[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wcale, bo jak oświadczyła natychmiast, w pokoju było tak jasno, że z
przyjemnością przymknęła oczy, ale z wielkim zainteresowaniem przysłuchiwała
się naszej miłej, zajmującej rozmowie.
Weszła ponownie Peggy, aż czerwona z przejęcia. Jeszcze jedna taca! Och,
szlachetnie urodzone pomyślałam czy zniesiecie ten ostatni cios? Panna
Barker bowiem zamówiła dla nas (nie wątpię, że i sama przygotowała, choć
wykrzyknęła: O, Peggy, co nam tu niesiesz? i wyglądała mile zdziwiona,
jakby ją spotkała radosna niespodzianka) różne przysmaczki na kolację: ostrygi w
muszelkach, homary, galaretkę, ciastka zwane kupidynkami (bardzo lubiane
przez kranfordzkie panie, ale za drogie, żeby je mogły podawać, chyba tylko na
bardzo uroczyste okazje; nazwałabym je makaronikami maczanymi w koniaku,
gdybym nie znała ich szlachetniejszej, klasycznej nazwy). Jednym słowem
miałyśmy być podejmowane tym, co najlepsze i najsłodsze; i pomyślałyśmy, że
lepiej będzie łaskawie ustąpić nawet z uszczerbkiem dla naszej wytworności
wszakże wytworne osoby nie jadają kolacji z zasady, ale jak większość tych, co z
zasady tego nie robią, bywają wyjątkowo głodne na wszystkich przyjęciach.
Panna Barker w poprzednim etapie swego życia poznała, jak sądzę, napój
zwany cherry-brandy. %7ładna z nas nigdy nie widziała czegoś podobnego i aż
wzdrygnęłyśmy się, gdy nam zaproponowała:
Odrobinkę, odrobinkę, moje panie. Po ostrygach i homarach, panie
rozumieją. Niektórzy uważają, że są one nie nazbyt zdrowe.
Potrząsałyśmy głowami jak mandaryni w spódnicach, ale w końcu pani
Jamieson dała się namówić, a my poszłyśmy za jej przykładem. Nie było to,
dokładnie mówiąc, całkiem niesmaczne, ale tak palące i mocne, że poczułyśmy
się zmuszone okazać, że nie przywykłyśmy do takich rzeczy kaszląc okropnie,
niemal tak, jak kaszlała panna Barker, zanim nas Peggy wpuściła.
Bardzo to mocne rzekła panna Pole, odstawiając pusty kieliszek.
Sądzę, że jest w tym alkohol.
Tylko kropelka niezbędna, żeby się to wszystko trzymało. Jak panie
wiedzą, kładziemy papierek moczony w brandy na konfitury, żeby się trzymały.
Mnie samej czasem kręci się w głowie, gdy zjem ciastko z konfiturami
śliwkowymi.
Wątpię, czy pod wpływem ciastka z konfiturami śliwkowymi pani Jamieson
otworzyłaby tak przed nami serce, jak to uczyniła po koniaku: powiedziała nam o
mającym wkrótce nastąpić wydarzeniu, choć dotąd nie zdradziła się z tym ani
słowem.
Moja szwagierka, lady Glenmire, przyjeżdża do mnie na pewien czas.
Dało się słyszeć chóralne: Doprawdy! i zapadła cisza. Każda z nas
dokonywała szybkiego przeglądu garderoby pod względem jej przydatności na
pokazanie się w niej wdowie po baronie, bo oczywiście, z okazji przyjazdu gościa
do któregoś z zaprzyjaznionych domów zawsze odbywały się w Cranford
przyjęcia. A obecną okazją czułyśmy się przyjemnie podniecone.
Wkrótce oznajmiono przybycie pokojówek z latarniami. Pani Jamieson miała
lektykę, którą z trudnością zdołano wcisnąć do wąskiego przedsionka panny
Barker i która dosłownie tamowała przejście. Dwaj starszawi lektykarze (w porze
dziennej trudnili się szewstwem, ale kiedy ich wzywano do niesienia dam,
nakładali dziwne stare liberie: długie płaszcze z małymi pelerynkami, z tego
samego okresu co lektyka i podobnie do stroju ludzi tej samej klasy na obrazach
Hogartha) długo musieli manewrować, aby ustawić ją sztorcem, ale przyszło im
wrócić do dawnej pozycji, ponowili próbę i wreszcie szczęśliwie udało im się
wynieść lektykę przez frontowe drzwi domu panny Barker. Odgłos ich du-
dniących po ulicy kroków dobiegł do nas, kiedy wkładałyśmy kapluszony i
zapinałyśmy płaszcze. Panna Barker krążyła wokół nas ofiarowując nam swą
pomoc, ale gdyby nie pamiętała o swym dawnym zajęciu i nie pragnęła, żebyśmy
o nim zapomniały, czyniłaby to znacznie gorliwiej.
ROZDZIAA VIII
Milady
Wcześnie następnego dnia, bo tuż po dwunastej, u panny Matty zjawiła się
panna Pole podając za powód przyjścia jakąś całkiem błahą sprawę, ale widoczne
było, że coś się za tym kryje. I w końcu to się wyjaśniło.
Tak przy okazji... pani pomyśli, że to wielka ignorancja z mojej strony, ale
proszę sobie wyobrazić, że ja doprawdy nie wiem, jak należy zwracać się do lady
Glenmire. Czy powinno się mówić jaśnie pani , wtedy gdy do zwyczajnej osoby
mówimy pani . Aamię sobie nad tym głowę od samego rana! I czy mamy mówić
milady , zamiast proszę pani ? Przecież znała pani lady Arley, niech więc mi
pani łaskawie powie, jaka jest poprawna forma zwracania się do członków rodzin
lordowskich?
Biedna panna Matty! Zdjęła okulary i włożyła je ponownie, ale nie mogła
sobie przypomnieć, jak tytułowała ongiś lady Arley!
Tyle już czasu minęło rzekła. Och, jaka jestem niemądra. Chyba
widziałam ją zaledwie dwa razy. Wiem, że do sir Petera mówiłyśmy Sir
Peterze , ale on znacznie częściej nas odwiedzał niż lady Arley. Debora
przypomniałaby to sobie w jednej chwili. Jaśnie pani ? Milady ? To brzmi
bardzo dziwnie, całkiem nienaturalnie. Nigdy o tym nie myślałam, ale teraz,
kiedy pani mnie zapytała, zupełnie tracę głowę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]