[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co teraz robimy?
- Jedziemy na dworzec.
Pojechaliśmy i zobaczyliśmy tam to, czego oczekiwałem.
- Teraz na metę - dyrygowałem.
Spotkaliśmy tam Messera, ale wypadek Micka skupił naszą uwagę na ważniejszych w
tym momencie rzeczach.
***
Pan Tomasz z pobłażaniem patrzył na moje przygotowania. Wyjąłem z Rosynanta
plecak i sprawdziłem działanie latarek, czy lina wspinaczkowa jest cała, czy nasze
elektroniczne gadżety maj ą założone świeże baterie.
- Paweł, czuję, że Kunstke przygotował skrytkę, w której będzie liczyło się coś więcej
niż nowoczesne wyposażenie - zwrócił mi uwagę Pan Samochodzik.
- Zmienił się, przez kobietę myśli tylko o tym, by cało wrócić do domu - Olbrzym
komentował moje poczynania. - Ani krzty w nim z dawnego kozaka żądnego mołojeckiej
sławy.
Pan Tomasz także był w dobrym humorze.
- Rezun, prawdziwy rezun, myśli tylko o zdobyciu skarbu - szef z politowaniem kiwał
głową.
Po kilku minutach wsiedliśmy do Rosynanta i ruszyliśmy obwodnicą na północ.
Prowadziłem, obok mnie siedział Olbrzym z mapą na kolanach, a z tyłu rozparł się pan
Tomasz i zamyślony patrzył w okno.
- Trzeci fort? - upewniłem się.
- Tak, byle szybko - popędzał mnie Olbrzym. - Komu ja mówię  szybko , już teraz
będziesz miał zawsze cegłę na pedale gazu.
- Nie dworuj sobie ze świeżego narybku świata rajdów samochodowych - zażartował
pan Tomasz.
- Skąd u was takie dobre humory? - denerwowałem się na przyjaciół.
Po dwóch kwadransach zajechaliśmy w pobliże fortu króla Fryderyka III. Była to
nowoczesna jak na koniec XIX wieku warownia, z ciekawymi rozwiązaniami dotyczącymi
życia w twierdzy i prowadzenia ostrzału na przedpolu. Krwista czerwień cegieł kontrastowała
z żywą zielenią wiosny. Niestety, obiekt ten w sporej części był zrujnowany.
- Ukryj samochód - rozkazał pan Tomasz. - Masz krótkofalówki?
- Oczywiście.
- Zostaw jedną Olbrzymowi...
- Idziecie po złoto i kumpla zostawiacie na czatach? - oburzył się dziennikarz. - Tyle
dla was znaczy przyjazń?
- Ktoś musi zostać - tłumaczył mu Pan Samochodzik. - Pamiętasz przygodę z fortu
piątego? Teraz naszym przeciwnikiem jest także Cassidy. Ukryj się w pewnej odległości od
samochodu.
Z wyprawy do Stanów Zjednoczonych przywiozłem urządzenia łączności typu SWAT,
używane przez amerykańskie jednostki specjalne policji. Radiostacja była wielkości telefonu
komórkowego i miała słuchawkę nakładaną na ucho i mikrofon poprowadzony w kierunku
ust. Można było porozumiewać się z kolegą bez angażowania w to rąk. Dodatkowym atutem
było to, że nadawany sygnał był kodowany i niemożliwy do podsłuchania bez specjalnego
urządzenia. Podejrzewałem, że w tej części Europy coś takiego mogły mieć tylko rosyjskie
służby specjalne.
- Idziemy - rozkazał pan Tomasz.
Przez zarośniętą fosę poszliśmy do wyrwy w południowym murze.
- Pójdziemy przez dziedziniec, żeby zobaczyć, co robi konkurencja, czy dookoła? -
zapytałem.
- Okrężną drogą - zdecydował Pan Samochodzik. - Cassidy ma szkic i nie mam
pojęcia, co teraz robi. Nam zostaje tylko rozum i intuicja.
- Co wiemy na temat skrytki?
- Jest w północno-wschodniej kaponierze. Kunstke zostawił tylko taką informację.
- Jeżeli dotychczasowe jego wskazówki prowadziły do miejsc ukrycia kolejnych
podpowiedzi, to może i tak jest tym razem?
- Masz rację. Myślę, że Awi trafił do schowka przez przypadek. Musi być jakaś inna
droga, przygotowana przez Kunstkego.
- Cassidy może być szybszy.
- Dlatego przyspieszmy kroku.
Przyspieszyliśmy. Ze względu na wiek szefa nie mogliśmy pozwolić sobie na bieg. Z
drugiej strony mogliśmy na czas wykryć niebezpieczeństwo, niż gdybyśmy gnali trawieni
gorączką złota.
- Olbrzym, jesteś? - sprawdzałem łączność.
- Chłopie, ty uprzedzaj, jak się odzywasz - usłyszałem głos Olbrzyma. - Tu się jakoś
reguluje głośność? Myślałem, że stoisz za mną!
- Niczego nie dotykaj! Widzisz coś ciekawego?
- Tak, grupę brzózek przypominających górę bitej śmietany posypanej wiórkami z
czekolady i zielonymi żelkami o smaku kiwi.
- Zobaczysz, że łakomstwo cię zgubi. Bez odbioru.
- A se nie odbieraj - Olbrzym nie dawał spokoju.
Po kwadransie zbliżyliśmy się do północnego muru fortyfikacji.
- Teraz musimy uważać - ostrzegał pan Tomasz. - Idziemy do wejścia i drugie wejście
po prawej.
Wyjąłem latarki i ruszyliśmy w ciemną czeluść tunelu prowadzącego w dół. W świetle
naszych lampek ujrzeliśmy po obu stronach tunelu sześć równomiernie rozmieszczonych
wejść. Weszliśmy w drugie i znalezliśmy się w labiryncie pomieszczeń załogi fortu. Pełno tu
było dziur w ścianach wybitych zapewne przez domorosłych poszukiwaczy skarbów.
Musieliśmy uważać na otwory w posadzce. Po kilku minutach odniosłem wrażenie, że zaraz
zabłądzimy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •