[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wytrącało ją z równowagi.
A może jednak dziwaczne zachowanie Sarah miało jesz
cze jakieś inne przyczyny? Deverel, w przeciwieństwie do
starego lorda, nie był ani krytyczny, ani przesadnie wyma
gający, w każdym razie wobec siostry. Nawet jeśli nie po
wiedział Sarah wszystkiego, musiał coś wspomnieć na te
mat większej liczby gości. Dlaczego więc Sarah nie chciała
jej tego powtórzyć? I dlaczego Deverel nie powiedział jej
o swoich planach wtedy, kiedy ją prosił, by została w Ma-
nor? Czy miał jakieś konkretne powody, by zatajać przed
nią swoje zamiary? A może po prostu ostatnie wydarze
nia zmusiły go do zmiany planów? Lecz jeśli tak, to dla
czego? Dlaczego jego zaangażowanie w sprawy rodzinne
Fanhope'ów miałoby mieć jakikolwiek związek z przyję
ciem zaplanowanym na początek przyszłego miesiąca?
Poczuła, że od natłoku pytań mąci jej się w głowie, i po
raz pierwszy zrozumiała, jak musiała czuć się biedna Sa-
220
rah, tak zagubiona i niepewna, w którą najpierw obrócić się
stronę. A potem nagle, w jakiś cudowny sposób, rozjaśniło
jej się w głowie i rozbiegane myśli ułożyły się w jedyne sen
sowne wytłumaczenie: Deverel musiał całkiem niedawno
dojść do wniosku, że przyjęcie urodzinowe jego babki to
idealna okazja, by świętować zarazem coś innego.
To nagłe olśnienie powinno było przywrócić jej spokój
ducha, lecz stało się całkiem odwrotnie. Poczuła, że kola
na się pod nią uginają, a świat zawirował jej przed oczyma.
%7łeby nie upaść, musiała przysiąść na leżącym nieopodal
zwalonym drzewie.
Nigdy dotąd nie zdarzyło jej się doznać tak potężnego
wstrząsu. Musiało minąć kilka chwil, zanim zdołała opa
nować te niemiłe objawy. Gdy wreszcie doszła jako tako do
siebie, zaczęła się zastanawiać nad przyczyną swojej niety
powej reakcji.
Nigdy przecież nie bała się spojrzeć prawdzie w oczy, bez
względu na to, jak bolesna i okrutna mogła być. A praw
da wyglądała tak, że była beznadziejnie zakochana w męż
czyznie, który, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, za
mierza za trzy tygodnie publicznie ogłosić swoje zaręczyny
z Caroline Fanhope!
Wróciła myślami do przyjęcia w Fanhope Hall i szereg
obrazów raz jeszcze przesunął jej się przed oczyma: Deve-
rel w towarzystwie Caroline, taki swobodny i rozluzniony;
Deverel spoglÄ…dajÄ…cy na Caroline z nieukrywanÄ… sympatiÄ…;
Deverel i Caroline w tańcu, ich ruchy tak precyzyjnie zgra
ne, jakby stanowili dwie połówki idealnej całości.
Czy to możliwe, że już tamtej nocy zamierzali ogłosić
221
swoje zaręczyny? Na myśl o tym jęknęła głośno. Jeże
li rzeczywiście tak było, nic dziwnego, że lord wydawał
się ostatnio jakby obcy. Mimowolnie zniszczyła przecież
ich nadzieję na najbliższą przyszłość oraz szczęście mał
żeńskie.
Oczywiście Disher od razu odgadła prawdę, o czym
świadczyły jej niedawne dziwne uwagi. Wszystko, co jej
wtedy powiedziała, zaczynało teraz brzmieć całkiem roz
sądnie! Kochana Disher bez trudu zorientowała się, że wi
cehrabia nie jest Annis obojętny i zaczęła się, nie bez racji,
niepokoić. Powiedziała jej też, że cieszyłaby się, gdyby mog
ła mieć pewność, że rozsądek wezmie górę nad emocjami,
i jej pani pogodziła się z myślą, że związek inny niż przy
jazń nie wchodzi tu w rachubę.
Jeżeli to prawda, a ona podświadomie nie chciała wcześ
niej przyjąć jej do wiadomości, to z tą chwilą wszystko się
zmieniło. Przypadek jej matki był tu, oczywiście, wyjąt
kiem! Zdarzało się przecież niezmiernie rzadko, by ktoś
z arystokracji wybierał sobie współmałżonka spoza swojej
sfery. I te zasady miały swój sens, bo nikt nie wiedział le
piej niż ona, jakim trudnościom muszą stawić czoło dzieci
będące owocem talach związków.
Chcąc pojąć Caroline Fanhope za żonę, wicehrabia
Greythorpe nie mógł dokonać lepszego wyboru. Nie mia
ło przy tym żadnego znaczenia, że nie byli w sobie ani tro
chę zakochani, być może zresztą lordowi to nawet odpo
wiadało. W końcu pierwsze małżeństwo jego ojca, które
zawarte zostało z rozsądku, okazało się znacznie bardziej
udane niż drugie, wynikłe z zaangażowania uczuciowego.
222
Annis nigdy nie zgodziłaby się na związek bez miłości. No,
ale przecież nie jest pełną arystokratką, jedynie po kądzie
li. Jednak wielokrotnie dawała dowody, że jest nieodrodną
córką swojej matki. Także i teraz, gdy próbowała poskro
mić falę gwałtownych namiętności.
Wysokiemu mężczyznie, który natknął się na nią
przypadkowo, a który już od dłuższej chwili przyglądał
jej się zza zasłony drzew, nawet by przez myśl nie prze
szło, że pod tą miłą, spokojną powierzchownością bije
rozdarte serce, a jego krwawiące rany może już nigdy się
nie zabliznią. Jedynym uczuciem, jakie Annis okazała na
jego widok, gdy odwróciwszy się, zobaczyła go wyłania
jącego się z zarośli, było, co całkiem zrozumiałe, zasko
czenie pomieszane z lękiem.
Rozdział dwunasty
To, że Rosie zniknęła gdzieś bez śladu, ani trochę nie
zaniepokoiło Annis. Podczas wspólnych spacerów suczka
często znikała w lesie, gdy zwęszyła trop królika czy in
nego leśnego drobiazgu, zawsze jednak wracała po chwili.
Widok strzelby w ręce nieznajomego także Annis nie zde
[ Pobierz całość w formacie PDF ]