[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Theo i Adeia będą naszymi świadkami, a ksiądz przyleci z Naksos. Myśla-
łem, że nie będziesz miała nic przeciwko małej uroczystości.
- Nie mam. Tylko to wszystko wyszło tak nagle.
- Pozwól sobie na to - powiedział ciepło.
- Nie mam wyboru - odpowiedziała, wstając i otrzepując się z piasku.
Obserwował ją w zamyśleniu.
- Masz wybór. Możesz zawsze stąd wyjechać. Pozwoliłbym ci na to.
- Nie zamierzam uciekać. Podjęłam decyzję i będę się jej trzymać.
Przez ułamek sekundy widziała ulgę, która pojawiła się na jego twarzy i
szybko została zamaskowana.
- Dobrze.
Wstał, wziął ją za rękę i ostrożnie przeprowadził przez skały.
Dzień wesela rozpoczął się jasnym, perlistym świtem. Rhiannon stała przy
oknie, oddychając morską bryzą.
Postanowiła, że to nowy początek, możliwość stworzenia czegoś pięknego, a
wszystkie łzy wypłakała już wczoraj.
Przejrzała swoje ubrania w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby odegrać rolę
sukni ślubnej, gdyż o tym jednym detalu Lukas najwyrazniej zapomniał, gdy rozle-
gło się pukanie do drzwi.
Stała za nimi Adeia, trzymając w ręku plastikowy pokrowiec na ubrania.
- Panicz Lukas nie jest w stanie myśleć o wszystkim - powiedziała, podając
S
R
jej pakunek.
W środku znajdowała się piękna tradycyjna suknia grecka, wyszywana w ko-
lorowe wzory.
- Należała do mnie. Dopasowałam ją - powiedziała Adeia, a Rhiannon poca-
łowała ją z wdzięcznością w policzek.
- Jest piękna!
- Włożysz ją?
- Naturalnie. Bardzo ci dziękuję.
Suknia pasowała idealnie. Dodatkowo Rhiannon wyglądała w niej jak kobie-
ta, która brała z życia to, co chciała, a nie desperatka, która boi się, co ludzie o niej
pomyślą.
Zgodnie z tradycją Lukas czekał na nią z bukietem przy frontowych drzwiach.
- Kim jest ta grecka księżniczka? - zapytał na jej widok.
- Podoba ci się?
- Bardzo - uśmiechnął się i podał jej prosty bukiet. - Wszyscy już czekają na
plaży.
Podał jej ramię i razem poszli na miejsce ceremonii.
Wszyscy zdawali się zachwyceni jej wyglądem, z każdej strony słano jej sze-
rokie uśmiechy.
Rhiannon nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. %7łe wchodzi do jego
świata.
Pomimo nieznajomości greckiego rozumiała symbolikę tego, co się działo.
Błogosławienie obrączek przez księdza, połączenie przez niego ich dłoni i nałoże-
nie na ich głowy dwóch koron uwitych z kwiatów.
Ksiądz wyciągnął w jej kierunku kielich wina, a Lukas podszepnął jej, że
muszą się z niego napić. Zostali jeszcze przeprowadzeni wokół prowizorycznego
ołtarza.
Po ceremonii wszyscy przeszli do willi na śniadanie. Prosty, smaczny posiłek
S
R
wprawił Rhiannon w doskonały humor.
- Powinniście już jechać - powiedział Theo z uśmiechem, gdy skończyli jeść.
- Jechać? - spytała zaskoczona.
- Musimy się gdzieś wybrać w podróż poślubną, prawda? - oświadczył Lukas.
- Tak?
- Tak - potwierdził stanowczo. - Adeia zajmie się twoim bagażem. Wystarczy,
że się przebierzesz i możemy wyruszać.
Poczuła ekscytację na myśl o tym, że będzie miała okazję zrobić coś nowego
razem z Lukasem.
Zanim jednak udało im się wypłynąć, było już pózne popołudnie.
- Gdzie w takim razie płyniemy? - spytała Rhiannon, gdy odbili od brzegu.
Lukas uśmiechnął się psotnie.
- Zastanawiałem się, co mogę ci oferować po czasie spędzonym na prywatnej
wyspie. I w końcu wymyśliłem.
- Co?
- Towarzystwo.
Lukas z rozbawieniem obserwował jej zdziwienie.
- Zobaczysz.
Słońce zaczynało już chować się za widnokręgiem, gdy dobili do małej za-
toczki, otoczonej przez białe budynki.
- To Amorgos, sąsiednia wyspa - wyjaśnił. - Jak na razie nieodkryta przez tu-
rystów.
- Nie masz chyba zamiaru wybudować tu kurortu?
- Nigdy - wzdrygnął się dla żartu. - Pięknie wyglądasz - powiedział, biorąc ją
za rękę. - Kupowałem tę sukienkę z nadzieją, że cię w niej kiedyś zobaczę.
- Widziałeś mnie w niej wczoraj.
- Tak... ale tak to sobie wyobrażałem. %7łe jesteśmy tu, razem, a ty jesteś moja -
powiedział, składając na jej ustach delikatny pocałunek, zapowiedz tego, co miało
S
R
nadejść pózniej.
- Lukas...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]