[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystko w nim było przeciętne. Na ręce miał srebrną bransoletkę, więc był człowiekiem, nie
wampirem.
- My się znamy? - spytała. Nieco przekrzywił głowę, ale nic nie powiedział. Odwrócił się
tylko i ruszył chodnikiem w stronę ulicy. - Hej, zaraz! Jak się nazywasz?
Pomachał ręką, ale nie przystanął. Wyszła parę kroków dalej na gorące popołudniowe
powietrze, zamyślona, ale nie miała butów, a beton aż parzył. Na bosaka biec za nim nie mogła,
podsmażyłaby sobie stopy jak bekon.
Zawróciła do chłodnego, ciemnego wnętrza domu i ode-tchnęła z ulgą, czując zimne drewno
posadzki pod stopami. Popatrzyła na trzymaną w ręku kopertę i nagle ogarnęła ją chęć, żeby ją
wypuścić z rąk i się od niej odsunąć. Nie wiedziała, kim jest ten facet, i to było naprawdę dziwne, że
nie chciał jej odpowiedzieć. A jeśli coś w Morganville okazywało się dziwne, to raczej zwykle zle to
wróżyło.
Zatrzasnęła drzwi, zamknęła zamki, wzięła głęboki oddech i oddarła róg koperty. Nie poczuła
odoru krwi ani niczego gnijącego, co już było jakimś plusem. Ostrożnie ścisnęła boki koperty, żeby
zajrzeć do środka, ale zobaczyła tam tylko kartkę. Wytrząsnęła j ą do ręki i poznała ten papier od razu
- gruby, drogi papier, kremowej barwy, ozdobiony tym samym symbolem, który nosiła na
bransoletce.
Kartka była od Amelie. A to znaczyło, że facet, który ją dostarczył, był kimś zaufanym,
przynajmniej na razie.
- Wszystko w porządku? - Michael odezwał się z drugiego końca holu. Claire pisnęła,
schowała list do koperty i odwróciła
się w jego stronę.
- Jasne. To tylko poczta.
- Coś dobrego?
- Jeszcze nie wiem, nie zdążyłam przeczytać. Pewnie reklamy.
- Ciesz się, że nie masz do płacenia rachunków za elektryczność, wodę, kablówkę,
Internet i wywóz śmieci - powiedział. - Słuchaj, idę na górę. Krzycz, jeśli będziesz czegoś
potrzebować.
Jeśli jesteś głodna, w lodówce jest żarcie. - Na chwilę zamilkł.
- Nie otwieraj pojemnika, który stoi z tyłu na górnej półce.
- Michael powiedz mi, że nie przechowujesz krwi w naszej lodówce!
- Mówiłem ci, że masz go nie otwierać, więc nigdy się nie dowiesz.
- Ty draniu! - No jasne, że był draniem, był w końcu wampirem. -I nie mówię, że to
komplement!
- Zjedz coś! Ja idę spać! - Usłyszała, że jego drzwi zamykają się, więc na dobrą sprawę
została sama.
Claire wyjęła list i rozłożyła go. Papier pachniał nieznacznie zduszonym zapachem róż, jakby
przechowywano go w kuferku razem z zasuszonymi kwiatami. Zastanowiła się, ile ta kartka ma lat.
List był krótki i prosty, ale po przeczytaniu zrobiło jej się zimno na całym ciele.
Brzmiał tak:
 Nie jestem zadowolona z twoich postępów w nauce. Sugeruję, żebyś wygospodarowała
dodatkowy czas i nauczyła się, ile tylko zdołasz. Czas ucieka. Nie obchodzi mnie, jak to
zorganizujesz,
ale oczekuję, że za dwa dni zademonstrujesz mi przynajmniej pobieżną znajomość tego, czego cię
uczą. Nie zawracaj głowy Michaelowi. Nie wolno narażać go na ryzyko".
I nic więcej. Claire wpatrywała się w to piękne pismo przez kilka sekund, a potem złożyła list i
wsunęła z powrotem do koperty. Ciągle czuła zmęczenie i głód, ale przede wszystkim ogarniało ją
przerażenie.
Amelie była niezadowolona.
Niedobrze.
Dwa dni. A Michael mógł z nią jezdzić tylko wieczorami...
Nie mogła zwlekać.
Claire zajrzała do plecaka. Pojemnik z czerwonymi kryształkami nadal tam był, bezpiecznie
zapięty w kieszeni.
Gdyby wzięła samochód Michaela... Nie, nie mogła. Nie zdołałaby zobaczyć nic przez te
ciemne szyby, nawet gdyby ufała swoim umiejętnościom kierowcy. A posterunkowy Lowe jej nie
podwiezie. Mogła próbować dzwonić do Hessa, ale zachowanie Lowe'a jakoś ją zniechęciło.
No ale przecież nie mogła wyjść tak zupełnie sama.
Z westchnieniem zadzwoniła do Eddiego, taksówkarza.
- Co? - rzucił. - Mnie się nie należy dzień wolnego? Czego chcesz?
- Eddie, przepraszam. Bardzo przepraszam. Mam pilną sprawę. - Claire pospiesznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •