[ Pobierz całość w formacie PDF ]

opowiadał o całej sprawie pani Carstairs...
— Matka była w ostatnich czasach bardzo zajęta — odpowiedziała April — ale po-
rucznik obdarza nas całkowitym zaufaniem. Wiemy o sprawie wszystko.
Henry Holbrook popatrzył na nią badawczo swymi siwymi, zatroskanymi oczami.
Trudno było nie zaufać April, mając przed sobą tę twarzyczkę o wielkich, ocienionych
długimi rzęsami oczach, o tak uroczym, niewinnym uśmiechu. Starszy pan odchrząk-
nął i rzekł:
— Powiedz mi, moje dziecko...
April wzdrygnęła się lekko. Co za pomysł, żeby nazywać ją „swoim dzieckiem”!
Lecz patrząc w oczy panu Holbrookowi, powiedziała zachęcająco:
— Słucham pana? ..
— Może wiecie, czy policja, przeszukując willę, nie znalazła jakichś prywatnych pa-
pierów pani Sanford?
166
Dina już otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, lecz April ją ubiegła, pytając szybko:
— Dlaczego pan o to pyta?
— Dlatego że... — Urwał. — Byłem doradcą prawnym pani Sanford. Jej osobiste pa-
piery powinny znaleźć się w moich rękach. Niestety, policja ma dość szczególne poglą-
dy na te rzeczy... Zrozumiałe chyba dla każdego, że chciałbym wiedzieć, czy policji uda-
ło się znaleźć papiery.
— Czy udało się znaleźć? — powtórzyła Dina z zainteresowaniem. — Co pan ma na
myśli?
Pan Holbrook znowu odchrząknął i łyknął lemoniady.
— Pani Sanford, zdaje się, ukryła te papiery — rzekł.
— Och! A czy pan już wszędzie szukał? — spytała April bardzo niewinnie.
Kiwnął głową i ochrypłym głosem odpowiedział:
— Wszędzie, gdzie mogłem przypuszczać, że coś znajdę. — Nagle spostrzegł się, co
wyznał, i pospiesznie dodał: — Jako prawnik... rozumiecie... poczuwałem się do obo-
wiązku wobec mojej zmarłej klientki... — Wypił resztkę lemoniady, odstawił szklankę,
wyciągnął złożoną porządnie chustkę, otarł twarz...
— A jak pan się dostał do willi? — zainteresował się Archie.
— Tak się złożyło w piątek wieczorem — odparł pan Holbrook — że w pobliżu wy-
buchł pożar i odciągnął stąd policję. Byłem przypadkiem właśnie koło willi... — Urwał
i dokończył bardzo oficjalnym tonem: — Nie zamierzałem gwałcić przepisów prawa.
Czułem się upoważniony do wkroczenia jako adwokat nieboszczki. Policja odmówiła
mi współpracy, nie okazując zrozumienia... — Pan Holbrook złożył starannie chustkę.
— I znalazł pan coś? — zapytała Dina.
— Nic — odparł. — Absolutnie nic!
— Żadnego trupa na podłodze? — spytała April.
Pan Holbrook schował chustkę do kieszeni i wytrzeszczył oczy na April.
— Moje dziecko — powiedział surowo — żart zgoła nie na miejscu!
April nic nie odpowiedziała. Zastanawiała się, czy zamordowanie Franka Rileya
w ów wieczór piątkowy nie było rzeczywiście głupim żartem.
— Moja młodsza siostrzyczka ma trochę niedorzeczne poczucie humoru — pospie-
szyła wyjaśnić Dina, tonem osoby bardzo dorosłej. — Jeśli to może pana uspokoić, chęt-
nie pana zapewnię, że policja nie znalazła w willi żadnych osobistych papierów pani
Sanford. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •