[ Pobierz całość w formacie PDF ]
państwa, gdy on stera już swoje siły lub gdyby go nie stało. Jeden niepokój minął, zastąpił go
nie mniejszy. Na wojnę przecież idzie, wodzowi nie przystoi chować się za drugich, a co
więcej, poród często bywa przyczyną śmierci. Dobronega jakby wyczuwając jego obawy
rzekła:
Pokojni bądzcie. Po trzykroć zasięgałam wróżby, wszystkie są pomyślne, a takoż sen
miałam wróżebny, że urodziłam dziecię w złotej koronie.
Kazimierz westchnął. Nawet Chrobry dopiero pod koniec pracowitego żywota zdołał
ozdobić się koroną, symbolem niezależności od cesarstwa, sam Kazimierz nie mógł żywić na
to nawet nadziei, Henryk uważa go za swego lennika i tylko dlatego pomógł mu wrócić na
dziedzinę przodków, a walczyć trzeba o jej scalenie. Z Mojsławem nie spodziewał się łatwej
rozprawy, znowu wdów i sierot przybędzie, o odebraniu Zląska nawet myśleć jeszcze
przedwcześnie. Niemal wszystko od nowa odbudowywać trzeba. Serdecznie pożegnał
Dobronegę, ale sam długo w noc nie mógł usnąć, rozmyślając, do czego wcześniej rękę
należy przyłożyć. Zmusił się wreszcie, by tymczasem myśleć o czekającej go wyprawie na
Mazowsze. Sam niezbyt wielkie siły może przeciwstawić Mojsławowi, ale szczęściem może
liczyć na ruską pomoc. Uspokoił się i zasnął.
Mojsław siedział w Płocku, trawiąc czas na rozbudowie swego stołecznego grodu i
ucztach z pruskimi sprzymierzeńcami, gdy doszła go wiadomość, że Kazimierz wiciami
zwołuje rycerstwo i wolnych kmieci, wyznaczając na miejsce zboru Auków. Nie było
wątpliwości, co zamierza, Mojsław dziwił się jedynie, że przed uładzeniem starego kraju chce
do niego przyłączyć Mazowsze, nie licząc się z siłami. Jakkolwiek pewny był sił własnych,
uważał jednak za możliwe, że Kazimierz otrzyma posiłki z Rusi i skorzystał z obecności
pruskiego kunigasa Skomanta, by go również prosić o pomoc, a także o zawiadomienie
sąsiednich plemion Natangów, Bartów i Sasinów o możliwości ruskiego najazdu i o
ściągnięcie sił na granicę z Mazowszem, by w razie potrzeby wspólnie najazd odeprzeć.
Wiedział wprawdzie, że niespokojny lud pruski, jeżeli posiadał jakieś uzbrojenie, to raczej z
łupieskich wypraw, a niemal każdy gródek miał swojego kunigasa, który nie zwykł mieć
kogoś naci sobą, ale naród był bitny, a zwłaszcza w lesistych i bagnistych okolicach potrafił
dać się we znaki nawet znacznie liczniejszemu przeciwnikowi.
Skomant wyruszył nie mieszkając, by zebrać swoich, pruskim zwyczajem zasięgnąć
wróżby u arcykapłana Kriwego i prosić o powodzenie głównego bożka Perkunasa, a Mojsław
zwołał naradę swych dostojników. Zasiedli w niej wojewodowie Blizbor Gozdawa, Cieszek
Lis i Dobiesz Doliwa. Samemu Mojsławowi nie brakło wojennego doświadczenia i plan
działania miał już przemyślany, ale wolał go z równie doświadczonymi ludzmi rozważyć, by
raz na zawsze utrwalić swą władzę na Mazowszu.
Narada trwała krótko, gdyż jednomyślnie postanowiono nie rozpraszać sił, w
szczególności nie bronić lewobrzeżnych grodów w Aowiczu, Sochaczewie, Czersku i
pomniejszych, a wszystkie siły ściągnąć do Brańska i tam, gdzie skieruje się pochód
Kazimierza, zastąpić mu drogę i jedną bitwą sprawę rozstrzygnąć.
Kazimierz również nie zamierzał zabawiać się w zdobywanie grodów, nie prowadząc
zresztą sprzętu oblężniczego, przekonany, że jeśli złamie Mojsława, opór zgaśnie. W
pogodny, letni już poranek ruszył gościńcem w dół Wisły, przodem wysyłając hufce Biegana
z zadaniem rozpatrzenia się w położeniu przez podjazdy, a także, gdyby Jarosław wcześniej
doszedł, zawiadomienia go, że Kazimierz z głównymi siłami nadciąga. Wyruszając z
Krakowa liczyły zaledwie kilkuset ludzi, ale po drodze coraz to dołączały do niego hufce
rodowe Zreniawitów, Jastrzębców i inne oraz gromady łuczników i tarczowników, tak że gdy
pochód przeprawiał się na prawy brzeg Wisły powyżej Solca, liczył już ponad tysiąc jazdy i
kilka tysięcy pieszych wojsk, a wciąż jeszcze napotykano gromady ciągnące na zbór.
Biegan tymczasem dotarłszy do Aukowa, zastał tam już nieco przybyłych na zjazd.
Rozesłał drobne oddziałki po żywność i paszę dla koni i ubezpieczywszy obóz pchnął silny
podjazd konny w dół Liwca z zadaniem pojmania jeńców, a mniejszy do Bugu, na wypadek
gdyby Jarosław nadszedł wcześniej zawiadomienia go, że Kazimierz nadciąga i na dniach
można się go spodziewać.
Godek, który podjazdowi przywodził, ruszył ostrożnie, osad unikając i z dala obszedłszy
gród w Liwie liczył się z tym, że może napotkać podjazdy Mojsława. Czekał zresztą na to,
gdyż w razie schwytania jeńców zadanie swe mógł uważać za spełnione. Niedaleko ujścia
Liwca do Bugu zapadł w las, a sam wysunął się na skraj, tak że bród na rzece miał na oku.
Istotnie nie czekał długo, gdy z dala ujrzał przeprawiający się przez rzekę konny oddziałek.
Nie był liczniejszy niż jego własny, ale otwarta walka mijała się z celem. Osiągnąć może go
natomiast podstępem. Przywołał doświadczonego woja Czarnotę i rozkazał:
Wezmi dwóch ludzi i wyjedz im naprzeciw. Podjedz tak, by cię zrazu nie widzieli i
pozór daj, żeś ich takoż niespodzianie napotkał. Im takoż pewnikiem jeńcy potrzebni, tedy
ubieżaj ku nam. Pozwól im się zbliżyć, by mniemali, że cię dopadną, my tu na nich
poczekamy.
Patrzył jak Czarnota kryjąc się za krzami zbliża się ku jadącym, których na chwilę stracił
z oczu, gdy wjechali w młodnik samosiewu. Lada chwila powinni się znowu ukazać i Godek
zaniepokoił się, widząc, że Czarnota ze swymi ludzmi tam się zbliża. Zuchwały jest, trudno
zmiarkować, czy nieprzyjacielski podjazd nie ma ścigłych koni, by dopaść uchodzących,
zanim zdołają powrócić. Czarnota miał dobrego konia, ale ludzie, których zabrał, mierne.
Zamiast wziąć jeńców, może ich dostarczyć nieprzyjacielowi. Godek w napięciu czekał, co
się będzie działo. Gdyby nieprzyjacielski podjazd dopadł Czarnoty lub jego ludzi, zanim dotrą
do lasu, będzie zmuszony wdać się w walkę, która nie była jego celem, a nie obędzie się bez
strat. Na wszelki wypadek podsunął swych ludzi na skraj lasu.
Jak przewidywał, nieprzyjacielski podjazd ujrzawszy trzech jezdzców, którzy na jego
widok zwrócili się do ucieczki, puścił się cwałem za nimi, rozciągając się w długiego węża.
Godek odetchnął widząc, że Czarnota mając najlepszego konia pozostaje jednak, tak że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]