[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rebeka zmarszczyła brwi i włączyła taśmę. Sąsiadka pewnie
niewiele zrozumiała z jej chaotycznego nagrania w sprawie karmienia
kotów.
Według informacji na wyświetlaczu pierwszy rozmówca połączył się
we wtorek po południu, kilka minut po jej wyjezdzie. Rebeko, to ja,
Angela. Chciałam ci tylko przypomnieć o kolacji w czwartek. Nie musisz
nic przynosić, chyba że masz oliwki. - W tle pojawił się na chwilę
dzwięczny śmiech. - Dzieciaki je uwielbiają, a będzie ich całe mnóstwo.
Zjemy około czwartej, ale wszyscy zapowiedzieli się wcześniej. Jeśli dasz
154
R S
radę, wpadnij koło drugiej. Aha, i wez ze sobą Joego. Słyszałam, że
ostatnio często się widujecie".
Rebeka przymknęła oczy i dotknęła ręką skroni. Zaczynała boleć ją
głowa. Jak mogła zapomnieć o zaproszeniu na świąteczną kolację u
Angeli? Mieli przyjść wszyscy z sąsiedztwa.
Po sygnale odezwał się głos najbliższej sąsiadki i właścicielki
Entree: Rebeko, tu Marti Vincent. Ed widział cię na stacji, kiedy
tankowałaś paliwo. Podobno wyglądałaś na bardzo przygnębioną. Mam
nadzieję, że nie stało się nic złego. Daj mi znać, gdybyś czegoś
potrzebowała. Do północy będziemy w restauracji. Potem możesz mnie
złapać w domu".
Kątem oka zauważyła, że Joe podniósł się z miejsca i zostawiwszy
na sofie marynarkę, podszedł do niej.
Rebeko. - Tym razem usłyszeli Molly. - Odezwij się do mnie, kiedy
tego odsłuchasz. Próbowałam dzwonić do ciebie na komórkę, ale nie
odbierasz. Oczywiście, że zajmę się kotami. Chciałabym jednak wiedzieć,
dokąd tak nagle wyjechałaś? Byłaś bardzo zdenerwowana. Martwię się o
ciebie".
Kolejną wiadomość zostawił Joe.
Rebeko, odbierz, jeśli tam jesteś. - W jego głosie słychać było
wyrazne zaniepokojenie. - Rebeko? - Po chwili ciszy usłyszeli coś
podejrzanie przypominającego zduszone przekleństwo. - Pewnie już
wyjechałaś. Spróbuję złapać cię pózniej".
Zaskoczona faktem, że troszczy się o nią tyle osób, Rebeka spojrzała
na Joego. Nie odezwał się ani słowem. Przyglądał się niedowierzaniu,
które malowało się na jej twarzy, podczas gdy automat odtworzył następne
nagranie.
155
R S
Halo? Rebeka? Nie cierpię mówić do tych maszynek. Tu Sylvia
Fulton, sąsiadka z naprzeciwka. Ten miły młody człowiek, z którym się
spotykasz, pytał o ciebie dziś po południu. Zdaje się, że nikt nie wie, dokąd
pojechałaś. Dzwonię, żeby sprawdzić, czy dotarłaś z powrotem do domu.
Nie palą się u ciebie światła, więc pewnie cię nie ma. Zadzwoń, kiedy
wrócisz, dobrze? Horace i ja niepokoimy się o ciebie".
Koniec wiadomości" - zakomunikował automat po sygnale
następnych dwóch nieodebranych połączeń.
Przez chwilę Rebeka słyszała jedynie uderzające o szyby strugi
deszczu i szum powietrza w otworach wentylacyjnych. Nadal nie mogła
uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała.
- Mówiłem ci, że masz tu przyjaciół - odezwał się Joe.
Owszem, wiedziała, że odkąd wprowadziła się na Danbury Way,
stała się dla sąsiadów swoistą atrakcją. Nie sądziła jednak, że kogokolwiek
naprawdę obchodzi jej los. Była tą obcą, dziewczyną z wielkiego miasta,
która zdecydowanie nie pasowała do otoczenia i niespecjalnie dobrze się w
nim czuła, a mimo to od kilku miesięcy wytrwale tkwiła w domu
Turnerów. Myślała, że zapraszali ją na imprezy tylko dlatego, że byli z
natury zbyt uprzejmi, żeby otwarcie wykluczyć ją ze swego grona.
Nigdy nie przyszło jej do głowy, że może im na niej zależeć i że
zmartwią się jej nagłym zniknięciem.
- Powinnam zawiadomić Molly, że wróciłam.
- Już to zrobiłem. Zadzwoniłem do niej z samochodu. Obiecała
poinformować innych, że jesteś cała i zdrowa i że wkrótce cię zobaczą.
Bardzo się o ciebie martwili.
On sam też się martwił, lecz bynajmniej nie o to, że nie będzie w
stanie jej odnalezć. Od początku miał przeczucie, że jej matka będzie
156
R S
wiedziała, u kogo Rebeka się zatrzymała. Bardziej obawiał się tego, że to
właśnie przed nim ucieka. Wydawało mu się całkiem prawdopodobne, że
uznała go za takiego samego nieczułego drania jak inni mężczyzni, na
których się zawiodła.
Wyleczył się z tej myśli, widząc, jakie zgotowała mu powitanie.
Wtedy spontanicznie rzuciła mu się na szyję, ale teraz trzymała się
wyraznie na dystans. Wyglądała jak zwykle, kiedy próbowała udawać, że
nad wszystkim panuje.
Może nawet udałoby jej się go oszukać, gdyby stres i zmęczenie nie
zaczęły dawać o sobie znać. Był niemal pewien, że podobnie jak on
poprzedniej nocy niewiele spała.
Nie potrafiąc dłużej utrzymać rąk przy sobie, odgarnął jej włosy z
twarzy i objął ją dłonią za kark. Po rozmowie z matką na pewno poczuje
się lepiej. Intuicja podpowiadała mu, że sprawa ojca Rebeki może być
nieco bardziej skomplikowana, niż jej się wydaje. Wiele wskazywało na to,
że Lillian ma jej do zakomunikowania coś przełomowego w kwestii
Russela. W każdym razie Joe odniósł takie wrażenie. Miał tylko nadzieję,
że cokolwiek to będzie, nie przysporzy jej dodatkowych cierpień.
- Prosiła, żebyś jutro do niej zadzwoniła - powiedział, mając na myśli
Molly. - Angela zresztą też.
Aaknąc jego dotyku, Rebeka przysunęła się bliżej.
Zainteresowanie sąsiadów zdumiewało ją, a jednocześnie schlebiało.
Było jednak coś, co nie dawało jej spokoju.
- Powiedziałeś Molly, co się stało? To znaczy o Russelu? I Jacku? -
zapytała z obawą.
Wspomnienie ostatniej rozmowy z młodym Leverem nadal
wprawiało ją w zażenowanie. Jack nie tylko poznał powód jej pobytu w
157
R S
Rosewood, wiedział także, i to z pierwszej ręki, jak gwałtownie
zareagowała na wiadomość o tym, że ojciec nie tylko nie chce jej uznać,
ale co gorsza, posądza ją o chęć wyłudzenia pieniędzy.
Wprawdzie Jack okazał jej wiele współczucia, lecz niewykluczone,
że sam widzi w niej harpię czyhającą na niebagatelny majątek ojczyma.
Nie mogła nawet mieć mu tego za złe. W końcu wyglądało to tak, jakby
najpierw zagięła parol na niego.
- Nie martw się. - Joe bezbłędnie odczytał jej myśli. - Nie
wspomniałem o tym ani słowem. - Przyciągnął ją do siebie i objął
opiekuńczym gestem. - Wytłumaczyłem Molly, że miałaś kłopoty
rodzinne. Doszedłem do wniosku, że jeśli będziesz chciała, sama jej o
wszystkim opowiesz.
Oparła mu głowę na piersi. Potrzebowała jego wsparcia i nie miała
siły dłużej się przed tym wzbraniać.
- Dzięki, Joe.
- Nie ma o czym mówić. Po prostu uznałem, że nie powinienem
zdradzać takich szczegółów bez porozumienia z tobą.
- Nie tylko za to. Za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
- A konkretnie? - Poczuła we włosach jego palce.
Nie zdołała powstrzymać ciężkiego westchnienia, kiedy zamknął ją
ciasno w ramionach. Zawsze starała się być twarda i niezależna. Nie
chciała, by inni widzieli w niej słabą, zależną kobietkę, która klei się do
facetów w poszukiwaniu wsparcia. Próbowała radzić sobie ze wszystkim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]