[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziej odpowiada, znajdę wśród jasnych świateł cywilizacji.
- Tak?
- Och, przyznaję, życie na prowincji jest bardzo spokojne i ciekawe.
Przypuszczam, że jeśli się wraca do zdrowia po chorobie albo cierpi na
rozstrój nerwowy, życie na wsi jest... odpowiednie, ja jednak mam się
całkiem nieźle i nerwy mi nie dokuczają.
- A ja myślałem, że wszystkie kobiety, nawet te światowe, chciałyby
wyglądać na słabe i delikatne.
Lady Fallontrue, jeśli chciała coś uzyskać od swego męża, zawsze skar­
żyła się na taką czy inną dolegliwość. Letty gardziła nią za takie zachowa­
nie. Manipulowanie mężczyzną w równej rozgrywce to jedno, natomiast
żerowanie na jednej z niewielu przyzwoitych cech jego charakteru to coś
zupełnie innego.
- Co pociągającego jest w słabości? - spytała, zatrzymując się nagle.
Zanim odpowiedział, przyglądał się jej przez chwilę.
- Pani jest bardzo szczera w tym, co mówi, lady Agatho. To intrygują­
ce.
- Myślę, że bierze się to z prowadzenia interesów. Wie pan, tej wesel­
nej firmy. - Zawahała się, a potem popychana pragnieniem, by zaintrygo­
wać sir Elliota, powiedziała: - Doświadczenie nauczyło mnie, że szcze­
rość w rozmowie, choć nie zawsze dyplomatyczna, przynosi wiele korzyści.
Ledwie wypowiedziała te słowa, uświadomiła sobie własną hipokryzję.
Ucieszyła się, że mrok skrywa jej rumieniec.
- Postaram się zapamiętać pani radę. - Cofnął rękę, gdy się zatrzymali,
i brakowało jej jego dotyku.
- Uważa się mnie za osobę roztropną - powiedziała skromnie.
- Naprawdę? Kto tak uważa?
Rzuciła mu ostre spojrzenie, ale uprzejmy wyraz jego twarzy uspokoił
rodzące się w niej podejrzenia, że stroi sobie z niej żarty.
- Och, różni ludzie. Kupcy, służące, aktorki, aktorzy, śpiewaczki, arty­
ści... Przychodzą do mnie, opowiadają o swoich troskach i pytają o radę.
W jej głowie pojawił się pewien plan. Nie powinna się nad nim zastana­
wiać, a tym bardziej go realizować, ale takie argumenty nigdy przedtem
jej nie powstrzymały i nie powstrzymają teraz. Elliot był zbyt przystojny,
by do końca życia opłakiwać utratę świętej Catherine.
- Tak. Ot, choćby nie dalej jak przedwczoraj pani Dodgson... Na pew­
no zna pan żonę pana Elmore'a Dodgsona, prawda? Nie? O, musi pan ją
poznać, czarująca kobieta. No więc przedwczoraj pani Dodgson zadręcza­
ła się losem swojego syna Charlesa. - Pochyliła się w jego stronę. Ładnie
pachniał. Wyczuwała mydło o męskim zapachu. - Oczywiście mówię to
panu w najgłębszej tajemnicy.
-
Oczywiście.
- Otóż Charles dar2ył uczuciem pewną młodą damę i miał wszelkie
powody przypuszczać, że ona odwzajemnia to uczucie i sprawa skończy
się... - szukała w myślach ostatecznego celu dla Charlesa.
- Na ślubnym jak mu tam? - podpowiedział usłużnie sir Elliot.
- Właśnie! I gdy znajomość już gładko się rozwijała, jej ojciec zażądał,
by wyjechała na długi czas za granicę. A kiedy wróciła, Charles odkrył, że
jej uczucia się zmieniły. - Spojrzała na niego wymownie. - Od tamtej
pory jest pogrążony w rozpaczy.
- Biedny chłopiec.
Oboje się zatrzymali. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Jaki tam biedny - powiedziała. - Litujący się nad sobą, głupi chło­ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •