[ Pobierz całość w formacie PDF ]

robił poprzednich dwóch nocy. Dopiero wtedy mogła się zrelaksować i zasnąć.
Odniosła wrażenie, że Ben ma zamiar ponowić apel, by się zdrzemnęła, gdy drzwi
wejściowe otworzyły się z hukiem, a ich uszu dobiegły podniesione głosy.
 Co takiego?!
Oboje pospiesznie wyszli na korytarz, by przypadkiem nikt nie wszedł do pokoju chorych.
Okazało się, że żandarm kłóci się małą dziewczynką wyglądającą na niewiele więcej niż sześć lat.
Po umorusanej twarzyczce płynęły łzy, a kolorowe klapki były całe oblepione gliną.
 Co się tu dzieje?  zapytał Ben.
 Ta mała chce rozmawiać z lekarzem, chociaż jej powiedziałem, że tam nie wolno
wchodzić.
 W porządku  odezwała się Tracy.  Wyjdę z nią na zewnątrz.
 Tracy&  Ben położył jej rękę na ramieniu.
Rzuciła mu zirytowane spojrzenie.
 Ktoś musi z nią porozmawiać. Lepiej, żebym to była ja niż oni.
 Jak chcesz wyjść na zewnątrz, to przynajmniej zostaw tu maskę i rękawiczki.
 Nie omieszkam. Dziecko, zaczekaj chwilkÄ™.
Uwadze Bena nie uszło, że obserwuje go jeden z lekarzy wojskowych, więc go zapewnił,
że zaraz wrócą. Oboje zdjęli ubrania ochronne i starannie się umyli.
Gdy już na zewnątrz dziewczynka do nich podbiegła, zasłonił Tracy własnym ciałem.
Sapnęła poirytowana.
 Ben, proszę, ona nikomu nie zrobi krzywdy.  Pochyliła się nad dziewczynką.  Jak ci na
imiÄ™?
 Miriam.
 Co chciałaś nam powiedzieć?
 Doktorzy?
 Tak, oboje jesteśmy lekarzami. Ktoś zachorował?
 Tak, moja mama. Jest chora od dwóch dni, ale mi nie pozwoliła nikomu o tym mówić, ale
teraz&  Głos jej się rwał.  Ale teraz nie chce się obudzić, nawet jak próbuję nakarmić ją rosołem.
 Gdzie ona jest?
 W domu. Ale to daleko.
W głowie zadzwięczał Tracy pierwszy dzwonek ostrzegawczy.
 Jak daleko?  zapytała.
 W sÄ…siedniej wiosce.
Z przerażenia Tracy chwyciła Bena za rękę.
 Ma szansÄ™ wydostać siÄ™ z São João?  szepnęła.
Nie! Podjęto wszystkie kroki ostrożności, a od przybycia wojska nikogo z miasteczka nie
wypuszczano. Ale wcześniej?
Uścisnął jej dłoń, po czym zwrócił się do dziewczynki.
 Czy twoja mama kaszle?
 Tak. Powiedziała, że to przeziębienie, ale ja się boję&  Pokazała ręką miasteczko objętą
kwarantanną.  Słyszeliśmy, co się tutaj stało. Podobno wojsko rozstrzeliwuje wszystkich chorych.
Musiałam się do was przekradać między strażnikami.
To prawda, że mieszkańcy wielu miejscowości nader podejrzliwie podchodzili do
przedstawicieli władz, a ta nieufność niestety sprzyjała rozprzestrzenianiu się chorób, ponieważ
miejscowa ludność ukrywała się z tym przed tymi, którzy mogli im pomóc.
Takimi jak ona, kiedy rzuciła Bena cztery lata temu? Nie, to nie to samo. Uśmiechnęła się
świadoma, że ten uśmiech nie wypadł szczerze.
 Nikt tu do nikogo nie strzela.
 To czy pani pomoże mojej mamie?
Tracy zerknęła na dom, skąd jeden z żandarmów bacznie ich obserwował. Puszczą ją do tej
wioski czy wyślą swoich? Trudna sprawa. Wolałaby niczego nie przenieść, ale im więcej osób się
w to zaangażuje, tym więcej będzie miejsc skażonych.
 Tak, skarbie, pomogę.  Już miała ruszyć w stronę żandarma, gdy Ben ją zatrzymał.
 Tracy, co ty sobie wyobrażasz?  warknął.
 Słyszałeś, co Miriam mówi. Jej matka jest chora.
 Przez ciebie mogą ucierpieć wszyscy.
Zdrętwiała. Prawie ten sam komunikat przesłał jej przez wojskowych cztery lata temu.
Kiwnęła głową w kierunku żandarma za ich plecami.
 Pójdę tam niezależnie od tego, czy ci się to podoba, czy nie. W każdej chwili możesz
wysłać za mną swoich kumpli. Masz w tym wprawę.
 Tracy, przestań. Przecież wiesz, dlaczego ich tam wysłałem. Byłaś w ciąży.
Wiedziała doskonale. To był szósty tydzień, ale już wcześniej zaszczepiła się na żółtą
febrę. Wzięła tydzień wolnego nie całkiem z powodu wioski, lecz z powodu wyników badań.
Mimo to nadal bolało ją upokorzenie, jakiego wtedy doznała na widok mundurowych
wysiadających na plaży oraz świadomość, że nasłał ich jej własny mąż.
Mierzyli się wzrokiem. Teraz nie powinna jeszcze bardziej go do siebie zrażać. Złagodziła
ton.
 Ben, zrozum, muszę zbadać jej matkę. Praca trzyma mnie przy życiu  wyrwało się jej.
 Trzyma cię przy życiu?
 Chciałam tylko powiedzieć, że praca jest dla mnie ważna.
Wpatrywał się jej w oczy, a ona modliła się w duchu, by nie wyczytał w nich strachu. Po
chwili przeniósł wzrok na zalęknioną dziewczynkę.
 Okej. Pójdziemy oboje, ale musimy zachować ostrożność. Bierzemy antybiotyk, więc
o nas bym się nie martwił, ale nie chciałbym, żebyśmy przywlekli tutaj coś nowego.
Stąd jego niepokój? Być może zle go oceniła.
 A ona?  zapytała po angielsku, by mała nie wiedziała, o czym rozmawiają.  Mogą jej
stąd nie wypuścić, bo miała kontakt z chorobą.
 Pogadam z żandarmem i podam jej antybiotyk.
Biedne dziecko, nie zdaje sobie sprawy, że chcąc pomóc matce, może stać się więzniem.
A gdyby okazało się najgorsze, że matka choruje na dżumę, mogłaby już nigdy jej nie zobaczyć.
Serce ścisnęło się jej z bólu. Matka Tracy zmarła, gdy ta przebywała w Brazylii, pół roku
po ślubie. Podczas tej ceremonii matka nie miała pojęcia, że jest chora. Diagnozę poznała parę
tygodni pózniej, a umarła po kilku miesiącach. Tracy wyprostowała się i wraz z Benem podeszła
do żandarma, który oświadczył, że musi się skontaktować z przełożonymi.
Godzinę pózniej pod eskortą złożoną z czterech żołnierzy wyruszyli do wioski Miriam.
Siedzieli z tyłu wojskowego pojazdu obładowani sprzętem i podręcznym laboratorium Bena.
Modląc się, by nie sprawdziły się jej najgorsze obawy, pozwoliła Benowi otoczyć się ramieniem.
 Bronchit  orzekł Ben.
Z radości Tracy mało nie wybuchnęła śmiechem.
 JesteÅ› pewien?
Siedział na stołku za domem i pod mikroskopem oglądał kolejne szkiełka.
 Ani śladu bakterii dżumy. Poza tym chora już nie śpi. Nie gorączkuje, a jedynym
objawem jest obecność gęstej wydzieliny w oskrzelach.  Podniósł wzrok na Tracy.  Pewnie
harowała do upadłego i dlatego Miriam nie mogła jej dobudzić. Tak czy owak, nie jest to dżuma.
 Dzięki Bogu.  Czując, że nogi się pod nią uginają, musiała oprzeć rękę na jego ramieniu.
 Hej, usiądz, bo upadniesz.  Nim się zorientowała, posadził ją sobie na kolanach. 
Przepraszam, ale nie ma drugiego stołka.
 To ja przepraszam za to, co powiedziałam. %7łe nasłałeś na mnie wojsko.
 Nie przejmuj się. Byłaś zdenerwowana.
Przygarnął ją mocniej, a ona poczuła, że należy mu się prawdziwe podziękowanie. Niemal
bezwiednie zarzuciła mu ręce na szyję i go pocałowała.
ROZDZIAA SIÓDMY
Musnęła wargami jego zarost.
Nie był pewien, czy to nie sen. Najpierw przeprosiny, potem całus. Jeśli ona go całuje, to on
się postara nadać temu odpowiednie znaczenie. Wolną ręką odwrócił jej głowę tak, by spojrzała
mu w twarz.
Wpatrywał się w jej błyszczące oczy i rozchylone wargi& Doskonale je pamiętał. Gdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •