[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A co do Feli, to chyba będziemy musieli zrobić dyplomatyczną konfrontację...
* * *
Dzwonek brzęknął, otworzyłam. Za drzwiami stała pani Jadzia z moimi dziećmi.
Mimo wszystko poczułam w sobie większy wybuch radości niż zdumienia, prawie
jak normalna matka. Stłumiłam zaskoczenie, bez pytań wpędziłam ich wszystkich ra-
zem do mieszkania, ucieszona, że akurat zrobiłam świeże zakupy, nawet dość solidne
i urozmaicone, bo bałam się awantur Agaty. Dzieci miały potwornie wyładowane torni-
stry, a pani Jadzia wielką torbę.
Ma pani ich gdzie położyć? spytała półgłosem. Bo chyba lepiej, żeby tu
z dzień albo dwa zostały.
Miałam. Nie powyrzucałam przecież kanap, tapczanów i turystycznych łóżek.
Zrobiłam sobie wprawdzie sypialnię w ich dawnym pokoju, ale bez najmniejszego
136
problemu mogłam się przenieść z powrotem na poprzednie, małżeńskie legowisko.
Mieszkanie było duże, rozczłonkowane i ustawne.
Urządzajcie się, jak chcecie zarządziłam beztrosko. Tu macie pościel i ręcz-
niki, tam gdzie zawsze. Jesteście głodni?
Zrednio odparła Agatka suchym głosem.
Z wyjątkiem twojego biurka, co? powiedział równocześnie Piotruś pobłażliwie.
Ja bym coś zjadł.
Bez obiadu są burknęła surowo pani Jadzia.
No to gotujemy pierogi. Co do biurka, istotnie, wolałabym, żeby ocalało.
A potem mi opowiesz, jak to było naprawdę z tym garbatym Ryszardem Trzecim
zażądała Agatka wciąż tym samym suchym głosem.
Proszę cię bardzo, z przyjemnością...
Dzieci rozgościły się bez przeszkód, pani Jadzi zdecydowana byłam nie wypuścić
z pazurów, dopóki się nie dowiem, o co tu chodzi. Coś się musiało stać, coś zaszło po-
tężnego. Co, na litość boską...?!
Usiadłyśmy wreszcie przy kuchennej herbacie. Ryszarda Trzeciego zostawiłam na
pózniej.
Ja to tam nie wiem, proszę pani wydusiła z siebie pani Jadzia markotnie. Pan
Stefan co i raz to w tej Szwecji siedzi, do domu wpada jak ze skorupką po ogień i zno-
wu go nie ma. Tak, to zwyczajnie, dzieciom zle nie jest, ale już dzisiaj, to ja nawet nie
wiem, jak to powiedzieć.
Najlepiej wprost poradziłam. Obie dorosłe jesteśmy. Co się stało?
Co się stało, to ja nie wiem, ale pani Urszula przy stole pijana siedzi. Wódka stoi,
koniak stoi, a ona dwa kieliszki ma przed sobą, chociaż sama w domu. I jak ten kamień,
jak sztuczna, słowa jednego nie mówi, nie spojrzy, nic. Obiadu żadnego nie ma, tylko
cebula posiekana na deseczce i nic więcej. Pana Stefana też nie ma, tyle wiem, że za ty-
dzień ma wrócić, bo sam mi mówił, to co miałam zrobić? Tak ich zostawić z tą pijaną?
Zdumiałam się niebotycznie.
Przecież ona się nie upija...?!
A nie. Raz się jeden zdarzyło nie tak dawno, prawie dopiero co, a teraz drugi, na-
wet niechby, ale to siedzieć jak ten kamień? A ja wiem, co ona może zrobić? I dzieci na
to mają patrzeć? Wzięły książki, zabrałam trochę rzeczy i do matki, bo gdzie?
Jasne, gdzie, jak nie do matki? Brakowało mi ich, ściskało mnie w środku na samą
myśl o nich, do czego nie chciałam się przyznawać nawet samej sobie. Pomyślałam z na-
dzieją, że może teraz uda się wrócić do normalności, zdaje się, że działalność mojej uro-
czej dublerki wyszła już na jaw i przestałam tonąć w bagnie moralnym, Bieżan połapał
się w sytuacji, Chmielewska również, świadkowie mnożą się jak króliki. Rychło w czas...
Chyba nawet zmiana wyroku nie sprawi trudności, poza tym, może Stefan zachował
zdrowe zmysły...?
137
Pan Stefan wie o tym? spytałam z rozpędu.
Przecie mówię, że go nie ma zgorszyła się pani Jadzia. Zeszłym razem też go
nie było, a ja tam się nie wtrącam. I ona się pewno nie pochwaliła, chyba że dzieci, ale ja
wątpię. Co i raz to mniej gadają i mnie się widzi, że lepiej im będzie u pani.
Mnie się widzi podobnie. Ale, pani Jadziu, to przecież nie mogło wyskoczyć tak
z dnia na dzień, musiało tam się dziać coś niedobrego już od jakiegoś czasu. Nic mnie
nie obchodzi mój były mąż razem ze swoją obecną żoną, ale idzie mi o dzieci. Jeśli coś
je gniecie, a one nic nie mówią, to nie jest dobrze. Nic pani nie zauważyła?
Pani Jadzia zawahała się.
Tak całkiem zauważyć, to nie, ale tak ze dwa albo trzy razy coś ona w nerwach
była. No dobrze, to już powiem. Tam jakaś przyjaciółka jej dojadła, przez telefon gada-
ła, słyszałam przypadkiem, pani wie przecież, że ja krótko jestem, tyle co przy dzieciach.
Nie dawała jej przychodzić, ale ona się pchała, taka jedna Fela, może i była, jak nikogo
nie było, prawie we drzwiach się z nami minęła ze dwa razy. I chyba dzieci ją widziały.
Jak spytać, to się tylko krzywią i nic więcej.
Wypowiedz pani Jadzi, zazwyczaj raczej małomównej i niezbyt rozplotkowanej,
nie była może doskonale jasna, ale zdołałam ją zrozumieć. Wnioskując z odkryć Agaty
i dwojga imion ofiary, oważ to właśnie Fela występowała tak błyskotliwie w moim imie-
niu...!
Powiedzieć o tym Bieżanowi...?
Jesień jest zauważyłam z troską, bo już zaczęłam myśleć praktycznie. Więcej
ubrań będzie im potrzebne.
To wzięłam właśnie swetry i kurtki, ale tylko po jednym odparła pani Jadzia,
wskazując torbę. Tam książki różne i buty, i w ogóle rzeczy zostały. Pani się pewno
nie upomni?
No przecież nie pójdę grzebać w cudzym mieszkaniu!
To ja ich wezmę jutro po szkole i niech tam sobie swoje wybiorą. Nie żeby wszyst-
ko naraz, ale po trochu. Zanim pan Stefan wróci, będzie po kłopocie.
Najwyrazniej w świecie pani Jadzia znalazła się po mojej stronie barykady, musiała
jej ta gęś Stefana niezle dokopać. Zdaje się, że i dzieciom przestała się podobać, a mnie
z kolei przestały się podobać częstsze niż dawniej wyjazdy Stefana. Dzieci zostały przy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]