[ Pobierz całość w formacie PDF ]
książek, odłożenie do szafy przeczytanego tomu i wykradzenie kolejnego. Wymagało to
czasu i cierpliwości. Całe morze czasu! Wiele razy podczas lektury zaciskał zęby ze złości,
co oni przed nim ukrywali. Z wytrzeszczonymi oczyma czytał o Tengelu Złym i o skarbie,
który nadal był dla niego niedostępny, i o śmiesznych próbach tych obciążonych, którzy
podejmowali walkę ze złym przodkiem. Jak oni mogli?
Ale to ostatnie, to, co znalazł teraz, to przekracza wszystko!
126
%7ładen dotknięty z Ludzi Lodu nie powinien nigdy brać do ręki fletu. Nikt z Ludzi Lodu nie
powinien tego robić, ale przede wszystkim dotknięci. Bo pewna melodia zaczarowanego
fletu jest tym dzwiękiem, który może wywołać Tengela Złego, wyrwać go z letargu i sprawić,
że przejmie władzę nad światem. A wtedy biada światu!
Księga opadła na kolana, lecz Ulvar tego nie zauważył.
- No, to nareszcie wiemy! - szepnął z goryczą. - Tengelu Zły! Znalazłeś swojego człowieka!
Wtem drgnął. Cóż to za dzwięk? A może to tylko wyobrażenie? Coś w nim szumiało i
zgrzytało. Coś pod nim drżało złowieszczo, jakby stłumione trzęsienie ziemi. A gdzieś w
głębi głowy, albo może na zewnątrz, nie byłby w stanie powiedzieć, rozrastał się coraz
trudniejszy do zniesienia zawodzący ton, jak echo wycia wichru.
Ulvar siedział bez ruchu z policzkami płonącymi ze strachu.
Powoli jednak zaczynała go przepełniać szalona duma. On, on został wybrany przez ich
wielkiego przodka, by dokonać wielkiego czynu. Wyzwolić Tengela Złego!
Zerwał się na równe nogi, o mało nie zapomniał odłożyć księgi na miejsce, ale opanował się
i udało mu się wślizgnąć po kryjomu do sypialni tak, żeby go nikt nie zauważył. Zostały do
końca jeszcze trzy tomy, ale niech sobie stoją, mogą poczekać. Teraz Ulvar wiedział, co
robić, poznał zadanie, jakie ma do spełnienia.
Biegł do domu, a jednocześnie nie opuszczały go wątpliwości:
Flet, zaczarowany flet. Skąd wziąć coś takiego? A poza tym zaczarowany? Co to znaczy?
Istniało pewnie wiele sposobów zaklinania fletów?
W ogóle nie bardzo wiedział, jak flet wygląda. Teraz zrozumiał, że wszyscy w rodzinie
milczeli na temat tego instrumentu właśnie ze względu na niego.
Ci cholerni idioci! Próbowali go oszukać! Ale pożałują tego!
Bo teraz jesteśmy silni, Tengel Zły i ja, jego najlepszy wasal!
127
ROZDZIAA XI
O, tak, Tengel Zły znalazł odpowiednie dla siebie narzędzie!
Tej nocy Ulvar miał okropny sen. Siedział w jakimś bagnie czy też w kloace pełnej
najobrzydliwszych ekskrementów. Maz oblepiała jego ciało, chciał wyciągnąć w górę ręce,
ale z palców spływały gęste strugi cieczy, które jakby wiązały go z tym gnojem.
Krzyczał głucho z przerażenia, bo za nim posuwała się jakaś wyjątkowo paskudna istota.
Bez trudu poruszała się w gnoju i zdecydowanie zbliżała się od tyłu do Ulvara.
A on walczył, żeby uciec, poruszał z trudem omdlewającymi rękami, serce tłukło, jakby
chciało się wyrwać z piersi i...
- Ulvar! Ulvar!
Ktoś szarpał go za ramię, chcąc go obudzić.
Otworzył oczy i spojrzał w zmartwioną twarz brata.
- Ulvar, dlaczego krzyczysz tak strasznie?
Ulvar wpadł w złość.
- Nie mieszaj się w nie swoje sprawy - syknął, ale czuł, że jego ciało spływa potem, a pościel
jest cała mokra.
- Chciałem cię tylko wyrwać z koszmaru.
Ulvar wstał, żeby zmienić bieliznę. Odwrócił się do Marca plecami, nie chciał z nim
rozmawiać.
Bo teraz domyślał się, kim był ten, który płynął za nim. To musiał być Tengel Zły! Może chciał
powiedzieć Ulvarowi coś ważnego? I wtedy ten głupi, ten świętoszek...
Stał z prześcieradłem w ręce.
Zatem musiało chyba być tak, że on, Ulvar, spodobał się Tengelowi Złemu. Mogło być tak,
że on sam został wybrany przez złego przodka i ma wypełnić dla niego wielkie zadanie.
Jedno jest pewne: Tengel Zły jest straszliwym sojusznikiem. Potwór, którego słowo ludzkie
opisać nie zdoła.
Ulvar poczuł, że zimny pot spływa mu strumieniem wzdłuż kręgosłupa i mimo woli
gwałtownie zadrżał, nie był w stanie tego opanować.
Od tego dnia Ulvar był jak odmieniony.
128
Oczywiście przedtem był też niebywale kłopotliwy, a nawet w różnych sytuacjach
niebezpieczny. Ale przeważnie było to gadanie, puste pogróżki. Teraz jednak stał się
nieobliczalny. Dały o sobie znać wszystkie najgorsze cechy dotkniętego, którymi był
obciążony.
Dostatecznie dużo już naczytał się o historii Ludzi Lodu, nie chciał tracić na to więcej czasu.
To, że nie przeczytał rozdziału o szarym ludku, nie miało znaczenia, bo Heike i Vinga nie
opisali rytuału wywoływania duchów ani nie zapisali odpowiednich formułek, więc i tak
niczego by się nie nauczył. Nie mógł też dostać się do skarbu, bo go nie było w Lipowej Alei
ani w pobliżu. Usłyszał kiedyś przypadkiem, że skarb przechowywany jest w mieście, w
specjalnej skrytce w banku. Słowa te nie były, oczywiście, przeznaczone dla Ulvara, ale on
już od dawna nieustannie nastawiał uszu, gdy tylko mógł coś podsłuchać. Wtedy zresztą
dowiedział się też, że dostęp do skarbu może mieć tylko człowiek znający hasło. Tak więc
dla niego sprawa była zamknięta.
Specjalnością Ulvara stało się podsłuchiwanie pod drzwiami. Tylu tajemniczych rzeczy
można się było dowiedzieć w ten sposób.
Ale co tam, to wszystko drobiazgi nie mające znaczenia. Teraz Ulvar miał tylko jeden jedyny
cel: służyć swemu budzącemu grozę władcy. A to mógł prawdopodobnie najlepiej spełnić za
pomocą fletu.
Do wszystkich diabłów! To nie będzie łatwe!
Ulvar nie przestawał rozmyślać, jak się do tego zabrać. Bezradnie przyglądał się gałązkom
wierzbiny nad rzeką, ale zbliżało się Boże Narodzenie i nie ma mowy, żeby o tej porze ktoś
potrafił zrobić piszczałkę. Kora po prostu nie zejdzie z gałązki, popęka na kawałki. A zresztą
on sam nigdy nie zdołał wydobyć więcej niż dwa żałosne dzwięki z takiej piszczałki. Jeden,
kiedy zatykał palcem otwór i drugi, gdy go nie zatykał.
Prawdę mówiąc, co to za dzwięki? Jakieś syczące popiskiwania.
Viljar z Lipowej Alei przyszedł któregoś ranka i zapytał, czy Ulvar by nie zebrał sieci z
jeziora. Z dawnych czasów mieli prawo połowu na jeziorze, bo przecież kiedyś należało ono
do Elistrand. Ulvar pogrążony w swoich rozmyślaniach miał największą ochotę odesłać
Viljara do diabła, ale w końcu uznał, że skoro i tak nie ma nic innego do roboty, to dlaczego
by nie? Na jeziorze przynajmniej nikt mu nie będzie przeszkadzał głupimi pytaniami.
Spadł właśnie pierwszy śnieg; pokrywał brudnoszarą mazistą powłoką ziemię i wyglądało na
to, że lada moment stopnieje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]