[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stuna Burzy, szczególnie, jeśli miecz wchłonął tuż przedtem tyle energii. Jakimi
zatem mocami rozporządzał Książę Przeklęty?
Elryk cofnął się cicho do drzwi kabiny, za którymi panowała teraz cisza. Nie
były jednak zamknięte. Gaynor nie przejmował się potencjalnymi zamachami ze
strony istot śmiertelnych.
Odczekawszy jeszcze chwilÄ™, Elryk pchnÄ…Å‚ drzwi, prowokujÄ…c powstanie mi-
niaturowego, posykującego huraganu światła. Nim minęła jednak sekunda zawie-
ruchy, Gaynor stał już w pełnym rynsztunku, poprawiając rękawicą hełm. W dru-
giej ręce trzymał runiczne ostrze, pulsujące wzorami i wyraznie zdumione takim
107
obrotem sprawy. Albinos zauważył wszakże, że książę nie jest w stanie utrzymać
Czarnego Miecza nieruchomo i że cały się trzęsie.
Elryk wyciągnął dłoń ku broni.
 Nawet ty, Książę Przeklęty, nie możesz zawładnąć tym mieczem. Czy nie
rozumiesz, że stanowi on ze mną jedność? %7łe jesteśmy jak bracia? I że mamy jesz-
cze krewniaka, którego możemy wezwać w potrzebie. Zapewniam cię, że potężny
to krewniak. Czyżbyś nie rozumiał istoty tego miecza, książę?
 Tyle tylko wiem, co słyszałem w legendach  westchnął Gaynor. 
Chciałem sam to sprawdzić. Czy zechciałbyś pożyczyć mi ten miecz, książę?
 Równie dobrze mógłbyś prosić mnie, bym pożyczył ci rękę lub nogę. 
Albinos ponownie zażądał gestem zwrotu swej własności.
Gaynor jeszcze się wahał. Przyjrzał się runom, sprawdził wyważenie, aż znów
ujął broń w obie dłonie.
 Nie lękam się twojego miecza, Elryku.
 Najpewniej nie ma on dość siły, by cię zabić, bo tego pragniesz najbardziej,
prawda? Mógłby jednak wypić twą duszę i zatrzymać w sobie, a tego chyba raczej
nie pożądasz?
Nie poddając się jeszcze, Gaynor przesunął stalą rękawicy po ostrzu.
 Ciekawe, czy ożywia go moc Antyrównowagi?
 Nigdy nie słyszałem o czymś takim  odparł Elryk, przypasując pochwę
z powrotem do pasa.
 Podobno jest to siła bardziej jeszcze ambitna niż najpotężniejsi bogowie.
Bardziej niebezpieczna przy tym, okrutniejsza i skuteczniejsza niż cokolwiek
w multiwersum. Podobno dość ma siły, by jednym, potężnym uderzeniem zmienić
wszystkie prawa multiwersum, całą jego naturę.
 Wiem tylko, że Los połączył trwale to ostrze i mnie. Splótł nasze prze-
znaczenia.  Elryk rozejrzał się po skromnie urządzonej kabinie Gaynora. 
Mało obchodzą mnie problemy kosmologiczne, mam raczej przyziemne pragnie-
nia. Szukam jedynie kilku odpowiedzi i nie są mi nijak potrzebni do szczęścia
tacy czy inni Bogowie ni ich machinacje. Ani nawet sama Równowaga.
Gaynor odwrócił się od niego.
 Ciekawy z ciebie gość, Elryku z Melniboné. Niezbyt dobrze dobrano ciÄ™
chyba na sługę Chaosu.
 Jak i do wielu innych rzeczy. Służenie Chaosowi wynika jedynie z tradycji
rodzinnej.
 Wierzysz, że można wygnać całkowicie i Chaos, i Aad? Uwolnić od nich
multiwersum?
 W tej kwestii nie mam pewności, słyszałem jednak, że istnieją miejsca,
w których obie te siły nie mają po równo nic do powiedzenia.  Z czystej ostroż-
ności Elryk wolał nie wspominać nawet nazwy Tanelorn.  Słyszałem o świa-
tach, gdzie Równowaga rządzi niepodzielnie, a nawet. . .
108
 Też znam takie miejsca. Rządziłem jednym. . .  Coś zachichotało we-
wnątrz hełmu, a Gaynor oddalił się w kąt, jakby wyjrzeć chciał przez bulaj.
Ostatnie słowa wypowiedziane zostały z taką żarliwością, że niemal fizycznie
dotknęły nieprzygotowanego na podobne wydarzenia albinosa. . .
 Och, Elryku, jakże ja ci zazdroszczę i jak z zazdrości nienawidzę! Niena-
widzę cię za to, że cieszysz się życiem! Nienawidzę cię, bo jesteś tym, kim sam
mogłem niegdyś zostać! A najbardziej, to nie cierpię cię za twe aspiracje. . .
Skłaniając się ku drzwiom, Elryk spojrzał raz jeszcze na Gaynora. Tak, ta
wspaniała zbroja miała niegdyś ochronić go przed nieprzyjaciółmi i zagrożeniami,
z biegiem czasu stała się jednak niczym więcej, jak tylko więzieniem.
 Ja zaś, Gaynorze Przeklęty  powiedział miękko albinos  współczuję ci
z całego serca.
Rozdział 4
Wreszcie ląd! Niejaki konflikt interesów.
Czym jest i skÄ…d siÄ™ bierze likantrofia.
 W moim świecie mawia się, że ludzkie przesądy mierzyć mogą się jedy-
nie z ludzką głupotą. Oczywiście, nikt nie deklaruje się jako przesądny, tego nie
ma, podobnie jak paru ledwie głośno przyznało się dotąd do głupoty. . .  pero-
rował Ernest Wheldrake do siwego nawigatora, gdy żeglowali następnego ranka
po powolnie falującym Ciężkim Morzu.
Przeżuwający ledwie jadalną soloną wołowinę Elryk zaznaczył, że tak samo
wygląda to w przytłaczającej większości społeczeństw zamieszkujących multi-
wersum.
Nawigator zwrócił szarozielone, przenikliwe oczy na albinosa.
 Znałem całe sfery, gdzie łagodność i umiłowanie rozumu, a także szacunek
wobec innych i siebie samego, współistniały z niepokojem intelektualnym i wrze-
niem artystycznym  powiedział o mało się nie uśmiechając.  Zaś wszelkie
sprawy nadprzyrodzone nie były tam niczym innym, jak tylko metaforą. . .
Wheldrake wyszczerzył zęby.
 Nawet w mojej Anglii, sir, rzadko spotykało się taką doskonałość.
 Nie powiedziałem, że doskonałość jest stanem powszechnym  mruknął
siwowłosy, zbierając się z ławy, przeciągając i zerkając na zaniesione niebo. Ob-
lizał cienkie wargi, powąchał wiatr i skierował się na dziób, ku ropusze, która
chrapała wciąż na tyle rozgłośnie, że nie pozwalała spać innym.  Oto kometa!
 wskazał palcem gdzieś w górę.  A to oznacza, że pewien książę nie żyje. 
Nastawił przez chwilę ucha, aż w końcu, mocno czemuś zadowolony, oddalił się
do swych obowiązków.
 Tam, gdzie niegdyś mieszkałem  odezwał się grobowym głosem wyła-
niający się spod pokładu Gaynor  powiadano, że za każdym razem gdy umiera
kometa, gaśnie również życie jakiegoś poety.  Klepnął rękawicą ramię Whel-
drake a.  Czy w twoich rodzinnych stronach uważano podobnie, mistrzu?
 Widzę, że od samego rańca jesteś waść w paskudnym humorze  mruknął
Wheldrake, który bardziej nie cierpiał zakutego księcia, niż się go bał.  Azali
110
nie męczą cię wapory kiszek, czyli sraczka?
Gaynor cofnął rękę, uznając że lepiej będzie nie drażnić się z sir Ernestem.
 Spokojnie, sir. Niektórzy książęta pragną śmierci bardziej niż inni, poeci
zaś pieją na chwałę życia, wszyscy to wiemy. Lady Charion.  Skłonił się, aż cały
hełm rozgorzał mu ognistą pasją.  Książę Elryku. Aha, i jeszcze pan Snare.
Siwy nawigator nadbiegał z powrotem ze swego stanowiska. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •