[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zaczęła w myśli przechodzić po kolei wszystkie swe znajome, ale w każdej odkrywała ja-
kąś wadę i nie znalazła żadnej, której by go oddać miała odwagę.
Podczas tych rozmyślań odczuła dopiero głęboko, choć niezupełnie jeszcze jasno, że całą
duszą i sercem pragnie zachować go dla samej siebie, a jednocześnie powiedziała sobie, że
nie może tego uczynić, gdyż nie wolno się na to poważyć. Zazwyczaj radziła sobie ze smut-
kiem bardzo łatwo, dziś nie mogła się otrząsnąć z przygnębienia i czuła, że siła wewnętrzna
zamyka jej drogę do szczęścia. Serce jej się ścisnęło, a ciężka chmura okryła jej czoło.
58
Było koło siódmej, gdy nagle posłyszała kroki na schodach i poznała po chodzie i głosie
Wertera, który o nią pytał. Serce zabiło jej gwałtownie i rzec możemy, po raz pierwszy uczuła
takie wzruszenie za jego przybyciem. Chętnie byłaby kazała powiedzieć, że przyjąć go nie
może, a gdy wszedł, z namiętnością i pomieszaniem zawołała: - Nie dotrzymałeś pan obiet-
nicy! - Niczego nie obiecywałem! - odrzekł - Powinieneś pan był usłuchać przynajmniej
mojej prośby! - powiedziała, - Szło przecież o wspólne nasze dobro!
Nie wiedziała dobrze co mówi, a także nie zdawała sobie sprawy ze swych czynów, gdy
posłała służącą do kilku przyjaciółek z prośbą, by przyszły, aby tylko nie pozostać sam na
sam z Werterem. Położył na stole pożyczone książki, spytał o inne, a Lota pragnęła, by przy-
jaciółki przybyły jak najprędzej, to znowu, by nie przychodziły wcale. Służąca wróciła z wia-
domością, że obie przepraszają, ale przyjść nie mogą.
Chciała posadzić w sąsiednim pokoju służącą z robotą, ale zaniechała tego. Werter chodził
po pokoju, ona zaś przystąpiła do fortepianu i zaczęła grać menueta. Ale nie szło jej to. Opa-
nowała się i usiadła spokojnie przy Werterze, który zajął zwykłe swoje miejsce.
- Nie ma pan nic do czytania? - spytała. Nie miał nic. - Tam, w mojej szufladzie - po-
wiedziała - leży pański przekład kilku pieśni Osjana. Jeszcze nie czytałam, bo miałam na-
dzieję, że usłyszę to z ust pańskich. Ale dotąd nie przyszło do tego. - Uśmiechnął się i przy-
niósł rękopis, dreszcz nim wstrząsnął, gdy go brał do ręki, a gdy nań spojrzał, łzy mu napeł-
niły oczy. Usiadł i zaczął czytać.
- Gwiazdo wieczorna, jakże cudnie błyszczysz na Zachodzie, wynurzając promienną gło-
wę z chmur i tocząc się z wolna ku dalekim wzgórzom! Czegóż upatrujesz na pustoci? Uci-
chły wichry rozpętane, a z dali dolatuje szmer siklawy, toczącej falę wód po ostrych zboczach
skał. Owady z brzękiem unoszą się ponad polami. Za czymże patrzysz, o promienista? Ale ty
uśmiechasz się i idziesz, radośnie otaczają Cię fale i kąpią twe rozkoszne włosy. Bądz błogo-
sławione światło pokoju, błyszcz promieniu duszy Osjana!
Jawi mi się moc ogromna. Widzę pomarłych druhów moich, gromadzą się na Lorze, jako
to czynić nawykli za dni, które przeminęły. Nadciąga Fingal podobny przepojonemu wodą
słupowi mgły. Wokół niego bohaterzy o... Patrz, idą też bardowie pieśni: siwy Ulin, wspa-
niały Ryno, czarowny pieśniarz Alpin i żałosna, cicha Minona. O, jakże zmieniliście się,
przyjaciele, od onych szczęsnych dni na Selmie spędzanych, kiedy to współzawodniczyliśmy
ze sobą o berło pieśni! Jak powiew wiosenny ugina cicho szemrzące trawy wzgórza, tak
zmienił was czas.
Wystąpiła naprzód przecudna Minona, oczy miała spuszczone, oczy łez pełne, szarpał raz
po raz jej bujny włos wiatr swawolny, polatujący od strony wzgórz. Smutek objął duchy bo-
haterów, gdy podniosła czarowny głos, gdyż wspomnieli widywany często grób Salgara i
ponure białej Kolmy komnaty. Kolma śpiewa na pustym wzgórzu harmonijnym głosem, Sal-
gar przybyć obiecał, ale wokół zaległa tymczasem noc. Słuchajcie, co śpiewa Kolma, siedzą-
ca samotnie na wzgórzu.
KOLMA
Wokoło noc! Samotna, opuszczona siedzę na wzgórzu wśród burzy. Wicher hula po
szczytach, strumienie ze skał się toczą. Nie mam ochrony przed deszczem nijakiej, ja, samot-
na na wzgórzu, opuszczona wśród burzy.
Wynijdz, księżycu jasny, z chmur ciemnych opony, rozetlijcie się gwiazdy na niebie! Nie-
chaj mnie promień jakiś zawiedzie tam, kędy kochanek mój spoczywa po łowach. Auk przy
nim leży z nie napiętą cięciwą, a wokół psy zadyszane! A ja tu muszę siedzieć samotna i
opuszczona na skale ponad obrosłym krzewami strumieniem. Ryczy burza, szemrze woda, nie
słyszę głosu kochanka.
59
I czemuż zwleka mój Salgar? Czyż zapomniał danego mi słowa? Wszakże to owa skała,
owo drzewo i ów potok! Obiecałeś tu przybyć, gdy noc zapadnie... Ach, gdzież to zabłąkał się
Salgar mój miły? Wszak z tobą iść chciałem daleko, porzucić dumnego ojca i braci... Od
dawna wrogami są sobie rody nasze, ale myśmy sobie nie wrogi, Salgarze!
Ustań na chwilę, wichrze, zamilknij falo na chwilę! Niech glos mój tętni po błoni, niechże
posłyszy mój wędrowiec. Salgarze! To ja wołam, Salgarze! Tutaj jest drzewo i chata. Salga-
rze, kochanku jedyny! Czekam, przecz zwlekasz mój luby?
Już księżyc połyska na niebie, fala się ściele w dali, a skały się czernią na wzgórzu! Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •