[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwierząt zaskoczyła mnie zupełnie. Szeptem nakazała nam
niezapalanie światła i natychmiastowe zamknięcie drzwi. Tuż
za nią stał ktoś jeszcze, ale trudno mi było ocenić kto, bo w
ciemności widziałam tylko zarys sylwetki.
- Kto tam z tobą jest? - wyszeptałam, jednocześnie
przepychając Marysię przed siebie. Posłusznie wymacałam
zasuwę i jak najciszej ją zamknęłam.
- To ja - zaszeptał cień głosem Norberta. - Myśleliśmy, że
już nie wrócicie.
- Co tu się dzieje? - chciała wiedzieć Marysia. -
Poszaleliście, czy bawicie się w wywoływanie duchów?
- Ciszej! - zdenerwowała się Jagoda. - My nie
poszaleliśmy, w przeciwieństwie do tego twojego pana
Miodka - zwróciła się do mnie. - Od początku mówiłam, że to
wariat.
- Stawiałaś raczej na mordercę staruszek - sprostowałam.
- A o cóż znowu chodzi i gdzie jest tata z Anielką?
- Twój tata z Anielką pojechali odwiezć Sławka. Biedak
tak się spiekł, że nie mógł prowadzić samochodu, bo go
wszystko bolało przy byle ruchu. No i ledwo wszyscy poszli,
pszczelarz zaczął wariować.
- Co to znaczy? Awanturuje się?
- No nie, tak bym tego nie nazwała. Ale zaraz sama
zobaczysz, on robi tylko krótkie przerwy - zaszeptała
nerwowo Jagoda i pociągnęła mnie do okna. - Tylko się schyl
- nakazała. - Niech cię lepiej nie zobaczy, bo cholera wie, co
mu strzeli do łba.
- Nie szarp mnie, bo nic nie widzę - jęknęłam, waląc
głową w parapet, spod którego usiłowałam ukradkiem
wyjrzeć. I w tym samym momencie zobaczyłam pszczelarza
wychodzącego zza domu. Wyglądał względnie normalnie, no
może trochę nerwowo rozglądał się na boki. - I co? -
Wzruszyłam ramionami. - Chodzi sobie, może ma ochotę na
wieczorny spacer.
- Siedz cicho i czekaj - nakazała mi Jagoda, dopuszczając
do okna zaintrygowaną Marysię.
Nagle usłyszałam przenikliwy krzyk.
- Bigos, bigooos!!! - wrzeszczał pan Miodek ile sił w
płucach. - Bigos!!!
- Rzeczywiście dziwne - zgodziłam się ostrożnie. - Długo
to już trwa?
- Z jakieś dwadzieścia minut - mruknął Norbert. - Aazi tak
dookoła domu i wrzeszczy. Chciałem do niego wyjść, ale pani
Jagoda mi nie pozwoliła.
- No i miała rację. Ale o co może mu chodzić? Pierwszy
raz słyszę o bigosowej obsesji. Nie mamy przypadkiem w
zamrażalniku jakiejś porcji kapusty? Może gdyby mu ją dać,
toby się uspokoił?
- Albo wręcz przeciwnie, nie masz pewności, że widok
prawdziwego bigosu go nie rozjuszy - uświadomiła mi Jagoda.
- Im dłużej żyję, tym większe mam przekonanie, że powinnam
iść na psychiatrię. Przynajmniej wiedziałabym, co z takim
jednym czy drugim zrobić.
- Biiigooos! - rozległo się rozpaczliwe wołanie tuż pod
oknem, a ja uświadomiłam sobie, że z pszczelarzem może jest
coś nie w porządku, ale my też zachowujemy się
nienormalnie.
- Po prostu do niego wyjdę i porozmawiam -
zdecydowałam. - Ostatecznie chyba mnie nie zabije, nie
wygląda na agresywnego. Zresztą w razie czego przyjdziecie
mi z pomocą. Nie ma sensu kryć się w zamkniętym ciemnym
domu. Idę. - Podniosłam się z klęczek i ruszyłam do drzwi.
- Poczekaj, idę z tobą - zdecydowała Jagoda. - A wy
siedzieć tutaj i się nie ruszać! - nakazała Norbertowi i Marysi.
- W razie czego dzwońcie po Czarka, OK?
- OK. - Marysia pokiwała głową. - A może zadzwonię po
dziadka?
- Oszalałaś? - sarknęłam. - Dziadek ma chore serce,
chcesz go wykończyć?
- A myślisz, że jak ten obsesant cię rąbnie czymś ciężkim,
dziadek się nie zdenerwuje?
- Może nie rąbnie. I tego się trzymajmy - stwierdziłam
stanowczo.
Otworzyłam drzwi, prawie wpadając na pana Miodka,
który stał na progu i chyba zamierzał kontynuować swoje
kulinarne okrzyki. Na mój widok tylko otworzył i zamknął
usta, nie wydając przy tym żadnego dzwięku.
- Dobry wieczór, panie Florianie - przywitałam się jak
gdyby nigdy nic. - Tak nam się z Jagodą wydaje, że pan
zgłodniał. Może zrobić kolacyjkę?
- Nie, dziękuję, w ooogóle nie jeeestem głodny. -
Machnął ręką.
- Nie? A bigo... - zaczęłam, ale Jagoda zakryła mi usta
ręką.
- Nie wymawiaj tego słowa na B, bo może to zle na niego
podziałać - wyszeptała spanikowana.
Pan Miodek przyglądał nam się z wyraznie widocznym
zdumieniem.
- Jakiego słowa na B? - Jak się okazało, cechował się
doskonałym słuchem i Jagoda mogła sobie spokojnie darować
konspirację.
- Jakiego? Jakiego? - nie wytrzymałam i dałam upust
nerwom. - Biega pan wkoło domu, wrzeszczy bigos i bigos -
postanowiłam niczego nie owijać w bawełnę - co to ma
znaczyć? Jest pan uzależniony od kapusty czy jak?
Pszczelarz przez moment patrzył na nas z zastanowieniem,
a potem niespodziewanie wybuchł gromkim śmiechem,
wprawiając mnie w niemałą konsternację.
- Bigos, drooogie panie - przemówił urywanym głosem -
to mój kot. Zawieruszył się gdzieś i po prooostu go wooołam.
- Chryste, ależ nas pan nastraszył! - wysapała Jagoda.
- A swoją drogą co to za imię? Kto normalny tak nazywa
zwierzę?
- Moja babcia - spokojnie stwierdził pan Florian,
popatrując na Jagodę spod oka. - To był jej kot. Jjjak zmarła,
to się nim zaaająłem. Nazywa się tak, bo ma jjjak na kkkota
dziwne uuupodobbbania. Kocha bigos. Widziała kiedyś pani
kota wsuwającego bigosik?
- Nie widziałam. - Moja przyjaciółka się zmieszała. - No i
przykro mi z powodu pana babci. Nie chciałam być niemiła.
- No to może skoro już wszystko wiemy, wspólnie
poszukamy Bigosa - zaproponowałam, z trudem dochodząc do
siebie. - A dzieciaki zrobią nam w tym czasie kolację -
zadysponowałam, gratulując sobie w duchu, że nie
pozwoliłam zadzwonić do taty. Niepotrzebnie naraziłabym
jego serce na stresy, a siebie na śmieszność i docinki Anielki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •