[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się skryć przed najezdzcami.
Najwyrazniej istoty z trzeciej planety odniosły zwycięstwo -ciągnął Hfathon. Nie znamy ich
nazwy, posiadamy jednak fotografie.
Na zdjęciu widać było przysadzistą, silnie umięśnioną istotę, ubraną w coś, co przypominało
kolczugę. W szerokopalcej dłoni trzymał ów typ srebrzysty hełm z grzebieniem w kształcie piły.
Zbliżenie palców pokazało, że były pozbawione paznokci.
Głowa stworzenia przypominała ludzką, niemniej nie sposób było pomylić je z Ziemianinem.
Krótka i gruba szczecina zastępowała włosy. Przywodziła Orme'owi na myśl kolce jeżozwierza, choć
mogła być w rzeczywistości bardziej giętka. Czaszka w stosunku do reszty kośćca była większa niż u
człowieka, a uszy ukształtowane nieco inaczej ich końce rozszczepiały się na dwie długie, mięsiste
wyrostki. Szczęka była bardzo masywna, a wargi sięgały niemal do nasady żuchwy. Otwarte usta
odsłaniały zęby podobne do ludzkich. Nos stworzenia był krótki i szeroki, a na jego grzbiecie
widniał zaokrąglony garb, z którego sterczało kilka kolców. Brwi były gęste, kolczaste. Gdy istota
mrugała, poruszała górnymi i dolnymi powiekami. Dolne były niebieskoczame, a górne tak jak
skóra twarzy czerwonawobrązowe. Oczy miały kolor intensywnie rdzawy.
Mogą się od siebie różnić kolorem skóry, oczu lub włosów -powiedział Hfathon lecz serca
ich wszystkich są czarne. Może, aby być wyrozumiałym, powinienem powiedzieć, że serca tych,
którzy nimi rządzą, są czarne. Niewykluczone, że w tamtym świecie istnieją też dobrzy ludzie. Tak
czy inaczej, zostaliśmy zaatakowani bez ostrzeżenia, choć przybyliśmy w pokoju.
Na swoje szczęście Krsze byli wyposażeni w środki samoobrony, które okazały się nieco
doskonalsze od uzbrojenia napastników.
Orme zauważył, że Hfathon nie podał żadnych szczegółów na ten temat.
Dwa statki, które próbowały unicestwić Krszów, same zostały zniszczone. Mimo to przybysze
spróbowali nawiązać kontakt z obcymi, lecz ci zignorowali ich wysiłki. Koniec końców, Krsze
poczuli się zmuszeni do przerwania swoich badań i udali się w kierunku kolejnej gwiazdy tym
razem było to ziemskie słońce.
Jednakże Synowie Ciemności ścigali nas, choć zdaliśmy sobie z tego sprawę dopiero w jakiś
czas po tym, jak dotarliśmy na Ziemię. Wprowadziliśmy statek na orbitę wokół niej i przekonawszy
się, że zdołamy z łatwością odeprzeć ewentualne ataki jej prymitywnych mieszkańców, wysłaliśmy
na dół statek zwiadowczy. Wzięliśmy wiele próbek życia roślinnego i zwierzęcego i zamroziliśmy je
celem zabrania na Thrrillkrwillutaut.
Zaznajomienie z istotami rozumnymi okazało się zadaniem znacznie trudniejszym. Nie mogliśmy
nikogo uprowadzić, ponieważ było to sprzeczne z naszymi normami moralnymi. Postąpiliśmy
podobnie jak na pierwszej z planet. Lataliśmy w poszukiwaniu istot znajdujących się w
niebezpiecznych sytuacjach lub chorych. Ratowaliśmy je w nadziei, że z wdzięczności dobrowolnie
poddadzą się wszelkim badaniom. Następnie zamierzaliśmy je wypuścić w pobliżu miejsca, gdzie
doszło do spotkania.
8.
Hfathon przerwał, aby napić się ponczu.
%7ływiliśmy, rzecz jasna, nadzieję, iż przynajmniej niektóre z nich okażą się dość ciekawe, aby
móc polecieć z nami. Na paleolitycznej planecie nie mieliśmy szczęścia. Nasi goście" znajdowali
się na plemiennym etapie rozwoju. Zginęliby, gdyby przebywali zbyt długo z dala od swych
współbraci. Dlatego też po badaniach wróciliśmy im wolność. Tutaj jednak napotkaliśmy ludzi
cywilizowanych, choć ich cywilizacja była, z naszego punktu widzenia, bardzo zacofana.
Spośród dwustu, na których się natknęliśmy, pięćdziesięciu było tak przerażonych, że czym
prędzej odstawiliśmy ich na miejsce. Pozostali pochodzili przeważnie z okolic Morza Zródziemnego,
niektórzy z kraju, przez który przepływa wielka rzeka zwana Sin-dhu, oraz nieliczni z odległego
Wschodu. Ci ostatni mieli jasnobrą-zową skórę i skośne oczy. Poza tym wzięliśmy kilku
przedstawicieli z miasta leżącego na przewężeniu kontynentu oddzielonego od megalądu przez ocean,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]