[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cicho.
- Dziękuję - wykrztusiła z trudem.
Colby przekręcił kluczyk w stacyjce. Zanim ruszył, zerknął na mapkę, którą
Hunter mu pośpiesznie narysował, ale nie było na niej szkoły Bernardette.
- Musicie wskazać mi drogę.
- Przy znaku stop trzeba skręcić w prawo - poinstruowała dziewczynka. -
Szkoła jest po lewej stronie za trzecimi światłami.
- Dobra. - Skręcił zgodnie z poleceniem, ale kilkanaście metrów przed sobą
zobaczył potężne rozlewisko. Niewiele się namyślając, na najbliższym skrzyżowaniu
znów skręcił w prawo.
- Ale... - zaczęła dziewczynka.
- Nie wolno przejeżdżać przez stojącą wodę, kiedy nie wiadomo, jak głęboko
sięga - wyjaśnił.
- W dzieciństwie widziałem, jak strażacy ratowali pięciu robotników, którzy
musieli wdrapać się na dach ciężarówki, żeby nie utonąć. A to jezioro na środku drogi,
w które wjechali, wyglądało na niegrozną kałużę.
- Colby ma rację, kochanie. - Sarina uśmiechnęła się do córki. Jej głos brzmiał
już prawie normalnie. - Pamiętasz Tucson? Jak szybko napełniały się wodą dziury w
jezdni? Wystarczyło parę minut mżawki.
- Faktycznie, zapomniałam.
Colby z łobuzerskim błyskiem w oku popatrzył na kobietę, która wciąż
walczyła z fryzurą.
- Przepraszam - powiedział cicho. - Nie masz przy sobie szczotki?
67
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Niestety.
- Coś po drodze wymyślimy - obiecał.
Zatrzymał się na zadaszonym podjezdzie przed szkołą. Sarina wysiadła, by
odprowadzić spóznioną córkę do klasy.
- Nie pójdziesz z nami? - spytała dziewczynka, zwracając się do Colby'ego.
Zawahał się. Pytanie go zaskoczyło.
- Chodz! Proszę!
Posłusznie, jakby był w transie, zgasił silnik, wysiadł, zatrzasnął za sobą drzwi.
Przemknęło mu przez myśl, że tu nie wolno parkować, że kiedy wróci, pewnie
znajdzie za wycieraczką mandat. Trudno.
Bernardette chwyciła go za zdrową prawą rękę, matkę za lewą. Podskakując
wesoło, szła między nimi, w wyświechtanym płaszczyku, z torbą przewieszoną przez
ramię. Ta mała rączka wsunięta w jego dłoń przejęła go dziwnym wzruszeniem.
Uświadomiwszy sobie, ile w życiu stracił, poczuł bolesne ukłucie w sercu. Tak bardzo
pragnął mieć dzieci!
Weszli do sekretariatu. Przy biurku siedziała kobieta bez makijażu, ze
skrzywioną miną. Na widok Colby'ego natychmiast się rozpromieniła.
- Dzień dobry, Bernardette - powiedziała do dziewczynki, ale oczy miała wbite
w mężczyznę.
- Wiem, że się spózniłyśmy - rzekła pośpiesznie Sarina - ale zalało nas i dopiero
pan Lane przybył nam na ratunek. Pracujemy razem w Ritter Oil. Pan Lane jest
zastępcą szefa ochrony.
- Miło mi. Rita Dawes - przedstawiła się kobieta zmysłowym głosem.
- Czy można prosić o karteczkę dla nauczycielki?
- Oczywiście. - Kobieta nabazgrała coś na kartce, którą wręczyła dziewczynce.
- Trzymaj, kochanie.
- Dziękuję.
Bernardette uścisnęła matkę, potem wyciągnęła ręce do Colby'ego, jakby to
była najnaturalniejsza rzecz pod słońcem. Chwycił ją w ramiona i przytulił mocno.
- Bądz grzeczna, mała - powiedział, stawiając ją na ziemi.
- Ty też.
Odwróciwszy się, wyszła na korytarz, ale na widok blondyna i jego dwóch
kolegów, którzy szczerzyli zęby w złośliwym uśmiechu, przystanęła. Sarina
68
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
wstrzymała oddech. Chociaż Colby sądził, że ojcem dziewczynki jest jakiś Latynos, w
szkole wszyscy wiedzieli, że w żyłach Bernardette płynie krew Apaczów. Boże, żeby
tylko chłopcy nie palnęli nic, co by pozwoliło Colby'emu domyślić się prawdy!
- O, idzie Pocahontas - powiedział blondyn do kolegów. - Wracaj do Arizony,
do swojej lepianki i prymitywnej indiańskiej kultury, bo... - Urwał, widząc zbliżającego
się wielkimi krokami potężnie zbudowanego mężczyznę.
Colby kucnął, tak by jego twarz znalazła się na wysokości twarzy chłopca.
- Bernardette pochodzi ze sławnej rodziny szamanów - rzekł groznym tonem,
nie do końca świadom tego, co mówi. - Jej pradziadowie żyli na tych ziemiach, zanim
jeszcze twoi tu przybyli. Kiedy twoi europejscy przodkowie mieszkali w jaskiniach, jej
indiańscy przodkowie budowali kanały i nawadniali pola. I ty śmiesz mówić o
prymitywnej indiańskiej kulturze?
Chłopiec zrobił się czerwony jak burak. Jego koledzy, zawstydzeni, spuścili
wzrok.
- Ja... Nie, ja... przepraszam...
Colby podniósł się, górując nad blondynem.
- Do zobaczenia, kochanie - powiedział ciepło do Bernardette.
Dziewczynka popatrzyła na niego z uwielbieniem w oczach.
- Dziękuję.
Colby wzruszył ramionami, po czym ponownie zmierzył groznym wzrokiem
jasnowłosego urwisa.
- Myślałem, że znęcanie się nad słabszymi jest w szkole zabronione. Może
powinienem porozmawiać z dyrektorem?
Chłopiec wystraszył się nie na żarty.
- Już nie będę, słowo honoru! Ja nie chciałem... Chłopaki, chodzcie, bo się
spóznimy.
Rzucili się pędem przed siebie. Bernardette posłała Colby'emu szelmowski
uśmiech, po czym ruszyła w tym samym kierunku co jej prześladowcy.
Sarina i sekretarka obserwowały scenę uśmiechnięte.
- Nie myślał pan nigdy o pracy w szkole, panie Lane? - spytała Rita Dawes.
- To zbyt niebezpieczne zajęcie - odparł żartem. - Pora na nas - dodał, patrząc
na Sarinę.
- Mam naradę o dziesiątej.
69
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Oczywiście. Do widzenia, panno Dawes. - Do widzenia.
i Sekretarka zatrzepotała zalotnie rzęsami. Sarina poczuła ukłucie zazdrości.
Starała się ją ukryć, ale...
Wrócili do samochodu. Colby odetchnął z ulgą: mandatu nie było. Opuściwszy
teren szkoły, skręcił w stronę autostrady.
- Dziękuję, że stanąłeś w obronie Bernie - rzekła Sarina. - Ten chłopiec ciągle
jej dokucza, a ona biedna strasznie się denerwuje.
- Myślę, że teraz zostawi ją w spokoju.
- Pewnie tak.
Uśmiechnęła się. Jego opiekuńczość w stosunku do Bernardette ją cieszyła, a
zarazem niepokoiła. Wolała, by Colby za bardzo nie zbliżał się do małej, bo ta może
niechcący coś wygadać. Przypomniała sobie słowa Colby'ego, że Bernardette pochodzi
z rodziny szamanów. Przecież nic nie wie o jej przodkach, więc skąd ta uwaga? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •