[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 A jak już o ścierwach mowa, to tak po ciekawości, co zrobiliście ze szlachetnym
Sosiskiem?
 Co było robić? Wyciągnęliśmy go z łoziny, bo Betka narzekał, że mu ryby potruje.
Zgorszenie straszliwe uczynił. Golusieńki tam leżał i jawne na nim ślady były sprośności, co je z
utopcami wyprawiał.
Babunia Jagódka spuściła oczy i wzięła następny kawałek sernika. Nie zamierzała opowiadać
plebanowi, jak zachęciła utopce, żeby zabawiły się z klerykiem.
 Kazałem go co rychlej wsadzić na osła i odwiezć do opactwa  ciągnął wielebny.  Bo
jak my go w komórce zawarli, to łeb przez kraty wystawił i dalej ryczał jakieś przyśpiewki o
niewieściej rzyci i nijak nie dało się go uciszyć. Niech sobie tam wuj opat z nim ładu dochodzi,
dla mnie to on jest zwyczajny podpalacz i rozpustnik. Wszystko opatowi opisałem. I to, że
guślarza uwędził, i to, co z utopcami wyprawiał.
 Bardzo roztropnie  pochwaliła wiedzma.  Niech z nami więcej nie zadziera.
 Tylko tego guślarza trochę żal  mruknął pleban.  Poczciwy był chłopina.
 Bruzdził mi  skrzywiła się Babunia.  Chłopów porozwydrzał. Przyłazi dzisiaj do
mnie Betka młynarz, kładzie na okapie kominka półgroszówkę i gada:  Babuniu, dajcie mi maść
na czyraki, ale nie zwłóczcie, bo dwa wozy pod młynem stoją i mam huk roboty! . Butów
porządnie nie wytarł, nie zagadnął  Jak zdrowie, Babuniu? , nie przyniósł okowitki. Nawet bał
się jakoś nie za bardzo, nie popłaszczył się, jak należy, tylko pieniądze wyjął i gębę rozpuścił. A
czy ja kram prowadzę? Ja wiedzma jestem! Ja mu taką maść dałam, że on do jutra nie jeden, ale
dziesięć czyraków mieć będzie.
Pleban pokręcił głową, udając oburzenie, ale po prawdzie nie zmartwił się zbytnio. Nie
przepadał za Betką młynarzem.
 A te kartelusze, co je guślarz nocką po wsi porozwieszał?  spytał.  To też wasza
sprawka?
 Nie, nie za bardzo  odparła skromnie Babunia Jagódka.  Jak by to składnie rzec? Ja
go tylko odrobinę zachęciłam.
  Rzyć niewieścia wieloraka jest ?  Pleban zaśmiał się filuternie.  Widać dobrzeście
go zachęcili. A literki?
 Nie.  Babunia Jagódka podparła się na łokciu.  W literkach guślarza nie mam
żadnego rozeznania. One już wcześniej musiały u niego w głowie siedzieć, a urok je tylko na sam
wierzch wygrzebał.
 Szkoda ich  westchnął.  Kazałem chłopom łazić i pisania szukać, ale musiał je
Sosisek z chałup pozdzierać i w ogień wrzucić pospołu z samym guślarzem. Szkoda, bo mnie
Sosisek klarował, o co z tymi literkami chodziło, ale w środku nocy człek jest rozespany, nic nie
zapamiętałem. Ja to do rzemiosła nigdy żem głowy nie miał.
 Urok to urok  mruknęła Babunia.  Ten był dla guślarza i jeśli nie chciał, żebyście go
zapamiętali, to nie pamiętacie. Uroki są złośliwe.
 Ale rozważcie  proboszcza tknęła nagła myśl.  Co by było, jakby guślarz nie o
niewieściej dupie rymy składał, ale co nabożnego przepisywał? Sosisek by go ani nie obwołał
plugastwem, ani nie uwędził. Do opactwa by go zawlókł i jeszcze po drodze o Sztuce, Poezji,
Metaforze i Mistyce gadał.
 Ech, dajcie już pokój  uśmiechnęła się krzywo.  Gdzie nam obojgu do Mistyki? Jak
się trafi jaka Poezja, to o niewieściej rzyci. A ze Sztuki, to ja znam tylko sztukę mięsa.
 Ano  przytaknął pleban.  Ale nas ni Sztuka, ni Metafora w ogień nie zapędzą.
 Wszystko przetrzymamy.  Wiedzma dolała gorącej wody do cebrzyka.  Wymoczymy
nogi, popijemy okowitki, a jak znowu będzie jakie zamieszanie, to je po bożemu prześpimy.
 Amen  powiedział proboszcz.
Zaklęta księżniczka
Nieszczęście spadło na Wilżyńską Dolinę nagle, tuż przed świtem. Dzikie wrzaski i kwik
zarzynanej chudoby wdarły się pod wilgotne od snu piernaty i dla większości kmieci były to
ostatnie usłyszane przez nich dzwięki. Kmiece niewiasty usłyszały nieco więcej, napastnicy
bowiem posortowali swą zdobycz nader prosto: chłopów, którzy nie zdążyli czmychnąć na czas
do lasu, wyrżnęli i zwalili na kupę na placu przed kościołem, barany też zarżnęli i upiekli na
rożnach na tymże samym placu, a wilżyńskie niewiasty starannie zerżnęli w pobliżu ich
zarżniętych mężów i równie martwego inwentarza. Takim to niewymyślnym sposobem
zakończyli egzystencję osady.
A wszystko zdarzyło się dlatego, że Babunia Jagódka wyjątkowo lubiła śliwkowe powidła.
Mieszkańcy Wilżyńskiej Doliny, dobrze obeznani z wiedzmią słabością do przetworów, co
rok znosili jej kosze wszelakiego owocu, od wczesnych truskawek, aż po pózne, grudniowe
jabłuszka. Jednak śliwki Babunia ceniła najbardziej, a tamtej jesieni miała nadzwyczaj dużo
czasu, by w spokojności smażyć nieoszacowany ów specjał. Szymek, pokątnie zwany w okolicy
Wiedzmim Capem, ruszył w świat w poszukiwaniu szczęścia, którego Babunia życzyła mu z
całego serca, nie żywiąc wszakże większych złudzeń co do jego losu. Po kilku wspólnych
upojnych miesiącach wiedziała dobrze, że opatrzność obdarzyła Szymka wieloma darami,
jednakowoż rozsądek z pewnością do nich nie należał. Nie, żeby ów brak jakoś szczególnie
Babuni doskwierał, wręcz przeciwnie: Szymek znał swoje miejsce, wiedział, co ma robić i robił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •