[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ogłoszenie o jej zaginięciu, jednak niczego nie znalazła, choć od jej
ucieczki minęły dwa tygodnie. Co prawda zostawiła wiadomość
w swoim apartamencie i elektroniczną pocztą zawiadomiła włas-
nego adwokata, a jednak spodziewała się, że jej usunięcie się ze
sceny życia towarzyskiego Chicago nie przejdzie bez echa. W
końcu niemal trzytygodniowa nieobecność na wszystkich
imprezach dobroczynnych w restauracjach sieci Haleyów
zasługiwała na jakąś wzmiankę. Pokręciła głową i schowała
gazety do torby. Może Paul będzie miał jakieś wiadomości?
Jeszcze raz obudziła francuską gwiazdę chicagowskich restauracji
w środku dnia, by czegoś się dowiedzieć.
- Co takiego? - powtórzyła, słuchając rewelacji przyjaciela.
- Powiedzieli, że jesteś chora z żalu po śmierci babci. Musiałaś
więc udać się do jednego z tych szpitali, w których bogate kobiety
wracają do równowagi.
- Na litość boską, oświadczyli, że wylądowałam f w takiej klinice?
Kto w to uwierzy?
- Jeśli się nie pojawisz, wielu przyjmie tę wersję.
- To dopiero problem!
- Owszem, problem - zgodził się Paul. - Ale wszystko da się
naprawić, jeśli zaraz wrócisz do domu.
220
AMY JO COUSINS
- Nie mogę. -Dlaczego?
Grace poczuła, że musi się z kimś podzielić swoim ciężarem.
- Paul, oni chcą sprzedać restauracje!
- Kto? Które restauracje?
- Moja rodzina i Charles. Chcą-sprzedać wszystkie nasze
restauracje. Już znalezli na-każdą kupca.
Po drugiej stronie zapadła, cisza, świadcząca o tym, że Paul
próbuje pojąć to, co usłyszał. Pracował dla Haleyów, odkąd babka
Grace zaczęła prowadzić pierwszy z lokali. Dziewczyna zdawała
sobie sprawę, iż wiadomość o próbie rozbicia korporacji musiała
go załamać. Każdą z restauracji tej sieci traktował jak własne
dziecko. Przez ostatnie dziesięć lat pracował w charakterze szefa
kuchni największej z nich, traktowanej jak perła w koronie.
- Nawet moją? - upewnił się.
- Tak.
- Naprawdę?
- Oczywiście - potwierdziła, słysząc, jak Paul mruczy pod nosem
francuskie przekleństwa.
- Nie rozumiem, przecież babcia dała ci kontrolny pakiet akcji.
- Niezupełnie. Zrobiła mnie głównym managerem, co oznacza, że
podejmuję wszystkie decyzje dotyczące codziennego
funkcjonowania restauracji, lecz prezesem jest ciągle Charles,
nawet jeśli to tylko figurant.
Uświadomiła sobie, jak ten człowiek stopniowo wkradał się w
łaski rodziny i pozyskiwał jej zaufanie, by wykorzystać je dla
własnej korzyści. Miała ochotę go zniszczyć.
- On nie odróżnia pasztetu od... nieważne czego. Myślałem, że ty
jesteś właścicielką.
KIM JESTEZ NAPRAWD?
221
- Mam większą część akcji, ale nie wszystkie. Babcia chciała
zmienić testament, ale nie zdążyła. Dała mi pięćdziesiąt procent
udziałów. Wystarczająco dużo, by nie sprzedali restauracji bez
mojej zgody, ale nic więcej nie mogę zrobić.
- Nie możesz ich jakoś powstrzymać?
- Właśnie.
Pomyślała, że zarówno matka, jak i niby-narzeczo-ny okazali się
zdrajcami. Nie powinni starać się wy-przedawać po kawałku tego,
do czego rodzina dochodziła latami.
- Paul, uważaj na wszystko, dobrze? Nie martw się. Mam jeszcze
jeden pomysł, jak to rozegrać. Gdyby zdarzyło się coś
nieoczekiwanego, zostaw dla mnie wiadomość w restauracji U
Tuckera".
Czas pozostający do rozpoczęcia pracy Grace wykorzystała na
przygotowanie planu ratowania korporacji Haleyów przed
wyprzedażą. Czekając na połączenie z adwokatem, zastanawiała
się, od kiedy zaczęła traktować rodzinne restauracje jak swoje.
Pewnie zawsze tak o nich myślała, skoro znała je wszystkie od
podszewki i była z nich taka dumna.
Pomyślała z irytacją o przedsiębiorcach chętnych do nabycia jej
własności. %7ładen z nich nie wiedział jeszcze, że oferta sprzedaży
nie posiadała jej autory-
222
AMY JO COUSINS
zacji. Przyszła jej do głowy genialna myśl. Szybko wydała
prawnikowi kilka poleceń, które zmierzały do polubownego
zakończenia konfliktu z rodziną. Jeśli plan miałby się nie powieść,
gotowa była użyć każdej broni, by ocalić marzenia babki i swoje
własne.
Tucker powitał Grace całkiem zwyczajnie, więc nic nie
wskazywało, że cokolwiek grozi jej z jego strony.
- Jak minął lunch? - spytała, była to bowiem pierwsza sobota,
podczas której restauracja pracowała również w południe.
- Lepiej, niż się spodziewałem. Pewnie dlatego, że miałem tak
uroczego barmana - dorzucił, wskazując na pomocnika, tamten
zaś tylko machnął ręką.
Grace zauważyła, że wypełniał jakieś papiery.
- Poznaj Spencera Reeda, męża Addy, najlepszego adwokata w
okolicy.
- %7łartuj sobie, a kto załatwił ci na czas pozwolenie na sprzedaż
alkoholu? - Mężczyzna obrócił się na stołku.
Był wysoki, pogodny, miał kręcone jasne włosy i okulary w
metalowej oprawce, których używał do czytania. Grace
zrozumiała, czemu Addy zawsze z uśmiechem wraca do domu.
- Prawda, restauracja podająca dania z grilla nie mogłaby
funkcjonować na pół gwizdka.
Grace z szacunkiem uścisnęła'dłoń jednego z najlepszych
prawników w Chicago. Obawiała się tylko, czy nie zostanie
przezeń rozpoznana, musiał ją już bowiem widzieć w poprzednim
jej wcieleniu. Był zupełnie inny niż Tucker. Z takimi mężczyznami
miała do czynienia, gdy reprezentowała korporację Haleyów.
KIM JESTEZ NAPRAWD?
223
Wykształceni profesjonaliści, eleganccy erudyci, doskonale
radzący sobie na salonach. Spencer należał również do
przystojnych, lecz, w przeciwieństwie do swego szwagra, nie
budził w niej żadnych pragnień.
Tucker był szorstki, ale potrafił oszołomić kobietę pocałunkami, a
potem odprowadzić ją do domu, nie dotykając nawet jej dłoni.
- Siadaj i załatw formalności. - Wskazał jej stołek przy barze.
Grace w jednej chwili zrozumiała, że nie wymyśli niczego
przekonującego. Powiedzieć prawdę? W żadnym razie. Jej nowy
szef nie zechce stać się sensacją dla gazet, gdy wyjdzie na jaw jej
prawdziwa tożsamość. Już widziała nagłówki artykułów:
Haleyówna zbiera napiwki U Tuckera"! Pewnie skontaktowałby
się z jej bliskimi, próbując ją z nimi pogodzić. Przywykł przecież
troszczyć się o kobiety. To bez sensu! A już na pewno nie uda się
jej wywieść w pole kogoś takiego jak Spencer Reed.
- Nie mogę wypełnić dokumentów - powiedziała otwarcie.
- Dlaczego? - Tucker nie wydawał się zaskoczony.
- Czy to ma znaczenie?
- Oczywiście. Czyżbyś była kryminalistką ukrywającą się, przed
prawem?
- Nie.
- No to nie może być tak zle. - Nalał jej gorącej kawy. - Wypij to -
powiedział. - Zawsze wyglądasz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]