[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozwiązania zagadki fałszywych pasteli Wyspiańskiego. Dokąd go porywał Batura czarnym
BMW, które stało zaparkowane za teatrem? Oto pytanie, które nagle zaświtało mi w głowie.
W tym wyścigu liczył się czas i Batura nie zasypiał gruszek w popiele.
Szkoda, że nie mieliśmy szans dogonić porywaczy. A nawet jeśli udałoby nam się ich
dopaść, to sam nie dałbym rady nic zrobić. Odpowiadałem też za Waldusia i musiałem
odprowadzić go całego i zdrowego do domu, a nie uganiać się za bandytami. Zresztą
porywacze kierowani przez Baturę szybko wepchnęli Proroka do samochodu, a pojazd zaraz
skręcił na Wybrzeże Gdańskie. Po chwili auto zniknęło nam z oczu.
Doszliśmy do miejsca, w którym stało BMW i przez chwilę nie odzywaliśmy się do
siebie wpatrzeni w równoległą do Wisły ulicę.
- Pan naprawdę jest detektywem? - spytał Walduś.
- Jestem, jestem. I zastanawiam się, dokąd Batura porwał Proroka? Dlaczego? Nie
znamy nawet numerów rejestracyjnych BMW. Gdybyśmy je znali, powiadomiłbym znajomą
policjantkę i pewnie jeszcze dzisiaj policja trafiłaby na ślad porywaczy.
- Batura? Kto to?
Idąc pod górkę opowiedziałem mu o Jerzym - znanym przestępcy warszawskim,
którego specjalnością były dzieła sztuki. Wielokrotnie nasze losy krzyżowały się,
przydzielając nam role przeciwników. Dzięki działalności mojego departamentu udało się
kilka razy zaprowadzić Baturę za kratki, ale drań szybko wychodził na wolność. Kilka lat
temu był Jerzy jeszcze nieokrzesanym nadwiślańskim gangsterem. Od tego czasu zrobił
prawdziwe postępy nie tylko w przestępczym fachu, ale i w bardziej subtelnych dziedzinach -
jakimi są wychowanie, wygląd, znajomość języków obcych i wiedza historyczna. Nie
próżnował jak wielu gangsterów, dla których liczył się tylko łup, ale poszerzał swoje
horyzonty i z roku na rok stawał się coraz bardziej niebezpiecznym i przebiegłym łotrem.
Kradł dzieła sztuki o dużej wartości, potrafił je wytropić i bezpiecznie sprzedać.
Zawiadomiłem policję o porwaniu Proroka.
Do czasu przyjazdu podinspektor Marioli Koper czekałem przy Barbakanie i
pilnowałem galerii Proroka przed rozkradzeniem. Dominowały w niej akwarele - widoki
warszawskiej Starówki. Znalazłem też dwa kobiece portrety i kilka pejzaży. Zabiło mi
mocniej serce, bo pomyślałem, że może Prorok jest Komą, ale nie doszukałem się w tych
portretach żadnego podobieństwa stylu do malarstwa Wyspiańskiego, no może poza
postimpresjonistycznym zacięciem autora pejzażu w złotych ramach. Może tylko on
nawiązywał do subtelnej gry kolorów artysty. Ale las tonący w słońcu nie był dziełem sztuki -
ot, zwykły landszaft.
Potem złożyłem stosowne wyjaśnienia podinspektor Koper, która wkrótce przyjechała.
- Co to za historia z tym porwaniem malarza? - zapytała.
- Nie słyszała pani nigdy o Baturze?
- To złodziej dzieł sztuki. Ale co on może mieć wspólnego z Wyspiańskim?
- Tego nie wiem, ale skoro porwał Proroka...
- Szkoda, że nie zauważył pan numerów rejestracyjnych BMW - wyraziła
rozczarowanie.
- Było za daleko. BMW stało za innymi samochodami, a poza tym dranie szybko
wsiedli do samochodu.
Walduś zamiast potwierdzić moje słowa ziewnął w najlepsze.
- Nie wiedziałam, że ma pan wnuka - zmieniła temat policjantka.
- Nie mam wnuków - rzekłem chłodnym tonem. -Nawet nie mam żony. Jestem
samotnym, schorowanym staruszkiem, który niedowidzi. A kiedy trzeba jestem wredny jak
sto teściowych.
- Seweryn %7łmijewski twierdzi, że jest pan mściwy. Podobno żywi pan do niego
pogardę. To prawda?
Zaśmiałem się nerwowo.
- Podagra - wyszeptałem. - Mam podagrę, jak każdy stary piernik. Wspomniałem mu
przez telefon o podagrze, nie o pogardzie. Czy kolega %7łmijewski nie dosłyszy?
- Skarżył się, że wysłał go pan do ministerstwa po jakąś kartkę...
- Lista antykwariatów i galerii - sprostowałem.
- Wiem o tym, ale %7łmijewski twierdzi, że lista jest nieczytelna.
To fakt. Monika przed opuszczeniem dzisiaj biura przepisała na komputerze rękopis
przygotowanej przeze mnie listy, a ja zabrałem wydruk ze sobą. Ostatecznie nie przekazałem
jej moim współpracownikom, a wysłałem kolegę %7łmijewskiego po rękopis, leżący na biurku.
Prawdopodobnie nasz nowy pracownik nie zdołał mnie rozczytać, gdyż tę umiejętność
opanowała jedynie Monika. To była moja słodka zemsta za niemiłe słowa, jakie padły z ust
kolegi %7łmijewskiego na mój temat. Wyciągnąłem przepisaną przez Monikę listę.
- Kolega %7łmijewski ma jednak coś z oczami - rzekłem, podając jej kartkę. - Przyszedł
po nią, ale zabrał rękopis zamiast elegancko przepisanej listy. Leżała na biurku, więc ją
wziąłem. Dziwny człowiek. Czasami zachowuje się jak baran...
- Słucham? - rumieniec złości zalał twarz panny Marioli. -Nie rozumiem.
Trochę się zagalopowałem w tych złośliwościach w stosunku do kolegi %7łmijewskiego.
Nazwanie go  baranem" było przede wszystkim niegrzeczne i wielce ryzykowne, gdyż nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •