam - zaczął Keane, gdy Baby przesunął się
trochę w jego ramionach - że wie, z kim ma do czynienia.
Ciągle śmiejąc się z jego niepewnej miny, Jo odwróciła
siÄ™ do Pete'a.
- Czy ktoÅ› poinformowaÅ‚ Baby, że mamy nowego wÅ‚a­
ściciela?
NOWE %7Å‚YCIE 87
- Prawdę mówiąc, nie miałem okazji - odparł Pete.
- Oni tylko tak panu dokuczajÄ…, panie Prescott - uspo­
koiła go Rose, kończąc występ efektownym szpagatem.
- Baby w ogóle nie jada ludzi. Jest łagodny jak baranek.
- Poderwała się na nogi i otrzepała dżinsy. - A gdy pan
wezmie na ręce kobrę...
- O, nie, dziękuję - zastrzegł się Keane, przekazując
wielkie cielsko ponownie w ramiona Rose.
Dziewczyna założyła węża na szyję.
- Skończyłam, Duffy. I co ty na to?
- Poproś, żeby któraś z dziewczyn pokazała ci cały
ukÅ‚ad - poleciÅ‚, kiwajÄ…c gÅ‚owÄ… z zadowoleniem. - A po­
tem zobaczymy. - Z uśmiechem patrzył, jak odchodzi
przez plac.
- Hej, Duffy! - Tym razem to był Jamie. - Jacyś ludzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •