[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czy są bąbelki? - spytała.
~ 49 ~
Cullen chrząknął znacząco. Toczył ciężką walkę z własnymi żądzami.
- Czy są bąbelki? W wannie gotuje się jak w butelce szampana.
- To dobrze. - Z szelmowskim uśmieszkiem stanęła tuż przed nim. - Za twoją ciężka pracę
podniebnego pedagoga... - Wsunęła dłoń pod klapę jego marynarki. - A także za to, że wyglądasz tak
bardzo podniecająco, będziesz mógł wyrazić jedno życzenie.
- Tylko jedno?
- Cullen, nie przeciągaj struny.
- Dobrze, dobrze. Od razu te grozby, a przecież jedno życzenie to strasznie trudny wybór. Może
to... ale nie, bo tamtego szkoda... wiec niech będzie tamto... ale jest jeszcze owo.... - Nerwowo tarł
policzek, a przez głowę przelatywały mu kolejne, coraz gwałtowniejsze wizje. - Już mam! - zawołał
wreszcie.
- Więc jakie jest twoje życzenie, sir?
Oparł się o framugę i skrzyżował ramiona na piersi.
- Chcę, żebyś zostawiła otwarte drzwi do łazienki. Zaniemówiła, a potem się roześmiała.
- A to po co?
Wsunął palce za pasek jej szlafroka i rozwiązał węzeł.
- Och, madame, twój uniżony sługa w snach i na jawie marzył, by ujrzeć cię w kąpieli. I oto
wreszcie jego sen się ziści.
- Wreszcie? - Westchnęła cicho, a oczy jej pojaśniały, kiedy zaczął pomału głaskać ją po plecach.
Chwycił ją za rękę. Wiedział, że jeżeli natychmiast nie przestanie dotykać Belli, spóznią się nie
tylko na prezentację słodyczy, lecz również na jutrzejsze śniadanie.
- Kiedy ostatnio się kąpałaś, smętny stałem za drzwiami. Ale i tak nie byłaś sama, bo towarzyszyła
ci moja wyobraznia.
Najpierw pokraśniała, a potem spojrzała na niego groznie.
- Hola, mój panie, czy tak się godzi? Skromna dzieweczka zamyka się w łazience, a twoja rozpalona
wyobraznia. .. Wstyd, po prostu wstyd! - Pogroziła mu palcem. - Ale cóż, dałam słowo, więc spełnię
twoje życzenie.
Kolejna fala wstrząsnęła Cullenem. Zcisnął dłoń Belli, wyczuwając przy tym obrączkę swojej babci.
Odpowiedziała uściskiem.
- Spędziłam dziś wspaniały dzień, Cullen. %7łeglowałam w powietrzu. To był najlepszy prezent
urodzinowy w moim życiu. Dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł głucho. - Zawsze, kiedy tylko zechcesz, możemy znów
wybrać się na lot.
Pokiwała głową.
- Brzmi wspaniale, ale nie wiem, czy będę mogła. Wysoko uniósł brwi.
- Nie rozumiem. O co chodzi, Bella? Wzruszyła ramionami, uciekając wzrokiem.
- Nie wiem, czy po powrocie do domu będę miała dość czasu na... życie towarzyskie.
- Hm... Mam nadzieję, że od czasu do czasu uda mi się wyrwać ciebie z lekcji rysunków i zaprosić
do restauracji.
- Może. - Uśmiechnęła się z przymusem. - Jeśli znajdę czas.
Jeśli znajdzie czas? Wiedział, że żartowała, ale na samą myśl, że miałby się z nią nie widywać,
zamarł ze zgrozy. Objął Bellę i pocałował zachłannie.
Odpowiedziała tym samym, wplotła palce w jego włosy. Boże! Jakże on jej pragnął!
- Edward - szepnęła i wtuliła się w niego. Szlafroczek zsunął się z jej ramienia, odsłaniając
cudowną pierś.
Poddał się. Był jej niewolnikiem. Bella pochyliła głowę na bok. Nie kazał jej długo czekać. Chwycił
sutek wargami, ścisnął, musnął językiem.
- Jesteś pewna? - wyszeptał.
- Czego? - wydusiła.
Całując ją raz za razem, dotarł do ust.
- Czy jesteś pewna, że nie masz dla mnie czasu?
~ 50 ~
Nie odpowiedziała od razu. Potem uniosła ku niemu oczy pełne pragnień i żądz.
- Masz rację - powiedziała. - Nie możemy spóznić się na obiad.
Cullen zaklął pod nosem, przecież zupełnie coś innego miał na myśli. Panując nad sobą z
wysiłkiem, zsunął szlafrok z jej ramion i jeszcze raz ją pocałował.
- Pędz do wanny, księżniczko. I nie zapomnij o drzwiach.
- Nie wolno niczego żądać od monarchini, co najwyżej błagać. Czy wiesz, jaka jest kara za takie
zuchwalstwo?
- Znam kodeks. Za taką zbrodnię co najmniej czterdzieści dni w łóżku. - Uśmiechnął się
szelmowsko.
- I nocy, nie zapominaj o nocach. - Roześmiała się i zniknęła w zaparowanej łazience, zostawiając
otwarte drzwi i zapatrzonego Cullena.
Stanęła na krawędzi wanny, uśmiechnęła się do niego przez ramię i zdjęła szlafroczek. Kiedy
powoli się zanurzała, Cullen gwałtownie wciągnął powietrze. Kiedy sięgała po gąbkę, posłała mu
kolejny uśmiech, a jemu usta wyschły na wiór. Z wolna pokrywała się pianą. Potem zanurzyła się po
szyję.
Szalone myśli kołatały w głowie Cullena.
- Lewa stopa na czerwone! - zawołała Jane.
Bella z zadowoleniem przyglądała się, z jakim apetytem obecni zajadali się jabłkami noszącymi jej
imię. Wszyscy uznali, że był to prawdziwy przebój wieczoru. Jane i jej mąż jedli smakołyk i przyglądali
się grającym w twistera.
Ku zaskoczeniu Belli, obiad przebiegł w bardzo spokojnej atmosferze. Nikt nie rozmawiał o
interesach, a pozostali konkurenci do fabryki Voltare byli bardzo mili i uprzejmi. Opowiadano
dykteryjki, dzielono się wspomnieniami, rozmawiano o dzieciach.
Nieco po dziewiątej dwie pozostałe pary pożegnały się, tłumacząc się daleką drogą. Było jasne, że
wszyscy uznali, iż Voltare dokonał już wyboru. Bella i Edward zwyciężyli w wyścigu do słodkiego raju.
Cieszyło to Bellę i smuciło zarazem. Wciąż pamiętała bowiem, że okłamywali gospodarzy. Wprawdzie
Jane znała prawdę, ale czy wyjawiła ją mężowi? Czy Aro nie zmieni zdania, gdy dowie się, o
mistyfikacji?
Bella jeszcze wspominała tę chwilę, kiedy przed dwiema godzinami zaprezentowali z Cullenem ich
cukierniczy wyrób. Po degustacji gospodarze nie kryli dumy, pozostali goście prawili komplementy.
Zaraz też Aro powiedział, że wieczorem chciałby porozmawiać z Bellą i Edwardem.
Na razie jednak był czas na zabawę. Voltare lubili wysiadywać w salonie przy kawie i tego samego
oczekiwali do gości. Można było uczestniczyć w zabawach, można było tylko kibicować, ale nie wolno
było stać z boku.
Cullen nie zdążył nawet zaprotestować, gdy został porwany do gry w twistera. Każdy dorosły
trzymał na ramionach dziecko, natomiast Jane sędziowała i dyrygowała grą. Cullen zmieszał się, kiedy
Kate posadziła mu na ramionach swoją córeczkę, szybko jednak się rozluznił i oddał zabawie.
Bella zaś siedziała na kanapie między Kate i jej siostrą Makkeną. Spoglądały na bój na macie, który
stawał się coraz bardziej zaciekły. Gracze co i rusz wybuchali śmiechem, wykręcając się na wszystkie
strony.
- Lewa na zielone! - zawołała Jane. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •