[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedyś był dla mnie jak ojciec. Na miłość boską, niech mu pan jakoś pomoże. Nie
mogę patrzeć, jak on cierpi. Po prostu tego nie wytrzymuję.
Stockstill rozłożył bezradnie ręce.
 Bonny, rozumujesz jak dziecko. Wydaje ci się, że można wszystko dostać,
wystarczy tylko bardzo chcieć. To myślenie magiczne. Ja nie potrafię pomóc
Jackowi Tree.  Odwrócił się i zrobił kilka kroków w kierunku miasteczka.  Chodzcie
 powiedział przez ramię.  Zrobimy tak, jak zaproponowała pani Keller. Jeśli
posiedzimy dwadzieścia minut w Foresters Hall i posłuchamy satelity, to będziemy
się wszyscy potem o wiele lepiej czuli.
Barnes znów z wielkim ożywieniem rozmawiał z Jackiem Tree.
 Pozwoli pan, że wskażę na błąd w pańskim rozumowaniu. W dniu Katastrofy
widział pan pewnego człowieka, Murzyna. W porządku. Teraz, siedem lat pózniej&
 Zamknij się  ucięła ten wywód Bonny, wbijając mu palce w ramię.  Na miłość
boską&  Przyspieszyła kroku i dogoniła doktora Stockstilla.  Nie wytrzymuję już 
powiedziała.  Wiem, że on się kończy. Umrze, jeżeli znowu zobaczy tego Murzyna. 
W oczach zakręciły się jej łzy; czuła jak wypływają i toczą się po policzkach.  Szlag
by to trafił  zaklęła gorzko, idąc tak szybko, jak tylko mogła, w kierunku miasteczka
i Foresters Hall. Nawet nie wie o satelicie& jest taki odcięty od rzeczywistości, taki
zdegenerowany& nie wiedziałam. Jak mam sobie z tym poradzić? Jak to się mogło
stać? Przecież kiedyś to był taki błyskotliwy człowiek. Występował w telewizji, pisał
artykuły, uczył, dyskutował.
 Doktorze Stockstill, ja wiem, że to ten sam człowiek  bełkotał za nią Bluthgeld 
ponieważ spotkałem go na ulicy. Kupowałem jedzenie w sklepie spożywczym, a on
spojrzał na mnie w ten sam dziwny sposób, jakby chciał zaraz zacząć się ze mnie
wyśmiewać, ale zdał sobie sprawę, że gdyby zaczął się ze mnie wyśmiewać,
sprawiłbym, że to wszystko by się powtórzyło, i tym razem się wystraszył. Był tego
świadkiem i teraz już wie. Czy to nie jest dowód, doktorze Stockstill? Teraz on już
wie. Czyż nie mam racji?
 Wątpię, czy on zdaje sobie sprawę, że pan żyje  powiedział Stockstill.
 Ale ja nie mogę umrzeć  odrzekł Bluthgeld.  Bo inaczej świat&  Jego głos
przeszedł w bełkot i Bonny nie zrozumiała już reszty; słyszała tylko, jak jej obcasy
stukają o porośnięte zielskiem resztki chodnika.
My wszyscy też powariowaliśmy, pomyślała. Moja córka ma wyimaginowanego
brata, Hoppy przesuwa monety siłą woli i naśladuje głos Dangerfielda, Andrew Gill
kręci ręcznie od lat jednego papierosa za drugim& tylko śmierć potrafi nas od tego
wybawić, a kto wie, może i nawet ona nie. Może jest już za pózno i zabierzemy tę
degrengoladę ze sobą w przyszłe życie.
Byłoby lepiej, gdybyśmy wszyscy zginęli w dniu Katastrofy, pomyślała; przynajmniej
nie widzielibyśmy tych wszystkich dziwadeł, nienormalnych, czarnuchów
popromiennych i inteligentnych zwierząt. Ludzie, którzy wywołali tę wojnę, nie
dokończyli roboty. Jestem zmęczona i chcę odpocząć; chcę się z tego wyplątać i
położyć się gdzieś daleko, gdzie jest ciemno i nikt nic nie mówi. Na zawsze.
Potem pomyślała trzezwiej. Może mój problem polega po prostu na tym, że nie
znalazłam jeszcze właściwego mężczyzny. Jeszcze nie jest za pózno: ciągle jestem
młoda i wszyscy mi mówią, że nie jestem gruba. Mam zęby w znakomitym stanie.
Jeszcze może mi się udać, muszę mieć tylko oczy szeroko otwarte.
Przed sobą zobaczyła Foresters Hall, staroświecki, pomalowany na biało drewniany
budynek, którego okna były zabite deskami  nikt nie wstawił i już nigdy nie wstawi
wybitych szyb. Jeśli Dangerfield nie umarł jeszcze na krwawiący wrzód, to może
mógłby nadawać moje ogłoszenie, pomyślała. Ciekawe, jak by to przyjęła nasza
wspólnota. Albo może dać ogłoszenie do  News Views i niech ten stary pijak Paul
Dietz drukuje je przez jakieś sześć miesięcy.
Kiedy otworzyła drzwi Foresters Hall, usłyszała nagrany na taśmę, sympatyczny
głos Walta Dangerfielda, który czytał kolejny odcinek powieści; zobaczyła rzędy
twarzy. Niektórzy słuchali z niepokojem, inni z widocznym odprężeniem i
przyjemnością& spostrzegła siedzących w kącie dwóch mężczyzn  Andrew Gilla, a
obok szczupłego, przystojnego Murzyna. To był właśnie człowiek, który naruszył
delikatną konstrukcję egzystencji Brunona Bluthgelda. Bonny stała w drzwiach, nie
wiedząc, co robić.
Nadeszli Barnes i Stockstill, a z nimi Bruno. Wszyscy trzej ją minęli. Stockstill i
Barnes szukali wolnych miejsc w zatłoczonej sali. Bruno, który nigdy jeszcze nie
pojawił się, by posłuchać satelity, stał zdezorientowany, jakby nie mógł pojąć, co ci
ludzie tu robią; jakby nie mógł zrozumieć słów, które dobiegały z małego radia na
baterie.
Bruno  najwyrazniej oszołomiony  stał koło Bonny i pocierał czoło, przyglądając
się zgromadzonym ludziom; spojrzał na nią pytająco zmęczonym wzrokiem, a potem
ruszył za Barnesem i Stockstillem. I wtedy właśnie spostrzegł Murzyna. Zatrzymał
się. Odwrócił się w stronę Bonny, a jego twarz zmieniła wyraz. Bonny zobaczyła na
niej straszliwe, niszczące podejrzenie  przekonanie, że pojął znaczenie tego, co
zobaczył.
 Bonny  wybełkotał  musisz go stąd zabrać.
 Nie mogę  odparła.
 Jeśli go stąd nie zabierzesz, to spowoduję, że znów zaczną spadać bomby.
Spojrzała na niego, a potem usłyszała swój własny, ostry, suchy głos:
 Tak? Czy o to ci chodzi, Bruno?
 Muszę  wybełkotał słabym głosem, patrząc na nią niewidzącym wzrokiem: był
całkowicie zajęty własnymi myślami i zmianami, które zachodziły w jego umyśle. 
Przykro mi, ale najpierw spowoduję eksperymentalne wybuchy stratosferyczne& od
tego zacząłem ostatnim razem& a jeżeli to nie przyniesie efektów, ściągnę bomby
tutaj, żeby spadły wszystkim na głowy. Bonny, wybacz mi, proszę, ale na litość
boską, przecież muszę się bronić.  Próbował się uśmiechnąć, lecz nie mógł zmusić
swoich bezzębnych ust do niczego więcej niż nerwowe drżenie.
 Naprawdę potrafisz to zrobić?  zapytała Bonny.  Jesteś pewien?
 Tak  odparł, kiwając głową. Był o tym przekonany, zawsze był pewien swojej siły.
Raz już rozpętał wojnę i mógł to zrobić ponownie, jeśli będą zbyt mocno naciskać; w
jego oczach Bonny nie dostrzegła ani wątpliwości, ani wahania.
 To wielka siła jak na jednego człowieka  zauważyła.  Czy to nie dziwne?
 Tak  odrzekł.  To cała siła tego świata skupiona w jedno. Ja jestem centrum.
Bóg tak chciał.
 Bóg popełnił ogromny błąd.
Spojrzał na nią ponuro.
 Ty też popełniłaś błąd  powiedział.  Myślałem, że nigdy nie zwrócisz się
przeciwko mnie.
Bonny nic nie odpowiedziała; podeszła do wolnego krzesła i usiadła. Nie zwracała
uwagi na Brunona. Nie mogła: zmęczyła się przez te wszystkie lata i nie zostało w
niej już nic, co mogłaby mu ofiarować.
Siedzący niedaleko Stockstill nachylił się w jej stronę.
 Ten Murzyn tu jest  powiedział.
 Tak.  Kiwnęła głową.  Wiem.  Siedziała wyprostowana jak struna i skupiła się na
słowach dobiegających z radia. Słuchała Dangerfielda i próbowała zapomnieć o
otaczających ją ludziach i przedmiotach.
Teraz nie mam już na nic wpływu, pomyślała. Cokolwiek zrobi, cokolwiek się z nim
stanie  to nie będzie moja wina. Cokolwiek się stanie& z nami wszystkimi. Nie mogę
już za to brać odpowiedzialności; ta cała historia i tak trwa zbyt długo i jestem
szczęśliwa, że mogę się z niej wyplątać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •