[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ją czule.
Usta paliły ją po tym pocałunku przez całą drogę do domu. Dotarłszy tam,
wyprowadziła Cezara na spacer, zjadła na jednej nodze śniadanie, przebrała się i
przed dziewiątą była w pracy.
Nie zdążyła jeszcze dobrze usiąść, kiedy do gabinetu głowę wsunęła
Jocylyn, a zaraz potem do środka zajrzał uśmiechnięty Julian.
- 104 -
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
- Ten pan twierdzi... - Jocylyn sprawiała wrażenie zirytowanej i
zdezorientowanej zarazem - że pani... że on...
- Wszystko w porządku, Jocylyn. - Kate podeszła do drzwi. - Przekaż,
proszę, mojemu pierwszemu pacjentowi, że za chwileczkę go przyjmę.
Jocylyn kiwnęła bez słowa głową i wycofała się, rzucając Julianowi
niechętne spojrzenie.
Julian przysunął się do Kate, żeby ją pocałować. W ostatniej chwili
odwróciła głowę i jego usta musnęły tylko jej policzek.
- Tak się cieszę, że znowu cię widzę, Kate.
- Witaj, Julianie. Przypatrywał jej się z uznaniem.
- Wyglądasz szałowo. Widać służy ci tutejszy klimat. Kate trzymała
ostentacyjnie dłoń na klamce otwartych drzwi.
- Przepraszam cię, Julianie, ale pacjenci czekają.
- No, tak, oczywiście. - Zerknął za siebie. - Wpadłem tylko, żeby zaprosić
cię na lunch. - Widząc jej zaskoczenie, dodał szybko: - Bo widzisz, jestem tu
przejazdem. Niedaleko stąd, w Altshot, mieszka jeden z moich klientów.
Kate pokręciła głową.
- Nie mam czasu, Julianie...
- Ten Czerwony Lew po drugiej stronie parkingu wygląda obiecująco -
wpadł jej w słowo. - Jest tam taki mały pub. Na pewno znajdziesz w przerwie
między dyżurami godzinkę dla starego przyjaciela.
Może dlatego, że chciała się go jak najszybciej pozbyć, a może dlatego, że
była ciekawa, w jaki sposób Julian odnalazł ją w Milchester, umówiła się z nim
w końcu na pierwszą.
Przed pierwszą, kiedy szykowała się już do wyjścia, do gabinetu wkroczył
uśmiechnięty Ben.
- 105 -
S
R
- Słyszałem od Jocylyn, że miałaś rano gościa - powiedział. - Jakiegoś
starego znajomego.
- To był Julian - odparła cicho.
- Ach, rozumiem. - Uniósł brwi. - Spodziewałaś się go?
- Nie. Nie mam pojęcia, skąd wziął mój adres. Ja mu go nie podawałam.
- I czego chciał? - Ben silił się na swobodny ton, ale wyczuła w jego
głosie chłód.
- Podobno jest tu przejazdem, ma w okolicy klienta...
- A może przyjechał specjalnie do ciebie? Kate zarumieniła się.
- Może, ale to mało prawdopodobne. - Westchnęła i usiadła w fotelu. -
Zaprosił mnie na lunch, a ja, sama nie wiem czemu, zgodziłam się.
Ben spochmurniał.
- Cóż, chyba wiesz, co robisz. Posłuchaj, mam dla ciebie dobre
wiadomości - zmienił temat. - Hugh czuje się o wiele lepiej. Jest tylko trochę
oszołomiony, jak to po szpitalu, a wrócił do domu, bo poczuł nieprzepartą
potrzebę odbycia z Sarą szczerej rozmowy.
Kate dopiero teraz przypomniała sobie o Hugh. Z lekkimi wyrzutami
sumienia słuchała Bena opowiadającego o przeprowadzonych przez Davida
Brighta sesjach terapeutycznych, w wyniku których Hugh zaczął odzyskiwać
równowagę psychiczną.
- A co na to Sara? - spytała Kate, wstając i sięgając po torebkę.
Wyszli na korytarz.
- Nie miała jeszcze czasu przywyknąć do myśli, że Hugh może w końcu
wyzdrowieje, ale wkrótce to do niej dotrze. - Ben urwał nagle i patrzył w głąb
korytarza. - Czy to nie twój adorator?
Kate podążyła za jego wzrokiem. W ich stronę szedł przystojny, nieco
niższy od Bena blondyn w eleganckim garniturze.
- Ben - powiedziała - przedstawiam ci Juliana Francisa. Julianie, to jest
doktor Buchan.
- 106 -
S
R
- Miło mi. - Głos Juliana był wesoły i przyjacielski.
Ben kiwnął głową, uścisnął Julianowi rękę, a potem pożegnał się szybko i
oddalił. Kate odprowadzała go wzrokiem zaniepokojona tą szorstkością.
- Wracam o drugiej - zawołała do siedzącej w rejestracji Hilly, kiedy
przechodzili z Julianem przez poczekalnię.
- Widzę, że długo sobie nie pogadamy - poskarżył się Julian, kiedy
znalezli się na zewnątrz.
Kate uśmiechnęła się.
- Zupełnie jak za starych dobrych czasów, prawda? - mruknęła z
przekąsem.
Wyszli z Czerwonego Lwa tuż przed drugą. Przez całą godzinę Kate, nie
tknąwszy ani kanapki, ani soku pomarańczowego, słuchała jednym uchem
perorującego Juliana.
Spotkanie to tylko ją zirytowało. Co ją obchodzi, że Julian zerwał ze swą
dziewczyną albo że nie spędza już weekendów na pokładzie swojej ukochanej
łajby? Nie mogła zrozumieć, jak to się stało, że w ogóle przyjęła jego
zaproszenie. Gdyby się dobrze zastanowiła, sama wpadłaby na to, że Julian
wydobył jej adres od kierownika przychodni, w której ostatnio pracowała.
Zatrzymali się przy czerwonym sportowym samochodzie i Julian wziął ją za
rękę.
- Chyba przenocuję w Milchester - oznajmił. - Może zjedlibyśmy razem
kolację? Opowiedziałabyś mi, jak ci się teraz żyje.
- Julianie, my nie mamy już sobie absolutnie nic do powiedzenia - odparła
gniewnie, zdając sobie sprawę, że Julian nie zamierza jej puścić.
- Wiem, że postąpiłem nieelegancko - przyznał kwaśno. - Ale teraz wiele
się zmieniło i uświadomiłem sobie, jak bardzo mi ciebie brakuje. - Spojrzał na
nią spod przymrużonych powiek. - Masz kogoś?
Zcisnął ją za nadgarstek tak mocno, że skrzywiła się z bólu.
- Puść mnie.
- 107 -
S
R
Zaczynała ją już ogarniać panika, kiedy nagle czyjaś dłoń opadła na ramię
Juliana.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]