[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Widzisz, gdybyś przyjechał tu sam jeden, czułbyś się zmuszony do zaręczyn i nie
miałbyś wyboru. Byłbyś rozgoryczony, a twoja rodzina czułaby to, nawet gdybyś nic nie
mówił. Wkrótce zaczęłyby się utarczki i sprzeczki, a tymczasem teraz zapanowała harmonia i
spokój. Dobrze zrobiliśmy, prawda?
- Tak, dobrze.
Poszukał jej dłoni na poręczy i nakrył ją swoją.
- Ale już jest po wszystkim - podjęła. - Lecz ta harmonia nie zniknie, a ty będziesz
mógł zrobić ze swoją przyszłością, co uznasz za stosowne.
- Od jutra uznam za stosowne bardziej energiczne zalecanie się do ciebie. Uważaj, bo
mam także zamiar przekonać cię, że najlepszym, najszczęśliwszym zakończeniem będzie
nasz ślub.
- Kit - odezwała się po krótkiej przerwie - jutro wyjeżdżam z ciotką Clarą i z Gwen.
- Nie! - Zcisnął mocno jej rękę.
- To najlepsze zakończenie. Po namyśle na pewno się ze mną zgodzisz. Obydwie są
dla mnie najbliższymi osobami. Przyjechały ze mną jako przyzwoitki. Spieszno im do domu,
przyjedzie tam przecież Elizabeth z maleństwem. Jeśli wrócę razem z nimi, wyda się te
wszystkim całkiem naturalne. W dodatku twoja matka i ciotka Clara zgodziły się, że
powinniśmy wziąć ślub w Newbury. Wszystko będzie więc wyglądało tak, jakbym pojechała
zacząć przygotowania. Po jakimś czasie przyślą list, który zakończy nasze narzeczeństwo,
goście twojej rodziny dawno już wtedy odjadą, a ty przekażesz tę wiadomość ojcu i matce. I
babce. I Sydnamowi.
Mówiła spokojnie, rzeczowo. Bez śladu żalu czy bólu. Obojętnie.
- Zostań jeszcze trochę. Przez tydzień. Daj mi tydzień, a zdołam cię przekonać, żebyś
zmieniła zdanie. Nie odjeżdżaj jutro, Lauren. To za wcześnie.
- Udało mi się zrobić tutaj wszystko, co zamierzyłam. Przeżyłam moją przygodę, moje
niezapomniane lato. Nie ma powodu, żebym przedłużała pobyt, a jest ich wiele, by tego nie
czynić. Już czas, Kit. Wkrótce sam to zrozumiesz.
- Zostań, póki nie zyskamy pewności, że nie zaszłaś w ciążę.
- Jeśli tak się stanie - mówiła równie chłodno i rzeczowo, jak przedtem - to napiszę do
ciebie natychmiast. Jeśli nie, nadejdzie list kończący nasze zaręczyny. Muszę trochę
poczekać, Kit, nim się upewnię. Równie dobrze mogę zyskać tę pewność w Newbury. W
końcu tylko dwa razy miałam okazję stać się brzemienną.
Miała ją jeden jedyny raz. Ale tego nie wiedziała.
- Mam nadzieją, że tak właśnie będzie - ścisnął jeszcze mocniej jej rękę. - Mam wielką
nadzieję. (Czy naprawdę? Czy jest aż tak zdesperowany, że posunąłby się do zniewolenia
jej?)
- Dlaczego? - spytała.
Bo cię kocham. Bo nie mogę znieść myśli o życiu bez ciebie, pomyślał. Nie, czegoś
takiego nie może zrobić, byłoby to nielojalne. Mogłaby się wtedy czuć zobowiązana do
zostania z nim, do poślubienia go, do rezygnacji z wymarzonej wolności, tak już bliskiej,
prawie na wyciągnięcie ręki.
- Dlatego że... spałeś ze mną? I że, jako dżentelmen, czujesz się w obowiązku
przekonać mnie za wszelką cenę, żebym za ciebie wyszła? To niepotrzebne. Chyba żebym
zaszła w ciążę. Przecież mnie nie uwiodłeś. Zrobiłam to z własnej woli. To była część mojej
przygody, mojego pamiętnego lata. Nigdy nie będę żałowała, że... To było... takie cudowne.
Nic mi nie jesteś winien, a już na pewno nie miłość aż po grób. Jesteś wolny Kit. Tak jak ja.
Wolny!
Widocznie uważała wolność za największą wartość. Mógłby się z nią zgodzić... za
jakiś miesiąc.
Poniósł klęskę. Jak zresztą mógł walczyć z tak gorącym pragnieniem wolności?
- A więc nic cię nie zdoła przekonać?
- Nic.
Skłonił się przed nią głęboko i powoli nabrał tchu.
- Dziękuję ci. Za wszystko, co zrobiłaś dla mnie i mojej rodziny. Byłaś wcieleniem
dobroci, cierpliwości i hojnie mnie obdarowałaś.
- A ja dziękuję tobie. - Położyła dłoń na jego ramieniu. - Za przygodę. Za pływanie, za
konną gonitwę, za wchodzenie na drzewa. I... i za to, że umiem się śmiać. A także za
namówienie dziadka, żeby powiedział mi prawdę o mamie. To był tak cenny dar, że nie
wiem, jak ci dziękować.
Poczuł jej usta na swoim policzku. Opanował chęć porwania jej w objęcia, błagania,
by nie opuszczała go na zawsze.
- A więc jutro rano? - spytał, nie patrząc na nią. - Powinniśmy wyglądać wtedy
wesoło, nie sądzisz? Trochę tylko rozżaleni z powodu rozstania, lecz weseli, bo przecież
przygotowania do ślubu już są w toku. Pewnie cię nawet pocałuję. To będzie jak najbardziej
stosowne.
- Tak - zgodziła się. - W końcu inni z pewnością będą na nas patrzyli.
- Ale teraz - podniósł jej dłoń do ust - jesteśmy sami. Po raz ostatni. %7łegnaj, moja
miła. %7łegnaj, Lauren.
- Och, mój drogi... - Głos jej drżał. - %7łegnaj. Niech ci się szczęści w życiu. Zawsze
będę cię wspominała z... z głębokim wzruszeniem.
Trwał przez chwilę w milczeniu, plecami do dworu, z zamkniętymi oczami i z ustami
przy jej dłoni, chcąc zachować w pamięci jej delikatny zapach i subtelną aurę, jaka zdawała
się ją otaczać.
Taki był koniec urodzinowego balu.
22
Nadeszły upalne, leniwe dni sierpniowe i ciepły wrzesień. Wreszcie lato zaczęło
ustępować jesieni. Czuło się już chłód w powietrzu, na niebie wisiały ciężkie chmury.
Zanosiło się na deszcz.
Lauren była tego dnia w najmniej odpowiednim miejscu przy takiej pogodzie - na
plaży w Newbury Abbey. Zresztą nie tylko na plaży, ale nawet na szczycie głazu zwanego
przez wszystkich Wielką Skałą. Siedziała owinięta ciasno płaszczem, obejmując kolana
rękami. Nie miała jednak na głowie kapelusza, leżał u stóp skały, wsunięty wraz z
rękawiczkami w wąską szczelinę, żeby nie porwał go wiatr, który rozwiewał jej włosy i niósł
smak soli.
Morze, teraz dalekie z powodu odpływu, było szare i wzburzone.
Czuła się prawie szczęśliwa.  Prawie było rezultatem przekonania, że okłamywanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •