[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na całej długości głównej ulicy, drewnianym moście i podjezdzie do pałacu panował
taki sam tłok. Bramy rezydencji stały otworem. Ku zdumieniu Cymmerianina, nawet
dziedziniec miał świąteczny wygląd, przystrojono go drzewkami i kwiatami w donicach. Było
tu już o wiele luzniej, a witający Conana ludzie zachowywali się znacznie bardziej dostojnie.
Aadu pilnowała straż miejska i gwardia pałacowa.
Gdy ostatni żołnierze skręcili w stronę stajni, Conan zajechał rydwanem pod szerokie,
frontowe schody. Wysiadł z pojazdu i zestawił Ludię na ziemię.
Gdy wstąpili na schody pałacu, w drzwiach pojawiła się dworska świta. Tworzyli ją
marszałek Durwald we wspaniałym napierśniku z godłem Czerwonych Smoków, siwy
Lothian, przygarbiony pod ciężarem wyszukanego dworskiego stroju oraz kapłan Ulli, z
przypasanym mieczem. Po obu stronach ustawili się buntownicy w pstrokatych szatach
członków Rady Reform.
W środku powitalnego orszaku stała wysoka, szczupła kobieta. Miała na sobie szatę z
długimi rękawami, głębokim dekoltem i sięgającym biodra rozcięciem, ani skromniejszą, ani
bardziej kuszącą od strojów większości świętujących tego dnia mieszkanek Dinander. Jej
głowę spowijała jedwabna szarfa.
Conan nie mógł oderwać wzroku od kobiety. Po chwili rozpoznał ją, bardziej po
wiszącym na piersiach sześcioramiennym amulecie, niż po pobladłej i wychudzonej twarzy.
Była to Calissa.
Conan instynktownie opuścił dłoń na rękojeść miecza. W tym samym momencie na
jego ramionach zacisnęły się dziesiątki dłoni w żelaznych rękawicach. Po chwili
Cymmerianin poczuł na gardle nacisk ostrych mieczy. Sam barbarzyńca zapewne zdołałby się
wyrwać i wyciągnąć broń, zachował jednak spokój widząc, iż jeden ze strażników przytyka
broń do szyi zamarłej Ludii. Z żołnierzy wiwatujących niedawno na cześć Conana pozostała
tylko garstka. Ci przyglądali się pojmaniu wodza ze szczerym zdziwieniem, lecz zupełnie nie
kwapili się, by stanąć w jego obronie do walki z o wiele liczniejszą gwardią pałacową.
Uzurpator znalazł się wreszcie na naszej łasce! odezwała się Calissa do
towarzyszących jej mężczyzn. Jej głos nie był tak melodyjny jak dawniej. Nadwerężyły go
wrzaski najgorszego okresu obłędu lub też arystokratka zapomniała, jak go używać, podczas
pózniejszego okresu całkowitego milczenia. Kobieta uśmiechała się posępnie, jednak w jej
ciemnych, zapadniętych oczach znów malowała się dawna inteligencja.
Oto zdradziecki strażnik naszego domostwa, który przywłaszczył sobie tytuł
barona, oraz jego wymalowana zabawka, dawna kuchta! Calissa podeszła do schwytanej
pary patrząc na Cymmerianina i Ludię z wyrazną odrazą. Szkoda, że podstępna
morderczyni, Evadne, nie żyje. Ją również kazałabym pojmać.
Wolę uczciwą walkę, niż znoszenie w milczeniu twoich obelg, Calisso Conan
sprężył się wśród ciżby przytrzymujących go żołdaków z mocą, która sprawiła, iż jeszcze
silniej zacisnęli na nim dłonie. Wiedz, że Evadne zginęła za Dinander!
Podobnie, jak mój ojciec i brat! W takim razie możemy uznać jej śmierć za
wyrównanie rachunków córka barona uśmiechnęła się lodowato, wzruszyła ramionami i
podeszła bliżej. Doskonale, Cymmerianinie! Dziękuję ci za unicestwienie kultu czcicieli
węży. Zdołałby tego dokonać każdy jako tako uzdolniony oficer. Jeżeli myślisz, że ten łut
szczęścia usprawiedliwia zagarnięcie rządów w Dinander, jeżeli myślisz, że miasto przystanie
na rządy północnego dzikusa o splamionych krwią rękach& zaczerpnęła tchu i dokończyła
& będziesz miał czas zmienić zdanie, zakuty w łańcuchy w najgłębszym lochu w pałacu.
Gniewna przemowa Calissy spotkała się z milczącą aprobatą zebranych za jej plecami
szlachciców i buntowników. Conan szukał daremnie w ich twarzach śladu oporu, pociechy
lub znaku, że nie wszystko jest dla niego stracone. Zrozumiał, że sprawująca władzę koalicja,
podczas jego nieobecności doszła do porozumienia z Calissą, gdy tylko córka Baldomera
odzyskała rozum. Zapewne stwierdzono, że bezpieczniej będzie, by na pokaz władała córka
Einarsonów niż cudzoziemiec. W końcu sam Conan, zawieszając na jej szyi prastary amulet
mimowolnie udowodnił, że Calissa ma uprawniającą do panowania magiczną moc.
Tymczasem córka barona najwidoczniej postanowiła skorzystać z okazji, by wygłosić
mowę. Weszła na rydwan, by zbierający się na dziedzińcu tłum mógł ją lepiej widzieć i
zawołała:
Ludu Dinander! Dzisiejszy dzień ogłaszamy świętem! Wiedzcie, że macie
podwójny powód do radości! Jak sami widzicie, uporaliśmy się z jeszcze jednym, większym
niż czciciele węży zagrożeniem dla naszego miasta! wskazała unieruchomionego Conana i
Ludię. Przyrzekam wam, że już nigdy nie zawiśnie nad wami podobna grozba! Dziękuję
Ulli, że odsunęła dręczącą mnie chorobę. Gdy to się stało moi szlachetni doradcy postanowili
dowieść swej lojalności złożeniem mi przysięgi na wierność jako władczyni Dinander. Co
najmniej równie wdzięczni powinniśmy być władcom ościennych baronii, ślącym podczas
minionej wyprawy kurierów z doniesieniami o ohydnym spisku, grożącym nam rządami
bezwzględnego cymmeriańskiego awanturnika! Wiedzcie wszelako, że ta historia dała nam
jasne wskazówki, jak zachować pomyślność Dinander. Mój ojciec i brat nie żyją. Nie można
było dopuścić, by ich zabójcy zawładnęli prowincją. Nadszedł kres rządów miecza, skalanego
krwią mego rodu! Calissa uniosła ku niebu rozpostartą dłoń ziemistej barwy i powoli
opuściła ją do boku. Oczywiście, ohydne oszustwo cudzoziemskiego wyrzutka nie mogło
się udać. Lud Dinander nigdy nie pogodziłby się z panowaniem pospolitego łotra! Nie
zniósłby tego również król w Belverus! Także sprzymierzeni z nami baronowie nie mogli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]