[ Pobierz całość w formacie PDF ]
teraz uchyli drzwi, Zane natychmiast wyłapie zmianę w natężeniu
dzwięków, dochodzących z korytarza.
Wydawało jej się, że przy tych drzwiach majstruje już co najmniej
od dziesięciu minut, a to zapewne była tylko jedna. Z salonu nadal
dobiegał szczęk naczyń rozstawianych przez kelnera. Głosy na
korytarzu ucichły. Droga wolna.
Barrie przekręciła gałkę, wysunęła się na korytarz i prawie
umierając ze strachu, cichutko zamknęła za sobą drzwi. I pędem
ruszyła do windy. Nikt nie wołał za nią, nikt nie gonił wielkimi
susami . Dobiegła do windy i nacisnęła guzik. Zwiatełko się
zapaliło, i paliło się nadal, ale sekundy mijały, a ona nie słyszała
upragnionego, cichutkiego szumu nadjeżdżającej windy. Więc znów
zaniosła błaganie:
- Kochana moja windo, proszę, bardzo proszę, pośpiesz się...
Usłyszała turkotanie wózka, a więc kelner wychodził z
apartamentu... Jej serce biło jak oszalałe, oczy były wbite w drzwi
windy, a usta nadal szeptały błagalne zaklęcia.
137
Nareszcie. Cichutki dzwoneczek i drzwi windy rozsunęły się.
Jednocześnie usłyszała ryk Zane'a Mackenziego, sadzącego
korytarzem jak wielki gepard. Błyskawicznie wsunęła się do windy,
naciskając jednocześnie ruszaj" i zamknij drzwi". I aż cofnęła się,
widząc rękę Zane'a, próbującego zablokować drzwi. Winda jednak,
zgodnie ze swym planem, drzwi zamknęła i ruszyła na dół. Barrie
jeszcze przez chwilę widziała pięść, walącą w przeszklone drzwi i
słyszała dosadne przekleństwa.
Oparła się o ścianę, ukryła twarz w dłoniach. Boże, jaki on był
wściekły! Jego oczy były jak dwa reflektory. Teraz na pewno gna
jak szalony schodami w dół, ma jednak do pokonania dwadzieścia
pięter. Ale jeśli ktoś już wcześniej ponaciskał guziki windy... Jeśli
winda zatrzyma się choć raz, Zane dogoni ją na ulicy, a jeśli winda
zatrzyma się dwa razy - dopadnie ją w holu. Jeśli trzy razy - będzie
czekał na dole, przy drzwiach windy. Barrie stanie twarzą w twarz z
prawdziwą furią. Trudno, nie może bać się Zane'a, bo przecież wcale
nie ma zamiaru go opuszczać. Ostrzeże ojca i wróci do apartamentu
. I nie lękała się, że Zane ją uderzy. Była pewna, że nigdy tego nie
zrobi. Ale świadomość tego wcale nie odprężała jej do końca. Bo
mimo że jej nie zbije, i tak jej nie przebaczy, że ostrzegła ojca. I być
może, na zawsze zaprzepaściła szansę, że Zane ją pokocha.
Z tą przykrą świadomością pokonywała drogę w dół. Winda nie
zatrzymała się w drodze ani razu. W holu kręciło się parę osób.
Barrie przemknęła do drzwi i wyszła na hałaśliwą ulicę.
Natychmiast oślepiło ją słońce, prawie białe, jak na pustyni. Musiało
być już ponad trzydzieści stopni, choć do południa daleko. Barrie
wmieszała się w potok turystów, maszerujących żwawo mimo
upału.
Doszła do skrzyżowania, przekroczyła jezdnię i szła dalej, nie
mając odwagi obejrzeć się za siebie. Jej rude włosy łatwo można
było dostrzec z daleka, nawet w tłumie, dlatego starała się iść
między osobami wyższymi od siebie.
A Zane na pewno jest już w holu, szybko omiótł wzrokiem ludzi i
te automaty z napojami, i wypadł na ulicę...
Przyspieszyła kroku i minąwszy jeszcze kilka przecznic, zaczęła
rozglądać się za jakąś budką telefoniczną. Odszukanie telefonu nie
138
było problemem, gorzej było ze znalezieniem akurat wolnego. Bo
było tak, jakby wszystkim turystom zachciało się dzwonić od
samego rana. Barrie stała cierpliwie, gorące słońce paliło ją w tył
głowy, kiedy starsza pani o niebieskawych włosach przekazywała
komuś drobiazgową instrukcję, kiedy nakarmić jej ukochanego
kotka, kiedy rybki, a kiedy podlać kwiatki. W końcu zaszczebiotała
Pa, pa, kochanie!" i obdarzywszy Barrie przemiłym uśmiechem,
poszła sobie. Barrie doskoczyła do telefonu jak żbik, bojąc się, że
ktoś ją ubiegnie.
Wsunęła kartę, wystukała numer i zaczęła odliczać sekundy. Na
wschodnim wybrzeżu była pora lunchu, ojciec mógł po prostu z
kimś się umówić i wyjść z domu. A może pojechał na golfa. Mógł
być praktycznie wszędzie, tylko nie w domu. Próbowała sobie
przypomnieć, gdzie on ostatnio najczęściej bywał, ale z tym miała
wielkie trudności. W ciągu ostatnich miesięcy jej stosunki z ojcem
były tak napięte, że ona właściwie nie miała pojęcia, dokąd ojciec
chodzi, z kim spotyka się towarzysko, a z kim w celach
politycznych.
- Halo?
Głos ojca był tak ostrożny, że w pierwszej chwili nie poznała go.
- Halo? - powtórzył i zabrzmiało to jeszcze bardziej ostrożnie.
Barrie mocniej przycisnęła słuchawkę do ucha, próbują opanować
drżenie rąk.
- Halo? Tatku, to ja! - zawołała.
- Barrie! Córeczko! Głos ojca ożywił się. I mogła sobie
wyobrazić, jak pojaśniała teraz jego twarz., jak prostuje się za tym
swoim biurkiem.
- Tatku, nie mogę długo mówić - powiedziała, starając się, aby
jej głos brzmiał jasno i wyraznie. %7łeby ojciec od razu pojął, o co
chodzi. - Tatku, musisz być bardzo ostrożny. Uważaj na siebie. Bo
o wszystkim już wiadomo. Rozumiesz?- Słyszysz mnie dobrze?
W słuchawce na chwilę zapadła cisza, po czym ojciec
odpowiedział opanowanym głosem:
- Dobrze, córeczko, rozumiem. A ty jesteś bezpieczna?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]