[ Pobierz całość w formacie PDF ]
godziny i nadal uśmiechała się kurtuazyjnie. W końcu byli to znajomi i przyjaciele Jacka.
Goście filharmonii nadal dyskretnie ją obserwowali, próbując odgadnąć, co Jack
robi tu ze swoją byłą. Niektórzy najodważniejsi zadawali to pytanie wprost. Brenna
próbowała wyjaśnić swój związek rodzinny z Maksem, ale słuchacze i tak wiedzieli
swoje, a Jack celowo niczego nie wyjaśniał ani nie komentował. Oczywiście Brennie nie
zależało, żeby ogłaszać wszem i wobec, że ona i Jack znów się spotykają.
- Jack! Wreszcie jesteś. - Libby Winston przysunęła się do niego zbyt blisko,
przesyłając mu w powietrzu całusa.
Wzięła Jacka pod rękę i przykleiła się do jego boku. Nawet jeśli Jackowi nie
podobało się to zachowanie, nie zareagował. A Brennie zrobiło się mdło od patrzenia na
Libby.
- Libby, pamiętasz Brennę?
- Oczywiście. Wpadłyśmy na siebie wcześniej w toalecie. Już słyszę te wszystkie
spekulacje na wasz temat. - Libby zamrugała rzęsami, patrząc na Jacka wzrokiem
głodnej harpii.
O matko! To chyba najmniej subtelna próba wyciągnięcia informacji, jaką
słyszałam, pomyślała Brenna.
- Brenna zarządza winnicą Maksa - odpowiedział bez zająknięcia Jack.
- Czy to prawda, że jesteście partnerami w tym biznesie?
R
L
T
Jack skinął głową.
- Brakowało nam ciebie w sobotę u Harry'ego i Susan.
- Spędziłem weekend w winnicy.
Brwi Libby poruszyły się o milimetr, na tyle, na ile pozwalał botoks.
- Ty? Cuda jednak się zdarzają...
- Zawsze kiedyś jest ten pierwszy raz. - Jack posłał Libby zabójczy uśmiech, a ona
niemalże padła zemdlona u jego stóp.
- Podejrzewam, że nie stanie się to twoim nowym hobby?
- Przecież znasz mnie dobrze, Libby.
Libby zmrużyła oczy, spoglądając na Brennę, ale Brenna miała przyklejony do ust
ten sam uśmiech, którym tak hojnie szafowała przez cały wieczór.
Libby znowu zawachlowała rzęsami i zwróciła się do Brenny:
- Obiecałam Tomowi i Margaret, że znajdę dla nich Jacka. - Libby zamilkła i
mrugnęła. - Znasz Toma i Margaret, Brenno?
Oczywiście, że ich nie znała, i Libby musiała to wiedzieć.
- Nie miałam przyjemności ich poznać.
- To szkoda - ciągnęła Libby - ale naprawdę obiecałam im, że przyprowadzę do
nich Jacka, by mogli dogadać plany dotyczące turnieju golfowego. Nie masz nic
przeciwko temu, że go na chwilę porwę, Brenno?
- Absolutnie nie.
Jeszcze tylko dwadzieścia minut i uciekam stąd, powiedziała do siebie w myślach
Brenna.
- Brenno, czy...? - zaczął Jack, ale Brenna machnęła tylko ręką, żeby nie kończył.
- Nie ma sprawy, ja się w tym czasie czegoś napiję.
Jack spojrzał na nią dziwnym wzrokiem.
- To nam zabierze najwyżej minutkę.
- %7ładen problem.
Brenna wypiła szklaneczkę wody mineralnej i poszukała jakiegoś miejsca, by
usiąść. Zsunęła ze stóp pantofle Dianne i rozluzniła palce. Niestety, jej umysł się nie
rozluznił.
R
L
T
Czuła, jakby na nowo przeżywała wspomnienia z przeszłości. Cały dzisiejszy wie-
czór był taką powtórką z historii. Te dziwaczne rozmowy z jego przyjaciółmi, jej poczu-
cie, jakby była outsiderką... Wtedy też pojechaliby do domu po takim przyjęciu, pokłócili
się i potem pogodzili dobrym seksem. A kolejne wyjście na imprezę zakończyłoby się
identycznie. Dzisiaj już się pokłócili i uprawiali seks. Cykl był kompletny. Historia
zatoczyła koło. Brenna naprawdę się starała, ale znowu coś nie wyszło.
Wysoki śmiech zagłuszający muzykę skierował jej uwagę na Libby Winston.
Libby teatralnym gestem odchyliła głowę i śmiała się z tego, co powiedział Jack. Potem
przyciągnęła do siebie Jacka, żeby powiedzieć mu coś na ucho. Jack wyglądał na średnio
rozbawionego, gdy jego głowa niemalże utonęła w jej biuście.
Kiedy Brenna patrzyła na zachowanie Libby, zbierało się jej na mdłości.
Zdawała sobie sprawę, że nie powinna się tym przejmować, ale coś ściskało ją za
serce. Niedobrze.
Nie powinna była tu dziś przyjeżdżać. Jej pierwsza decyzja była najlepsza, choć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]