[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Na jakiej podstawie? - spytała Katie.
- Przemyślę to w drodze do sądu - powiedział. - Co byś wolała?
Prawa obywatelskie? ZÅ‚amanie praw pracowniczych? Antyfeminizm?
Oszczerstwo? Nie, tego nie możemy wykorzystać. Na tej podstawie
oskarżymy szeryfa.
- Ja...
- Ty. Pocałuj mnie, złotko. Potrzebuję trochę odwagi. Występujesz
również przeciwko bibliotece z powodu dyskryminacji. Z tymi
bibliotekarkami zawsze są kłopoty.
Katie była tak oszołomiona, że nie próbowała uniknąć pocałunku,
choć obok stała jego córka, która patrzyła na wszystko z zachwytem.
Porwał ją jak cyklon, całkiem zamieszał w głowie, wreszcie puścił i
popędził do drzwi.
Katie obróciła się wolno i patrzyła niewidzącymi oczyma na Norę.
101
RS
- Twój ojciec - powiedziała uroczyście suchymi, drżącymi ustami -
to namiętny człowiek.
- Nie jestem pewna, czy wiem, co to znaczy. - Dziewczynka
zastanawiała się przez chwilę. - Jeśli masz na myśli to, że jest
niepohamowany, to tak! To właśnie mówi babcia. Wiesz, kobiety, które
całuje, na ogół czepiają się go kurczowo i śmieją się. Może bierzesz całą
sprawę zbyt poważnie?
Myśl godna nagrody! Katie uśmiechnęła się do siebie. Przyjąć
poradę od dziewięcioletniej dziewczynki, jak całować jej ojca!
A może to nie jest zły pomysł? Sama sobie przecież niezbyt dobrze
radzi. Ale potem pojawiła się kolejna myśl, która miała w sobie szczyptę
goryczy.
- Chciałaś przez to powiedzieć, że całuje wiele kobiet?
- Nie umiem tak dobrze liczyć - odpowiedziała Nora. - Wiesz, jestem
dopiero w czwartej klasie.
102
RS
ROZDZIAA SIÓDMY
Następnego dnia rano Kathleen pojechała na rowerze do miasta.
Musiała kupić mnóstwo drobiazgów, a Jack wraz z Norą gdzieś przepadli.
Gdy obładowana paczkami Katie wyszła z apteki, wpadła na Evviego
Hamiltona, dozorcę psów w posiadłości Fessendenów. Grzechem byłoby
nie wykorzystać takiej okazji.
- Wolny dzień, Evvie?
- Pół dnia - odpowiedział niechętnie. - Pani Fessenden nie lubi dawać
wolnych dni. Nie widywałem cię ostatnio.
- Byłam zajęta - przyznała. - Napijesz się ze mną kawy?
- Jasne - zgodził się i poprowadził ją wzdłuż domu do pobliskiej
kawiarni. Zajęli stolik w rogu.
- Brakuje mi twego ojca. - Evvie pociągnął łyk napoju. Miał już
dobre siedemdziesiąt lat, siwe włosy, a z przodu brakowało mu jednego
zęba.
- Mnie też - odpowiedziała. - Ale musimy dalej żyć, prawda? Co
słychać u psów?
- Zabawne. Jesteś trzecią osobą, która mnie o to spytała w ciągu
ostatnich trzech dni. - Pociągnął kolejny łyk. - Można byłoby pomyśleć, że
ten wypadek z psami to coś bardzo ważnego. Zastępca szeryfa zadał mi to
pytanie. No, niezupełnie tak. Powiedział mi, że zamek od furtki na pewno
był wyłamany.
- Zastępca?
- Dziwne, prawda? Gdy pułkownika nie ma w pobliżu, on i pani
Fessenden zachowują się jak para bandytów.
103
RS
- A więc tak - powiedziała półgłosem Katie. - Zamek był wyłamany.
- No, ja tego nie powiedziałem, panno Katie. To powiedział zastępca
szeryfa. Obejrzałem zamek tego dnia. Wszystko było w porządku, poza
tym, że ktoś go otworzył. Na drugi dzień pani Fessenden tyle gadała o
wyłamanych zamkach, że poszedłem sprawdzić. I co powiesz? Założono
nowy zamek, a po starym nie było nawet śladu! Czy to nie dziwne?
- Coś w tym jest - Katie z trudnością zbierała myśli. Ktoś otworzył
furtkę. Dlaczego? Kto? Katie nie mogła usiedzieć spokojnie. Pod jakimś
pretekstem wyszła z kawiarni. Jeden ze starszych mężczyzn, grających w
warcaby po drugiej stronie placu, pomachał do niej. Odpowiedziała na
pozdrowienie i weszła na jezdnię. Nagle usłyszała ryk silnika. Ktoś dodał
gazu i zaraz potem rozległ się pisk hamulców. Ledwie zdążyła obrócić
głowę w tamtą stronę, gdy jadąca wprost na nią ciężarówka wpadła w
poślizg. Lewy róg przedniego zderzaka uderzył Katie w biodro i rzucił na
chodnik. Otoczyli jÄ… ludzie.
- Czy jesteś ranna, Katie? - pochylał się nad nią kierowca ciężarówki,
Peter Lester. Widziała go jak przez mgłę.
- Tylko moja duma - wymamrotała, gdy udało jej się usiąść.
- Wyszłaś wprost na mnie. Wszyscy to widzieli.
- Grupa młodych ludzi w tłumie zaszemrała potakująco.
- Nie widziałem, żebyś próbował się zatrzymać - sprzeciwił się
Evvie Hamilton.
- Lepiej uważaj na to, co mówisz, staruszku - ostrzegł Lester. - Nie
masz prawa rzucać oskarżeń. Wypadki się zdarzają. Czasem są
ostrzeżeniem opatrzności.
104
RS
Tłum poruszył się i u boku Katie pojawił się Jack Lee. Katie kręciło
się w głowie. Potłuczenia bolały, ale wraz z pojawieniem się Jacka
wszystko wydawało się nieistotne i niegrozne. Jack sprawdzał, czy nic się
jej nie stało.
- Nic poważnego - stwierdził. - Musimy cię jednak zawiezć do
szpitala. Niech ktoÅ› wezwie karetkÄ™.
Przechyliła się ku niemu i zachichotała.
- Nie mamy karetki w Stanfield.
- W porządku, kochanie - uspokoił ją. - Przeżyłaś lekki wstrząs.
ZawiozÄ™ ciÄ™ do szpitala.
- Szpitala też nie mamy. Najbliższy jest we Front Royal. I klinika
doktora Franklina w Luray.
Za chwilę przybiegła Nora.
- Posiedz przy niej, a ja pójdę po samochód - powiedział
dziewczynce. Nora usiadła obok i objęła ją. Katie miała wciąż zamknięte
oczy, ale słyszała wszystko doskonale.
- To ty potrąciłeś moją dziewczynę, tak? - Jack Lee mówił do kogoś,
a właściwie mu groził. Katie, która nienawidziła przemocy, wzdrygnęła się
i zacisnęła powieki.
- To był wypadek - odpowiadał Peter Lester. Strach w jego głosie
sprawił, że Katie poczuła się znacznie lepiej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]