[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jackiem.
- Nie, naprawdę nie chcę - broniła się słabo.
- Lissy, będzie fajnie. Zgódz się.
Alicja bardzo w to wątpiła, ale nie chciała urazić przyjaciółki.
- Więc kto to jest?
- Ktoś z pracy Simona.
- A jak ma na imię?
- Eee...
- Meg, nie wiesz nawet, jak facetowi na imię, a umawiasz mnie z nim na
randkę?
132
S
R
- Jestem matką karmiącą, nie śpię, hormony we mnie buzują, a ty się
czepiasz szczegółów! W zeszłym tygodniu schowałam puszkę kawy do
lodówki, a mleko mi zaśmierdło w szafce.
Widząc minę Megan, Alicja wybuchła śmiechem.
- Dobrze. Powiedz mi tylko kiedy i gdzie.
- Zroda wieczór. Zamówi taksówkę po ciebie.
- Po co?
- Bo... dużo pracuje i nie będzie miał czasu, żeby po ciebie przyjechać.
- Coś mi tu śmierdzi - powiedziała Lissy.
- Muszę nakarmić małą.
- Nie mydl mi tu oczu karmieniem małej. Jakoś nie miałaś oporów
karmić Jenny przy mnie.
- Ten facet jest pracoholikiem, tak jak ty. Będziecie się na pewno
świetnie bawić. Taksówka zawiezie cię do restauracji.
- Do której?
- Zapomniałam - odparła gładko Megan. - Ale nie jest jakaś snobistyczna,
podobno podają świetny kompot z rabarbaru.
- Zapamiętałaś, co podają do picia, a nazwa restauracji wyleciała ci z
głowy? - spytała podejrzliwie Lissy.
- Czepiasz się. Próbuję zrobić dobry uczynek.
- Niech ci będzie - zgodziła się w końcu.
Wiedziała, że jej przyjaciółki zamartwiają się jej problemami i tym
spotkaniem chciała im dodać otuchy. Nie liczyła, że się zakocha, ale fakt, może
warto zapomnieć o Jacku...
- Zwietnie.
- O której godzinie przyjedzie taksówka? - spytała Alicja.
- Siódma.
133
S
R
Może choć na chwilę przestanie myśleć o Jacku? Będzie to trudne, ale
naprawdę się postara.
Do środy Jack nie pojawił się w Allingford. Alicja starała się nie myśleć,
czym tam się zajmuje. Sprawiało jej to zbyt dużo bólu i nerwów.
Gdy taksówka zatrzymała się przed budynkiem, Lissy ciekawie spojrzała
przez szybę. Najlepsza restauracja w mieście. Meg musiała się pomylić, w
środę zawsze było zamknięte. Ale skoro Meg pomyliła datę, to dlaczego
przyjechała taksówka?
- To chyba jakaś pomyłka.
- Nie ma żadnej pomyłki, pani Beresford - odpowiedział grzecznie
kierowca.
- Może pan chwilę na mnie zaczekać? - poprosiła. - To miejsce wydaje
się zamknięte, a ja muszę jakoś wrócić do domu.
- Oczywiście.
Ale gdy otworzyła drzwi taksówki, kelner wyszedł przed budynek,
czekając na jej przybycie.
- Ojej, to chyba jakaś specjalna okazja, prawda, kochaniutka? -
taksówkarz uśmiechnął się i życzył jej powodzenia.
To była najdziwniejsza randka w ciemno, na jakiej była. Kim u diabła był
ten kolega Simona? Burmistrzem?
Kelner poprowadził ją do stolika i podał kieliszek szampana. Na sali stał
tylko ten jeden stolik na samym środku. Z balkonu dochodziły dzwięki pianina.
- Cześć, Lissy. Rozpoznałaby ten głos wszędzie.
- Co ty tu robisz?
- Mam randkę - odpowiedział z uśmiechem.
- To nie może być prawda! - Pokręciła głową.
- Kogo się spodziewałaś?
134
S
R
- Nie ciebie, przecież jesteś w Londynie.
- Byłem - poprawił ją gładko. - Mój zastępca, Will, znalazł się w szpitalu,
a jego zastępca potrzebował małej pomocy.
- Co z nim?
- Wróci do zdrowia, potrzebuje paru miesięcy urlopu. Miał zawał, a ma
dopiero trzydzieści lat. Przemyślałem wiele spraw i styl życia, który do tej pory
prowadziłem, zupełnie mi już nie odpowiada.
- Ale przecież wracasz tam. To twój dom - powiedziała ze smutkiem.
- Lissy, dlaczego mnie zostawiłaś?
- Bo nie chcesz się ze mną ożenić... - odparła żałośnie.
Nienawidziła siebie za tę słabość, ale chciała wreszcie wszystko z siebie
wyrzucić.
- Dlaczego tak myślisz?
- Podsłuchałam twoją rozmowę z siostrą. Cathy mówiła, że powinieneś
się ustatkować, a ty, że nie każdy chce zakładać rodzinę.
- Lissy... - Przysunął się do niej.
- Powiedziałeś, że wracasz do Londynu i wynajmiesz oba mieszkania.
Moje i Teda.
- Przynajmniej teraz wiem, dlaczego byłaś dla mnie taka oschła. Gdybyś
mi wcześniej powiedziała, wszystko bym ci wyjaśnił. Chcę wrócić do
Londynu, ale tylko na jakiś czas. Prawdopodobnie wynajmę też twoje
mieszkanie, bo będzie stało puste.
- Wyrzucasz mnie z Allingford - stwierdziła, a w oczach poczuła łzy.
- Nie! Twoje mieszkanie będzie stało puste, bo chcę cię poprosić, żebyś
zamieszkała ze mną. Zakochałem się w domu, w jeziorze, ogrodzie, psie i w tej
zbzikowanej, dumnej kobiecie, która siedzi tuż przede mną. Zdałem sobie z
tego sprawę, gdy pojechaliśmy do Norwich. Kiedy kupowałem ci wisiorek,
135
S
R
oświeciło mnie, że nigdy żadnej kobiecie nie podarowałem nic z biżuterii.
Byłem taki zazdrosny o tego dupka! Myślałem, że pęknę ze złości, gdy
zobaczyłem, jak na ciebie patrzy.
- O Gavina? Przecież to dawno skończone.
- Może z twojej strony. Patrzył na ciebie niczym na ciastko za szybą
cukierni. Próbowałem przekonać siebie, że to uczucie jest spowodowane złymi
wspomnieniami z Ericą, ale to nie było to. Sama myśl, że ktoś mógłby cię
dotykać, sprawiała, że miałem ochotę zamordować cały świat. Jak zobaczyłem
tego palanta u ciebie...
- Derek nawet mnie nie dotknął.
- Zwietnie. W razie gdybyś się jeszcze nie domyśliła, to chciałem ci
powiedzieć, że cię kocham.
Lekko się zaczerwienił, ale wciąż patrzył jej w oczy.
- Kochasz mnie... - powtórzyła martwym głosem.
- Rzadko kiedy wyznaję takie rzeczy.
- Ty mnie kochasz.
- Meg i Grace oczywiście wiedzą o tym wszystkim. Obie też znają moje...
- Zamilkł na chwilę. - No dobra, możesz przestać powtarzać, że cię kocham, i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]