[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Dzień dobry, mówi Karen. Przyszłam zobaczyć małego Stevena. Chcę się przekonać,
czy nie jest przypadkiem synkiem mojej koleżanki!
Bez szans. Ale popatrzcie tylko! Karen nie mogła uwierzyć we własne szczęście.
Jakaś pielęgniarka czy salowa wtaczała właśnie na oddział olbrzymi kosz na kółkach, po
brzegi wyładowany bielizną. Zatrzymała się w progu i, zostawiając otwarte drzwi, za -
wróciła, żeby zebrać kilka rzeczy, które spadły ze sterty.
Poruszając się najciszej, jak potrafiła, Karen prześliznęła się obok kosza, pchnęła
pierwsze drzwi po prawej stronie i znikła w środku, zanim kobieta zdążyła wrócić. Znalazła
się w podręcznym magazynku. Wokół niej piętrzyły się półki pełne prześcieradeł, ręczników i
pieluch. Nic nie szkodzi. Udało jej się wejść na oddział. O ile to był ten właściwy...
Przyciskając ucho do drzwi, nasłuchiwała. Cisza. Ostrożnie nacisnęła klamkę i
wysunęła się na korytarz. Tuż przed nią, na końcu krótkiego korytarza, znajdowała się
rejestracja. Jakaś pielęgniarka rozmawiała przez telefon, jedną ręką przytrzymując słuchawkę,
a drugą stukając w klawiaturę komputera. Miała oczy utkwione w ekran i wyglądało na to, że
szuka jakichÅ› danych.
Karen zdecydowała się na śmiały krok. Ruszyła naprzód, pewnym krokiem mijając
rejestrację i skręcając za róg, aby zatrzymać się i przemyśleć kolejny ruch. Ale nie zdążyła go
już wykonać.
- Przepraszam - powiedział głos za jej plecami.
Karen odwróciła się na pięcie i stanęła oko w oko z pielęgniarką z rejestracji.
- Mogę ci w czymś pomóc?
Było to niewinne pytanie, ale pielęgniarka wyglądała na zaskoczoną, wręcz
zaniepokojoną. W sumie miała powody: oto przed nią stała dziewczynka w szkolnym
mundurku, która zjawiła się niezapowiedzianie w środowy poranek i przechadzała po
oddziale noworodków. Karen przeklinała siebie w duchu za taką nieostrożność. Powinna była
lepiej to zaplanować, wymyślić zawczasu jakieś wiarygodne wytłumaczenie swojej obecności
w szpitalu.
- Hm, no tak - zaczęła, rozpaczliwie szukając w myślach wymówki. - Mam na imię
Karen. Dzwoniłam na początku tygodnia w sprawie projektu, jaki przygotowuję do szkoły.
Chodzi o opiekę nad niemowlętami. Pani, z którą rozmawiałam, powiedziała, że mogę przyjść
i się rozejrzeć.
Nie najgorzej, zważywszy na okolicznoÅ›ci, pomyÅ›laÅ‚a. PodejrzewaÅ‚a, że sama Zoë nie
wymyśliłaby lepszej bajeczki.
- Och - odparła pielęgniarka - nikt mi o niczym nie powiedział. Nie mam tego nigdzie
odnotowanego. Z kim konkretnie rozmawiałaś?
- E, z siostrą... Zapomniałam nazwiska. Mam je gdzieś zapisane.
Udawała, że szuka w kieszeniach kartki papieru.
- Przykro mi, ale nie mogę znalezć - dodała. - Jestem pewna, że miałam je przy sobie.
- Nic się nie martw - pocieszyła ją pielęgniarka. - Zaraz poproszę kogoś, żeby ci
pomógł...
Na razie szło jej całkiem niezle. Karen zaczekała, aż pielęgniarka zniknie jej z oczu,
po czym ruszyła przed siebie, rozglądając się po oddziale. Niemowlęta i ich matki. Matki i
niemowlęta. Ani śladu osieroconego dziecka, małego Stevena. Bliznięta z mamą. Maluch z
mamą i tatą. Niemowlę z pielęgniarką. Z pielęgniarką, nie z matką. W tej sali nie było matki.
Może po prostu wyszła do toalety, a może to był Steven.
- Karen?
Odwróciła się, słysząc za plecami obcy głos, wymawiający jej imię. Głos należał do
kobiety w białym kitlu, oznaczonym identyfikatorem z napisem  Siostra oddziałowa .
- Musiało chyba zajść jakieś nieporozumienie, kochanie - powiedziała. - Jesteś pewna,
że trafiłaś do właściwego szpitala?
- Nie wiem - odparła Karen. - Tak mi się wydaje. Jestem pewna, że...
Nagle jej sytuacja zmieniła się diametralnie. Wszystko poszło nie tak, jak powinno.
Słowa, które chciała wypowiedzieć, uwięzły jej w gardle i zamiast nich padły zupełnie inne.
- Czy to jest Steven? - spytała, wskazując niemowlę za przeszkloną ścianą. - Czy to
ten chłopczyk, o którym mówili w wiadomościach?
- Nie - odparła siostra. - To jest dziewczynka. Dlaczego pytasz?
- Tak się tylko zastanawiałam - odparła Karen. - Ale on tu jest, prawda? W tym
szpitalu?
Siostra skinęła głową, przyglądając się jej równie podejrzliwie, jak pielęgniarka z
rejestracji. Ale było już za pózno, żeby się wycofać. Równie dobrze mogła drążyć temat
dalej.
- To ciekawe - podjęła. - Robiłam ten projekt o małych dzieciach i zobaczyłam go w
telewizji. Pomyślałam, że mogłabym coś o nim napisać. Jakiś artykuł.
Zdawała sobie sprawę, jak mało wiarygodnie to zabrzmiało. Ale wszystko
wskazywało na to, że siostra połknęła haczyk.
- To znakomity pomysł.
- A mogłabym... Wiem, że to pewnie zabronione, ale czy mogłabym... go zobaczyć?
Nareszcie. Powiedziała to. Wyrzuciła to z siebie. Teraz siostra mogła jej już tylko
odmówić.
- Myślę, że dałoby się to jakoś załatwić, o ile naprawdę chcesz go zobaczyć. Musimy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •