[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Oczywiście, że nie! - oburzył się hrabia. - Nawet gdyby była złodziejką, dalej
bym jej bronił, choćby i własnym życiem. To moja żona!
Starzec wzruszył ramionami.
- Zatem obaj mamy do niej prawo, ale to mój syn trzyma nóż - zauważył. - Dlacze-
go mielibyśmy oddać ci kobietę?
- Bo ją kocham - odparł Jonathan.
Okrzyk Beth rozszedł się po całym obozowisku. Młody Cygan wbił nóż w ziemię
w chwili, gdy ruszyła ku mężowi. Po sekundzie znalazła się w jego ramionach.
- Kochasz mnie? - Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
R
L
T
- Nade wszystko w świecie - wyznał i obsypał ją gorącymi pocałunkami.
Przytuleni, zapomnieli o bożym świecie. Kiedy udało im się oderwać od siebie, za-
uważyli, że są sami. Obok stał tylko Saracen, który spokojnie skubał trawę. Jonathan wy-
ciągnął z ziemi nóż i skrzywił się, przesunąwszy po nim kciukiem. Był ostry jak brzytwa.
Beth chwyciła męża za ręce.
- Nie jestem złodziejką, przysięgam - wyszeptała żarliwie.
Ujął ją pod brodę i zajrzał jej głęboko w oczy.
- Wiem o tym. Jesteś uosobieniem uczciwości i dobroci, nie mogłabyś niczego
ukraść ani nikogo skrzywdzić. Znajdziemy sposób, aby to udowodnić. Najpierw jednak
musimy wrócić i stawić im wszystkim czoło. Dasz sobie radę, ukochana?
- Z twoją miłością dam sobie radę ze wszystkim - odparła.
Jonathan rzucił nóż na ziemię i wziął do ręki pistolet.
- Jedzmy zatem - zadecydował.
- Czekajcie no. - Młody Cygan, który ni z tego, ni z owego pojawił się obok nich,
podniósł nóż i wręczył go hrabiemu, rękojeścią przodem. - Wez i wbij to ostrze w czarne
serce każdego, kto spróbuje skrzywdzić tę kobietę. Jest tego warta.
Jonathan popatrzył na młodzieńca, po czym wziął nóż i wsunął go za cholewę.
- Dziękuję - powiedział. - Możecie być pewni, że dopóki jestem hrabią Portbury,
dopóty wasz tabor zawsze będzie mile widziany na moich ziemiach.
Beth przytuliła się do męża. Mimo ciężkiej peleryny, którą ją otulił, czuła ciepło
jego ciała. Kocha ją. Nie jechali razem od tamtej nocy w domku we Fratcombe. Na samo
wspomnienie zrobiło się jej gorąco.
- Co, na litość boską, robiłaś w Czarcim Jarze, skarbie? - szepnął jej do ucha. -
Przecież to daleko od ścieżki do Broughton.
Beth zadrżała.
- Zabłądziłam, kiedy pojawiła się mgła - odparła. - Ten młody Cygan mnie urato-
wał, choć wtedy tego nie wiedziałam. Bardzo mocno go kopnęłam. - Usłyszała chichot
Jona. - Powiedzieli, że jeśli potrzebuję schronienia, mogę u nich zostać. Zamierzałam tak
postąpić.
Objął ją mocniej.
R
L
T
- Ale zmieniłaś zdanie - zauważył.
- Tak, bo powiedziałeś, że mnie kochasz.
- Naprawdę cię kocham, chociaż nie zdawałem sobie z tego sprawy. Beth, czy ty...?
- Jak na dowódcę, który miał pod sobą wielu żołnierzy, jesteś niesłychanie mało
spostrzegawczy - oznajmiła z uśmiechem. - Kocham cię od chwili, w której wziąłeś mnie
w ramiona.
- W domku - zgadł.
- Nie, wtedy, gdy uratowałeś mnie i zawiozłeś na plebanię.
Jonathan pokręcił głową i po dłuższym milczeniu zauważył z rozbawieniem:
- Najwyrazniej mam sporo do nadrobienia. Czy mogę wyznać, moja droga żono, że
będzie to dla mnie prawdziwa rozkosz?
Hrabia oparł się o drzwi ich prywatnego saloniku, a stojąca przy nim Beth przyci-
snęła dłonie do rozpalonych policzków. Bała się, że zostanie przyłapana na wkradaniu
się do własnego domu. Przecież wyglądała jak obszarpana i brudna Cyganka! Teraz, gdy
niebezpieczeństwo minęło, oboje uśmiechali się z ulgą.
- Głowa do góry, kochanie - powiedział hrabia. - Nareszcie jesteśmy bezpieczni.
Tylko Hetty, moja matka i jej pokojówka wiedzą o twoim zniknięciu. Mama zadbała o
to, żeby nikt niczego nie podejrzewał. Możesz jej zaufać, obiecała, że będzie cię wspie-
rać. Przebierz się w coś odpowiedniego dla eleganckiej damy z wyższych sfer.
- Twoja matka będzie mnie wspierać? - powtórzyła Beth z powątpiewaniem. -
Przecież mnie nie znosi, A jeśli...
Przerwał jej niespokojne rozważania pocałunkiem.
- Hrabina wdowa została nastawiona przeciwko tobie. Przykro mi to powiedzieć,
ale to sprawka panny Mountjoy. Ta kobieta mnie nienawidzi i jest gotowa zrobić abso-
lutnie wszystko, żeby mnie zranić - wyjaśnił.
- Czy panna Mountjoy jest porzuconą przez ciebie dawną kochanką? - zapytała z
wahaniem Beth.
- Na litość boską, skądże znowu! - wykrzyknął oburzony. - Dlaczego przyszło ci to
do głowy, Beth? Nie mogłabyś bardziej się mylić - dodał nieco spokojniej. - Szczerze
mówiąc, panna Mountjoy... Hm, jak by to ująć... Bardzo kochała moją nieżyjącą żonę i
R
L
T
winiła mnie za wszystkie nieszczęścia w jej życiu. Teraz, po śmierci Alicii, ta cała Mo-
untjoy chwyta się absolutnie każdej okazji, żeby mi zaszkodzić. Niedługo jednak wyje-
dzie z Portbury i nie będzie sprawiała kłopotów.
- Biedna kobieta. Musi być bardzo nieszczęśliwa. - Beth ze smutkiem pokręciła
głową. - Bez Alicii z pewnością czuje się osamotniona - dodała.
- Jest twoim wrogiem, a ty o niej tak mówisz? - spytał zdumiony hrabia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]