[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przejrzeć i w trakcie tego... odszedł. Gdy wróciłam do domu na
kolację, znalazłam go przy biurku, z głową na blacie.
Współczuję powiedziałam. Sybil przeszła swoje,
musiałam jej to przyznać, bez względu na to, za jak zimną
kobietę ją uważałam.
A tak z ciekawości odezwał się mój brat tonem,
jakby temat, który chciał poruszyć, był logicznym następstwem
tego, o czym rozmawialiśmy. Dlaczego nie zgłosiła się pani
do Harper wcześniej?
Nie rozumiem? Twarz Sybil pozostawała bez
wyrazu.
Dlaczego nie zatrudniła pani Harper zaraz po
zniknięciu Teenie?
Hm... Nie... Z początku byłam zbyt wstrząśnięta
śmiercią syna, żeby myśleć o czymś innym. Prawdę mówiąc, w
obliczu własnej żałoby nie bardzo mnie obchodziło, co stało się
z Teenie zdobyła się szlachetnie na wyznanie, dając nam do
zrozumienia, że owszem, jest jej wstyd, ale co z tego?
Oczywiście, to zrozumiałe rzuciłam ot tak, żeby
skłonić ją do kontynuowania.
Ale gdy usłyszałam krążące po mieście plotki, że
sprawiedliwość jest tylko dla bogaczy, że nikt nie szuka Teenie,
bo była z biednej rodziny... W dodatku ludzie uważali, że Dell
zrobił jej coś złego... Pewnej niedzieli jadłam z Terrym lunch w
klubie i wtedy wspomniał mi o pani. Paul był temu absolutnie
przeciwny, ale nie mogłam tak zostawić tej sprawy. Mogłam
albo panią zatrudnić, albo sama ruszyć do lasu na poszukiwania.
Wie pani, powinni byli od razu szukać z psami, ale nikt nie
wiedział, że Teenie była wtedy z Dellem. Gdy go znaleziono,
przyjęłam, że to samobójstwo. A Helen dopiero pózno w nocy
zorientowała się, że Teenie zniknęła. Lało wtedy jak z cebra.
Gdy wznowili poszukiwania następnego dnia, chyba uznali, że
deszcz zmył zapach. Nie pamiętam dokładnie, co się wtedy
działo. Nie byłam w stanie śledzić rozwoju wypadków.
Nie sprowadzili psów do szukania zwłok?
To inne niż zwykłe tropiciele, tak? Nie, chyba nie.
Helen doszła do wniosku, że Teenie prawdopodobnie znajdzie
się gdzieś cała i zdrowa, a ściąganie psów szukających zwłok
byłoby jak zakładanie z góry, że jest martwa. Uważałam, że
Helen powinna nalegać na poszukiwania na większą skalę, ale
powiedziała, że inni jej to odradzali. Sybil potrząsnęła głową.
Terry także bał się, że to przyniesie miasteczku złą sławę, ale
do diabła z tym. W przypadku zaginięcia dziecka nie wolno
niczego zaniedbać. Może gdyby Jay był tu wtedy... Ach,
właśnie, chciał, żeby państwo zajrzeli do niego. Dzwonił tu rano
i wypytywał o was. Małżeństwo Helen i Jaya nie było takie złe.
Helen stała się bardziej energiczna, gdy rzuciła picie, ale z
Jay em była mniej podatna na wpływy innych.
Słuchałaby tylko męża, a skoro się z nim rozwiodła,
łatwo było zamieszać jej w głowie.
Ta charakterystyka zupełnie nie zgadzała się tym, jak
odebrałam Helen. Sybil opisywała ją tak, jakby nigdy nie
rozmawiały osobiście.
Nie chciała usiąść ze mną i porozmawiać spokojnie
stwierdziła Sybil, jakby czytając mi w myślach. Musiałam
działać sama. Zawiadomiłabym ją, ale i tak by nie
odpowiedziała. Pokręciła głową. A teraz już jest za pózno
westchnęła teatralnie, pozwalając sobie na odrobinę obłudy
teraz, gdy nie mówiła już o własnej tragedii. Biedna Helen.
Los przynajmniej oszczędził jej pogrzebu drugiej córki. Harvey
schwyta sprawcę. Ten sukinsyn w końcu będzie chciał sprzedać
coś, co ukradł z domu Helen, albo upije się i wypapla o tym
kumplowi. Harvey mówi, że takie są mechanizmy
rozwiązywania tych spraw.
Pomyślałam, że sama Sybil nigdy nie zastanawiała się
nad mechanizmami takich spraw i miałam niejasne przeczucie,
że nie zauważyłaby prawdy, nawet gdyby ta ugryzła ją w tyłek.
Rozdział jedenasty
Szkoda, że nie jesteś hakerem oznajmiłam.
Zebrałabym wszystkie fakty, tobie zaświtałaby jakaś świetna
myśl, włamałbyś się do systemu policji albo domowego
komputera Teague ów i znalazł jakieś istotne informacje, które
ja sprytnie bym wykorzystała do rozwiązania sprawy.
Musisz odpocząć od kryminałów stwierdził Tolliver,
hamując przed światłami na jednym z wielu skrzyżowań w
miasteczku. Albo znalezć sobie innego pomagiera.
Pomagiera?
Tak, skoro ty jesteś błyskotliwym detektywem, to ja
muszę być tym mniej lotnym, ale na-swój-sposób-inteligentnym
pomagierem.
Racja, Watsonie.
Raczej Sharono mruknął. Jednym słowem: ja
jestem Monk?
Skoro się poczuwasz...
Szczerze mówiąc, trochę mnie to ubodło, jak każdy żart
odrobinę zbyt bliski prawdy.
Oczywiście jesteś daleko bardziej urocza dodał
rzeczowo, czym mnie pocieszył. Troszeczkę.
Słuchaj, czy to co mówiła Sybil, pasowało ci do
Helen?
Nie odrzekł bez zastanowienia. A tak przy okazji,
gdzie jedziemy?
Do domu Helen. Jay chciał się z nami zobaczyć.
Czemu?
Nie mam pojęcia.
Hmm, wygląda na to, że nie chciały ze sobą
rozmawiać, mimo że jedna była matką nastolatka, który zginął,
a druga nastolatki, która zaginęła. A dzieciaki się kochały. Co
nie zmienia faktu, że ciąża Teenie musiała podziałać na nich jak
kubeł zimnej wody.
Tak. I najwyrazniej dziewczyna nie powiedziała o tym
matce. Ani Dell swojej, na sto procent. Za to powiedział
młodszej siostrze. Nie uważasz, że to dziwne?
Nie. Ja też zwierzyłbym się tobie, zanim
powiedziałbym ojcu czy twojej matce.
Zrobiło mi się cieplej na sercu.
Ale to co innego. Oni mieli normalne rodziny.
Normalne? Helen była alkoholiczką. Rozwiodła się z
mężem, bo także pił i bił ją. Sybil Teague jest jedną z
najzimniejszych kobiet, jaką spotkałem, a jeśli nie poślubiła
tego biedaka dla pieniędzy... Cóż, mam wrażenie, że kochała
Della, siebie, a na szarym końcu Nell, dokładnie w takiej
kolejności.
Masz rację.
Czasem Tolliver mnie zaskakiwał i to był jeden z tych
momentów.
Objechaliśmy miasto, chcąc odpocząć od widoków oraz
odgłosów Sarne. Po weekendzie mieszkańcy kontynuowali
przygotowywania do zimowego snu. Z wymyślnych latarń
pozdejmowano proporczyki; nikt nie przebierał się w śmieszne
kostiumy, na lokalu Aunt Sally widniała wywieszka W zimie
nieczynne , a z ryneczku zniknęły konie i dorożki.
Komórka zadzwoniła, gdy dojeżdżaliśmy do małego
domku przy Freedom Street. Tolliver prowadził, więc to ja
odebrałam.
Halo?
Harper? odezwał się przytłumiony głos. Tak?
Tu Iona, ciotka Tollivera.
To Iona wyszeptałam do Tollivera, po czym
wróciłam do rozmowy. Tak? O co chodzi?
Wasza siostra uciekła. Która?
Mariella.
Mariella właśnie skończyła jedenaście lat. Wysłaliśmy
jej kartkę i pieniądze.
Oczywiście nie otrzymaliśmy żadnych podziękowań, a
gdy zadzwoniliśmy no dobrze, ja zadzwoniłam w dniu
urodzin, Iona powiedziała, że Marielli nie ma, choć byłam
pewna, że słyszałam jej głos w tle.
Struchlałam na wspomnienie historii z Cameron, ale
zmusiłam się, by kontynuować.
Uciekła z kimś, czy zniknęła?
Uciekła z trzynastolatkiem. Delikwent nazywa się
Craig.
I...?
Chcemy, żebyście tu przyjechali jej szukać. Odłożyłam
na moment słuchawkę, żeby miną wyrazić zdumienie.
Całe łata powtarzaliście jej, jacy to jesteśmy wstrętni
powiedziałam do Iony. Nie wróciłaby z nami, nawet
gdybyśmy ją znalezli. Uciekłaby od nas. Poza tym, potrafię
znalezć tylko martwych. Sami jej szukajcie. Zadzwońcie na
policję. Założę się, że tego nie zrobiliście. Naciskając guzik,
zakończyłam rozmowę, o ile można nazwać to rozmową.
Co jest? dopytywał się Tolliver. Powtórzyłam mu
słowa Iony.
Nie sądzisz, że postąpiłaś zbyt pochopnie? Jego
łagodna uwaga dotknęła mnie do żywego.
Mamy zlecenia w Memphis i Millington, a tu wszystko
się przeciąga. Nie wiemy, gdzie mogą być. Zresztą, jak bardzo
mogli się oddalić? Nie mają auta. Założę się, że są gdzieś na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]