[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Może dziś po południu, jak mama będzie odpoczywała, wybierzesz się ze mną w odwiedziny do
państwa Hewittów? - zaproponowała. - Wpadniemy do nich na kawę.
Państwo Hewittowie byli starymi przyjaciółmi rodziny. Prowadzili pensjonat i Lizzie zawsze się u nich
zatrzymywała. Ojciec odmownie pokręcił głową.
- To może dasz się namówić na spacer po plaży? Aykniesz trochę świeżego powietrza.
- Wolę zostać blisko matki.
- Wiem, ale...
W końcu ustąpiła. Dla ojca nawet najmniejsze wyjście było wielkim wydarzeniem.
Spędziła w Brighton długi i przygnębiający weekend. Kochała rodziców, a państwo Hewitt byli dla niej
serdeczni, niemniej z przyjemnością stamtąd wyjeżdżała.
W poniedziałek rano cieszyła się, że idzie do pracy. I chociaż nie chciała się do tego przyznać, cieszyła
się na spotkanie z szefem.
- Jak minął weekend? - zapytał.
- W porządku. A tobie? Ziewnął.
- Potrzebuję kolejnego, aby dojść do siebie.
- Dziś też masz wizyty domowe?
- Nie.
- Nie mówiłeś mi, jak ci wtedy poszło - rzekła, sondując, czy uda się pociągnąć go za język.
- Specjalnie milczałem.
- Proszę... Muszę wiedzieć, dokąd poszedłeś.
- Powiem ci pod warunkiem, że zdradzisz, kto robił ci operację kosmetyczną.
Zamiast odpowiedzieć, pokazała mu język. Szybko się jednak zreflektowała, że przekomarzanie się z
Leem jest zbyt łatwe i przyjemne i że za bardzo przypomina flirt, więc przybrała poważniejszą minę.
W rzeczywistości Leo spędził bardzo spokojny weekend. Owszem, w piątek po pracy poszedł na drinka,
zaś w sobotę na wytworną kolację, lecz wrócił do domu wcześnie, na dodatek sam, co rzadko mu się zdarzało.
W niedzielę natomiast łamał sobie głowę, jaki wymyślić powód, a raczej pretekst, aby zadzwonić do Lizzie.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że to fatalny pomysł, szczególnie że wciąż nie wiedział, co łączy ją i
Ethana. Nie uwierzył zapewnieniom, że ich stosunki są czysto zawodowe. Ethanowi zbyt zależało na tym, by ją
przed nim chronić.
Cały ranek to pytanie nie dawało mu spokoju. W końcu postanowił zapytać Lizzie wprost. Ale nie w
pracy.
- Wyskoczymy na lunch? - zaproponował. Ku jego ogromnemu zdziwieniu odmówiła.
- Dziękuję, ale nie. - Gorączkowo starała się znalezć jakąś wymówkę. Ich stosunki nie mogą wykroczyć
poza ramy czysto zawodowe. - Mam już inne plany... - brnęła. - Wybieram się do zoo.
- Do zoo!
- Chciałam to zrobić zaraz po tym, jak zamieszkałam tak blisko.
L R
T
- Jest strasznie zimno. Zwierzęta się pochowały, nic ciekawego nie zobaczysz.
- Skąd wiesz? Byłeś kiedyś w styczniu w zoo?
- Nie.
- Więc nie wypowiadaj się na tematy, na których się nie znasz. Zresztą dzisiaj nie mam zamiaru oglądać
zwierząt, ale zapisać się do towarzystwa miłośników ogrodu i wykupić abonament.
Kiedy się odwróciła, by wyjść, zapytał:
- Implanty pośladków?
Zgadywanka, jakiemu zabiegowi upiększającemu się poddała, stała się ich prywatną grą, lecz pytanie
było raczej niestosowne. Leo wstrzymał oddech, czekając na reakcję Lizzie. Uzna je za otwarty flirt czy za
przejaw seksizmu?
Odpowiedz go zaskoczyła. Co więcej, zdumiała samą Lizzie.
- Może! - rzuciła, nawet się nie oglądając. Przystanęła, zakołysała biodrami i poszła dalej.
Kiedy znalazła się za drzwiami, pędem pobiegła do szatni. Do zoo pojechała taksówką, a kiedy
wypełniała formularz i płaciła za roczny abonament, pomyślała, że wizyta w ogrodzie powinna posłużyć jej za
ostrzeżenie.
Nie karmić lwów."
Szczególnie jednego imieniem Leo.
- Jak było w zoo? - zapytał Leo, kiedy godzinę pózniej stawiła się w jego gabinecie.
- Opowiem, kiedy zwiedzę.
- Leo? - Gwen zapukała i wetknęła głowę w drzwi. - Dzwoni Francesca. Jest ogromnie zdenerwowana.
- Przełącz ją do mnie. - Ruchem ręki odprawił je obie. Kilka minut pózniej jednak odszukał Lizzie. - W
piątek Francesca przeszła zabieg liftingu i wypełnienia zmarszczek. Boi się, że wdała się infekcja. Jest bliska
histerii. Nie chce udać się do chirurga, który ją operował, ani do szpitala. Kazałem jej wsiąść w taksówkę i
przyjechać tutaj. Przyjmę ją w gabinecie zabiegowym.
Francesca przyjechała bardzo szybko, w chustce na głowie i ciemnych okularach.
- Nie gniewaj się na mnie, Leo - zaczęła od progu.
- Czemu miałbym się na ciebie gniewać? Co się dzieje? Mów.
- W piątek miałam zabieg. Nie poszłam do pierwszego lepszego chirurga, ale do... - Tu padło znane
nazwisko.
- Geoff jest świetnym specjalistą - odrzekł Leo. - Pozwól, niech obejrzę twoją twarz.
Lizzie pomogła Francesce zdjąć chustkę i okulary. Potem zmierzyła jej temperaturę i puls. Francesca
miała gorączkę i przyspieszone tętno. Tymczasem Leo umył ręce i usiadł na stołku naprzeciwko łkającej
pacjentki.
- Przyznam, że teraz wygląda to niezbyt atrakcyjnie, ale kiedy opuchlizna i wybroczyny znikną, będzie
nadspodziewanie dobrze.
Lizzie podziwiała jego opanowanie i takt. Nie krytykował kolegi, nie wytykał Francesce, że sama jest
sobie winna, lecz starał się ją uspokoić.
- Co z infekcją?
L R
T
- Niestety czasami się zdarza. - Tamponem osuszył ranę. - Osłucham ci płuca... - Wziął Francescę za
rękę i długo mierzył puls, potem zwrócił się do Lizzie: - Pomóż Francesce się rozebrać, bo chciałbym ją
zbadać.
- Ależ Leo...
- Nie będę się z tobą spierał. Zbadam cię, ale szczerze mówiąc, uważam, że powinnaś spędzić ze dwa
dni w szpitalu. Niektórym ludziom się wydaje, i nie mam na myśli Geoffa, że tego typu zabieg to bułka z
masłem.
- Nie chcę iść do szpitala. Nie chcę, aby ktokolwiek oglądał mnie w tym stanie!
Leo był nieugięty. Kiedy Lizzie pomagała Francesce rozebrać się za parawanem i położyć na kozetce,
połączył się z Gwen i polecił jej zamówić prywatną karetkę.
W pewnej chwili Francesca zaniosła się kaszlem. Wargi jej zsiniały, twarz poszarzała. Nie mogła złapać
oddechu. Lizzie zawołała Lea.
- Nic nie mów, daj tylko znak głową - poprosił, nakładając słuchawki. - Czujesz ból?
Francesca pokręciła głową.
- Leo...
- Naciśnij klawisz telefonu wewnętrznego - Leo zwrócił się do Lizzie. W jego oczach dostrzegła nie-
pokój. Wszystko wskazywało na to, że u Franceski doszło do zatoru płucnego. - Niech Gwen wezwie
pogotowie i sprawdzi, który z naszych lekarzy jest wolny.
Lizzie nałożyła Francesce maseczkę tlenową, Leo natomiast podłączył kroplówkę.
- Co się dzieje? - zapytał Michaeli Cooper, chirurg ze Stanów Zjednoczonych, który właśnie wszedł,
pchając przed sobą wózek zabiegowy.
- Podejrzenie zatoru płucnego u siedemdziesięciodwuletniej pacjentki. Trzy dni temu przeszła zabieg li-
ftingu i wypełnienia zmarszczek. Wygląda na to, że wdała się infekcja...
- Kiedy była ostatnia wizyta kontrolna?
- Nie wiem...
- Jak to nie wiesz?
Lizzie zobaczyła zdumienie na twarzy Michaella. W klinice przywiązywano ogromną wagę do opieki
pooperacyjnej.
- Nie ja wykonywałem zabieg - wyjaśnił Leo. Francesca kurczowo trzymała się jego ręki. - Wszystko w
porządku - teraz zwrócił się do niej. - Karetka już jedzie.
I rzeczywiście po chwili ratownicy przejęli pieczę nad chorą.
- Kogo zawiadomić? - zapytał Leo. - Siostrzenicę?
- Nie!
- Zrozum, Francesco, twoja rodzina musi wiedzieć, co się dzieje. Amelia... - Lizzie podniosła głowę i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]