[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byliśmy w kontakcie z naszymi grupami terenowymi.
Nie minęły trzy minuty, a już otrzymaliśmy z tuzin wezwań o pomoc. Gdzieś pobito naszych
obserwatorów, dwóch innych zastrzelono, odkryto cztery fałszywe listy wyborcze. Robiliśmy co w
naszej mocy, ale sił mieliśmy niewiele, teren zaś spory. Już wcześniej zdecydowaliśmy się spisać na
straty wieś, koncentrując się na dużych miastach, gdzie naszą najpotężniejszą bronią byli przybysze
spoza planety. Kilka największych agencji informacyjnych przysłało przedstawicieli, ostatecznie
poprzednie, sfałszowane wybory przyczyniły temu światu sławy. Brak czasu uniemożliwił im
przybycie w większej liczbie. Większość akredytowanych dziennikarzy stanowili zatem wolni
strzelcy, łącznie czterdziestu trzech.
Działa oznajmił Bolivar, kończąc rozmowę radiową. To był dziesiąty okręg w
Primoroso. Złapaliśmy ich, jak napychali urnę fałszywymi głosami. Jeden z dziennikarzy ma to
wszystko na taśmie, będzie odwołanie. Mamy szczęście, że jest takie zainteresowanie.
Szczęście, mój synu, nie jest nigdy sprawą przypadku poinformowałem go, skromnie
spuszczając oczy. Jest ich tu czterdziestu trzech, bo tylko do tylu zdołałem dotrzeć w dwa
tygodnie. Zapłaciliśmy za ich przylot i pobyt, są tu na wakacjach, co zrobią przy okazji, to już ich
dodatkowy dochód.
Powinienem sam na to wpaść mruknął. Jeśli można coś załatwić na lewo, to musisz
znać ten sposób.
Klepnąłem go w ramię i odwróciłem się, wzruszony. Takie pochwały cenniejsze są od pereł.
* * *
W południe zrobiło się naprawdę gorąco. Broniliśmy się, ledwo trzymając gardę. W niektórych
miastach przegraliśmy, gdyż zwolennicy Zapilote po prostu zamknęli lokale wyborcze i pod grozbą
użycia broni palnej, podmienili urny na własne. Musieliśmy na to pozwolić, gdyż inaczej groziło nam
zbytnie rozproszenie sił i utrata wielkich aglomeracji, gdzie jednak wygrywaliśmy. Istniała szansa, by
wybory miały jednak coś wspólnego z uczciwością, a ich wynik z wolą głosujących.
W miarę napływania raportów markiz robił się coraz bardziej przygnębiony. Wyłamywał palce,
klął pod nosem albo i na głos, a w końcu nie wytrzymał.
Tak dłużej nie można! Nie wykazujemy żadnej inicjatywy! Nasi ludzie siedzą i gapią się
niewinnie, a potem jest już za pózno. Działać zaczynamy dopiero po wykazaniu, że popełniono
przestępstwo, a ten sposób nigdy nie wygramy! Musielibyśmy złapać każdą uciekającą z lewą urną
ekipę, czy przeszkodzić każdej bojówce napadającej na lokal, a często nie wiemy nawet, że to się
dzieje. Trzeba uderzać, i to mocno! Dlaczego nasi nie strzelając do tych łotrów?
Mój drogi, gdybyśmy używali ich metod, to z demokratycznych wyborów zrobiłaby się
rychło zwykła wojna domowa.
Ta cała demokracja coraz mniej mi się podoba. Masa roboty i żadnych wyników. Prościej
już jest rozkazywać chłopom, od razu wiedzą, co mają zrobić. Wiemy, że będziesz lepszym
prezydentem, niż ten kawałek gówna, Zapilote. No to czemu nie zrobisz się po prostu prezydentem, i
po krzyku?
Westchnąłem głęboko. Gonzales de Torres, markiz de la Rosa, miał poglądy osobliwie zbieżne
z moimi, ale on nie był zdolny zrozumieć zasad działania demokracji. Pozostało mi liczyć na jego
dobre wychowanie i osobisty kodeks moralny.
Pózniej ci to wszystko wyjaśnię. Póki co musimy zabrać się do podłączenia automatycznego
poprawiacza głosów.
Czego?
Maszyny, która w wybranych okręgach poda takie wyniki, jakich sobie zażyczymy.
Możecie to zrobić? To po co ta cała zabawa, po co ci zabici i ranni, po cholerę tak się
napracowaliśmy?
Bo musimy stworzyć przynajmniej pozory uczciwych wyborów. Jak zaczniemy od jawnego
oszustwa, to skończymy jak Zapilote, a taką ograniczoną machlojkę damy radę ukryć przed
wyborcami. Mieszkańcy tego świata ucieszą się, że demokracja działa, a jak raz to chwycą, to już
zostanie. Gonitwy za łobuzami umożliwiły nam wyśledzenie większości fałszywych urn, ale sami nie
mieszamy się ani do urn, ani do samych kart głosowania.
No to przegramy.
Nie. Wręcz przeciwnie. Nie będziemy fałszowali urn, a jedynie informacje na temat ich
zawartości.
Zgubiłem się przyznał de Torres, nalewając sobie rumu. Ponoć ten specyfik pomaga w
myśleniu.
Też poproszę. Tak naprawdę, jest to śmiesznie proste. Urządzenia już są lub niedługo będą
podłączone do linii prowadzących z lokali do siedzib komisji okręgowych.
Pokazałem mu niewielkie pudełko, z którego zwieszały się różnokolorowe kabelki. Markiz
przyjrzał mu się sceptycznie, ale powstrzymał się od komentarzy.
To cudeńko zaawansowanej technologii pozwala monitorować rozmowy konkretnych
abonentów. Gdy głosy zostaną zliczone, komisja przekaże wideofonicznie wyniki. Przechwycimy
rozmowę i wprowadzimy dane do twojego wielkiego komputera. Ten stworzy obraz i głos spikera,
zamieni go w bity i prześle, gdzie trzeba. My zaś zadbamy, by powiedział, co trzeba. To potrwa
ledwie chwilkę.
Ile dokładnie. Jeśli ktoś się w tym połapie...
Niecałe cztery milisekundy, czyli cztery tysięczne sekundy. Masz dobry komputer.
Zrobimy tak ze wszystkimi głosami?
Nie, to byłoby niemoralne. To, co robimy, jest nielegalne, ale moralnie w porządku.
Pewnego dnia wyjaśnię ci bliżej, na czym opieram mój system wartości. Nalej jeszcze trochę rumu,
dziękuję. Wracamy do pracy.
* * *
Wyniki miały zostać ogłoszone w budynku opery w Primoroso, wielkiej sali, zaprojektowanej
kiedyś właśnie w tym celu. Co cztery lata wypełniała się co wyżej notowanymi poplecznikami
Zapilote. W tym roku było inaczej na podwyższeniu miast jednego, stanęło dwóch kandydatów,
publiczność zaś wcale nie była pewna końca przedstawienia. Zapracowani, odkładaliśmy wyjazd do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]