[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie jest moja.
Teraz jest twoja, spałaś z nią w jednym łóżku.
Chyba raczej ona ze mną.
Jolka to dzielna osoba, ale do czasu. W progu sypialni zatrzymuje się i dalej
zaczyna się już skradać, idzie na palcach, ja za nią, też na palcach, ostrożnie, powolutku.
Stajemy obok łóżka, daje mi znak, żebym podniosła kołdrę, która jak na złość
powleczona jest w poszwę w kotki: to pościel Laury, nie chciała jej zabrać, a szkoda mi
było ją wyrzucić. Kręcę głową, że nie mogę. Jolka robi grozną minę i rozkazująco
wskazuje palcem kołdrę. Nie mam wyjścia. Podnoszę ją. Naszym oczom ukazuje się
szarobura mysz z oczami, ogonem, pazurkami. Jolka pochyla się ostrożnie, potem trochę
bardziej, a wreszcie zaczyna się śmiać.
Przecież to sztuczna mysz. Zabawka mówi, chwytając moją mysz za ogonek.
No tak, ale skąd się tutaj wzięła?
Właśnie.
Patrzymy na siebie z niedowierzaniem i zgrozą. Obie z pewnością myślimy o tym
samym: o historiach z ubecką legitymacją, którą gospodarz przyjęcia znajduje w swoim
mieszkaniu po wyjściu gości. Jolka najwyrazniej nie przyjmuje do wiadomości tego
scenariusza, bo pyta:
Od kiedy możesz ją tam mieć? Bo nie wierzę, że od wczoraj.
Zastanawiam się dłuższą chwilę. Szczerze mówiąc, nie mam ochoty się
przyznawać, że od kiedy mam sypialnię tylko do własnej dyspozycji, czyli od wielu lat,
nie ścielę rano łóżka, tylko tak troszkę uklepuję pościel, żeby nie była całkiem
rozgrzebana.
Najwyżej od dwóch tygodni. Wprawdzie, jak wiesz, zmieniam pościel co
tydzień zaczynam się tłumaczyć ale tym razem mi się nie chciało. Miałam zamiar
zrobić to dzisiaj.
I domyślam się, że nie ścielesz starannie łóżka ani nie wietrzysz pościeli, no
wiesz, jak nasze matki, w otwartym oknie.
Milczę.
Czyli w ogóle go nie ścielesz ani tym bardziej nie wietrzysz, więc mysz
rzeczywiście może spać z tobą już od dwóch tygodni.
Owszem, od dwóch tygodni.
Aapiemy się kurczowo tego pomysłu i już go nie wypuszczamy z rąk. Myśl, że
moim prześladowcą mógłby być ktoś z przyjaciół, jest zbyt straszliwa, żeby ją brać pod
uwagę, ale, niestety, nie chce mi się też wierzyć, że przez dwa tygodnie spałam z myszą i
jej nie odkryłam.
A teraz, moja droga, naprawdę już czas, żebyś zadzwoniła do Anki. Nawet nie z
powodu tej myszy, którą będziesz mogła podarować swojej wnuczce do zabawy, ale z
powodu córki. To był sygnał, że nieprędko, jeśli w ogóle, wróg da ci spokój. Płonne
nadzieje. Wracam do domu, żeby się jeszcze przespać patrzy na mnie z wyrzutem a
wieczorem chcę wiedzieć, co z nią ustaliłaś.
Z kim? pytam.
Z detektywką Anną Parduc mówi dobitnie Jolka, zmieniając spojrzenie z
pełnego wyrzutu na mordercze. Wychodzę. Przyjemnego sprzątania dodaje, rzucając
okiem na bajzel w kuchni. Wybacz, że nie pomogę. I zmień pościel, żeby nie cuchnęła
myszami.
No to pa, dzięki mówię potulnie, bo widzę, że skończyły się żarty, a zaczęły
się schody, bardzo strome, po których, być może, długo będę musiała się wspinać. Nie
szkodzi, może przynajmniej schudnę. Podobno w czasie wspinaczki traci się mnóstwo
kalorii. Tak przynajmniej twierdził Bartek, mąż Weroniki, który chodził po górach.
A potem cały dzień odkładam telefon do Anny Parduc na pózniej. Sprzątam
dokładniej, niż planowałam, przygotowuję się do szkolenia solidniej, niż trzeba. Co rusz
biorę do ręki telefon i rzeczywiście dzwonię, ale za każdym razem do kogo innego, a do
mamy nawet trzy razy. W końcu zirytowana pyta:
Słuchaj, czy ty się nudzisz? Dzwonisz trzeci raz i pytasz o to samo. Myślisz, że
ja mam czas na rozmowy? Niczego mi nie trzeba, czuję się doskonale, w mieszkaniu
grzeją, wnuki dzwoniły, a poza tym w ogóle się nie nudzę odpowiada hurtem na
pytania, które jej zadawałam na raty.
No to świetnie, uspokoiłaś mnie odpowiadam nieznośnej staruszce, w której
nie ma za grosz wdzięczności, chociaż tak się o nią troszczę. Nie ma pojęcia, jakie
wredne bywają dzieci, kiedy rodzice są starzy i chorzy.
Oczywiście wiem, że tak naprawdę się nie złości, to jej taktyka, żeby nie sprawiać
mi kłopotu i przekonać mnie, że doskonale sobie radzi, więc powinnam zająć się
własnymi sprawami.
Potem dzwonili do mnie moi imprezowicze, żeby podziękować i zapewnić, że
było fantastycznie. Może był wśród nich ten, kto podrzucił mi mysz? Nie, przysięgam
sobie, że nigdy więcej o tym nie pomyślę. Odezwała się także Baśka, chociaż po swoich
występach pod wpływem kilku kieliszków wina na ogół milczy całymi dniami.
Czy ja coś przeskrobałam? pyta cicho.
Nie, skądże znowu, ale proszę cię nie mów nikomu o grze, w której uczestniczę,
bo to tajemnica odpowiadam półszeptem.
O jakiej grze?
Mówiłam ci, chyba zapomniałaś kłamię. Wiesz, jesteś jedyną osobą na
świecie, której po trzech kieliszkach wina urywa się film dogryzam jej, chociaż Baśka
jest tak poczciwa, że nie zasługuje na to.
Po jakich trzech kieliszkach! Wypiłam tylko dwa.
Ręce mi opadają. Może powinna przerzucić się na wódkę?
Basiu, w porządku, tylko na razie nic nie mów. Potem ci wszystko wyjaśnię.
Dobrze, przepraszam cię. I wiesz, mam sposób na twoje owady. Bardzo
skuteczny. Przyślę ci mejlem, bo to trochę skomplikowane. Na pewno byś nie
zapamiętała. Metoda ekologiczna.
Słuchaj, a masz też coś na myszy? pytam i w tym samym momencie gryzę się
w język, bo po pierwsze, nie chcę, żeby Baśka wiedziała o myszy, a po drugie, przecież
mysz jest sztuczna.
Masz myszy? pyta przerażona.
Nie, nie, tylko u mamy chyba są.
Pomyślę.
Dzięki.
W końcu nie ma rady, dzwonię do Anny Parduc. Pokrótce wyjaśniam, o co mi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]