[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się do tego przyznać.
Nie miało sensu tłumaczyć, że to lata ciężkiej pracy i straszne warunki życia sprawiły, że Dan jest
tak wątły. Perry dostrzegł smutek na jej twarzy.
- Byłem bezmyślny - przyznał szczerze. - Na przyszłość będę ostrożniejszy. Prudy, nie
opowiedziałaś mi za wiele o swoim życiu, zanim tu zamieszkałaś. Czy było ci bardzo ciężko?
- Nie bardziej niż wielu innym podrzutkom. Zawsze byliśmy zmęczeni, zmarznięci i głodni. Nie
jesteś w stanie sobie tego wyobrazić.
- Masz to już za sobą. Z czasem Dan zmężnieje, wiesz przecież, że ten spryciarz jest ulubieńcem
kucharki. Już ona dopilnuje, by chłopak szybko przytył. Popatrz na mnie!
Nie mogła wytrzymać jego wzroku i spuściła oczy.
- Jesteśmy znowu przyjaciółmi? - zapytał niecierpliwie.
Słysząc jej śmiech, uspokoił się.
Prudence cieszyła się z obecności Perry'ego. Miała doskonałą okazję, by go wybadać, nie budząc
przy tym żadnych podejrzeń.
- Nie zmęczyłaś się jeszcze? - zapytał. - Wydaje się, że ta robota nigdy nie będzie mieć końca...
- Lubię tę pracę - zaprotestowała. - %7łałuję tylko, że nie zawsze potrafię odnalezć nazwiska i daty.
Gdzie mogą być jakieś wskazówki na ten temat?
- Nie wiem. - Zmarszczył brwi w zamyśleniu. - Może zajrzysz do Wykazu parów Wielkiej
Brytanii Burke'a? No tak, ale tam nie będzie nazwisk autorów ani wydawców.
- Wykaz parów Wielkiej Brytanii ? Co to takiego?
- Nigdy sam tam nie zaglądałem, wątpię jednak, czy ci ta książka pomoże. Burke podaje w niej
tytuły, daty narodzin, liczbę dzieci, gdzie dany ród zamieszkuje i inne tego rodzaju nudne informacje.
Gdzieś tutaj musi znajdować się ta księga... - Rozejrzał się dokoła niepewnym wzrokiem.
- Nie szukaj teraz - powiedziała pospiesznie. Nie powinien domyślić się, że ta publikacja bardzo
ją zainteresowała. Gdyby wspomniał o tym przypadkowo przy matce, ta wpadłaby zapewne w popłoch.
Prudence uświadomiła sobie, że staje się podstępna, i to ją martwiło, z drugiej jednak strony nie
mogła pozbyć się uczucia irytacji. Jej poszukiwania nie miały nic wspólnego z ludzmi, którzy, dokładnie
znając swoje wielopokoleniowe koligacje, nie mogli jej zrozumieć.
Lord Wentworth i jego matka, każde na swój sposób, usiłowali ją zniechęcać, ale to tylko
umacniało ją w uporze.
Po wyjściu Perry'ego Prudence zabrała się do szukania wspomnianej książki i wtedy usłyszała
parskanie koni.
Czyżby Sebastian wrócił? Z bijącym sercem podeszła do okna i zobaczyła na podjezdzie kilka
powozów ze stangretami na kozle.
W unoszącym się nad nimi kurzu rozpoznała, jak się jej wydawało, wysoką sylwetkę lorda
Wentwortha, wysiadającego z pierwszego powozu.
Po chwili stwierdziła, że pomyliła się. Ten mężczyzna był wyższy od Sebastiana, choć bardzo do
niego podobny. Czując w głębi duszy lęk, domyśliła się, że przybył par Brandon z żoną.
W świetle licznych pochodni zapalonych nad wejściem do domu Pradence zobaczyła tę kobietę,
bete noire" według Perry'ego.
*"Bete noire (franc.) - dosł.: czarne zwierzę; osoba najbardziej przez kogoś nie cierpiana, najbardziej antypatyczna i
obmierzła (przyp. red.).
Hrabina Brandon, ubrana według najnowszej mody, była niezwykle wysoka i szczupła, wręcz
chuda. Robiła wrażenie dumnej i niemiłej. Surowy wyraz twarzy nie uległ zmianie nawet przy powitaniu
z teściową, która wyszła gościom naprzeciw. Pochyliła głowę i pozwoliła ucałować się w jeden policzek,
po czym szybko weszła do środka.
Jej mąż, par, nie podążył za nią. Objąwszy mocno ramieniem matkę w talii, przygarnął ją do
siebie z serdecznym uśmiechem, podczas gdy trójka dzieci wysypywała się z drugiego powozu.
Nic sobie nie robiąc z pokrzykiwania niańki, biegły na wyścigi do babci, gdyż każde chciało być
tym pierwszym, które ją uściska i zwróci na siebie jej uwagę.
Kiedy lady Brandon pochyliła się, żeby ucałować każde z osobna, Prudence spojrzała z
zainteresowaniem na para. Był starszy i tęższy od Sebastiana, lecz rodzinne podobieństwo rzucało się w
oczy.
Trzej chłopcy zaczęli się bić i ojciec spojrzał na nich z nie ukrywanym rozdrażnieniem. Zganił ich
ostrym tonem i wszystkim trzem po kolei dał po lekkim klapsie, co zupełnie nie usprawiedliwiało
towarzyszących temu przerazliwych wrzasków.
Prudence przyglądała się tej scenie zdziwiona. Najstarszy chłopiec mógł mieć dziesięć lat, a drugi
był chyba tylko o rok młodszy. Jak na ten wiek byli zaskakująco zle wychowani. Także i najmłodszy syn
para, naśladując starszych braci, głośnym płaczem domagał się współczucia. Mimo woli porównała ich
zachowanie z Danem i musiała przyznać, że jej mały przyjaciel zasługiwał na zdecydowanie wyższą
ocenę.
Westchnęła i z ciężkim sercem pomyślała, że Perry miał rację. Spokojna dotąd atmosfera w
Hallwood bez wątpienia ulegnie na przeciąg kilku dni zakłóceniu, ale to nie jej zmartwienie. Na ile to
możliwe, będzie się trzymać z boku.
Instynkt podpowiadał Prudence, że ta kobieta, która właśnie przybyła, jeśli w ogóle raczy ją
zauważyć, na pewno odniesie się do niej z niechęcią. Trzeba więc jeszcze raz poprosić, aby w czasie
wizyty pozwolono jej i Danowi jadać w kuchni ze służbą.
Gdy więc nadarzyła się sposobność, zwróciła się z tą prośbą do lady Brandon:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]