[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mężczyznę siedzącego na skraju łóżka.
233
Dante. Na jego twarzy, którą podświetlała jedynie nocna lampka, malowała się troska. Taylor
westchnęła głęboko.
- Obudziłam cię. Przepraszam... - wyszeptała. Dante przez długi moment milczał. Potem pogładził
dłonią jej policzek.
Taylor przygryzła dolną wargę. Dante położył palec na jej ustach, aby przestała to robić.
- Dlaczego prześladują cię te koszmary? - zapytał.
Nie chciała być tak blisko niego. Miał na sobie dżinsy i czarny podkoszulek, lekko zmierzwione
włosy... Poczuła zapach mydła zmieszany z jego naturalnym zapachem.
Zatęskniła za poczuciem bezpieczeństwa. Chciała, by ją przytulił. Chciała oprzeć głowę o jego pierś,
usłyszeć bicie jego serca.
Wystarczyło w tej chwili zbliżyć się do niego... Lecz to byłoby antytezą zdrowego rozsądku.
- Taylor? - odezwał się Dante.
Nie miała zamiaru nic mu tłumaczyć ani zdradzać.
- Wszystko w porzÄ…dku.
- Mam w to niby uwierzyć? - zapytał cichym głosem. - Zachowywałaś się, jakbyś walczyła na śmierć
i życie.
Bo tak właśnie było... Nie mogła mu tego powiedzieć.
- Opowiedz mi wszystko. Od początku - powiedział łagodnym tonem.
234
Jej oczy nagle napełniły się bólem.
- A gdybym powiedziała, że to nie twój interes?
- Myliłabyś się - odparł natychmiast.
- Dlaczego? - zapytała umęczonym głosem. - Jesteś ochroniarzem Bena. Nie moim.
- Twoim też. Dwa w jednym.
Taylor spojrzała mu w twarz. Mówił serio. Z jego oczu bił upór.
- Proszę, zostaw mnie samą - powiedziała tak ostrożnie, jak się tylko da.
Przygasił lampkę przy łóżku.
- Zostawię. Jak tylko zaśniesz.
Dante odszedł parę kroków w tył i zatonął w pluszowej sofie.
Taylor była zbulwersowana.
- Nie możesz tam siedzieć! - zaprotestowała.
- Wolisz, żebym zajął miejsce w łóżku? Obok ciebie?
W mgnieniu oka dorwała poduszkę i cisnęła nią mocno w intruza, przy okazji wypowiadając słowo
nieprzystające damom. Dante zachichotał. Złapał w locie poduszkę... i odrzucił w stronę Taylor.
- Jesteś najbardziej niemożliwym typem, jakiego kiedykolwiek poznałam. Precz! - Po chwili dodała: -
ProszÄ™...
Zadziałało na niego to proszę" oraz surowe spojrzenie, które mu rzuciła.
Odczuwał potrzebę, by przygarnąć ją do siebie,
235
przytulić... Dodać jej otuchy, dotykiem i słowem. Obiecać, że już nikt nigdy jej nie skrzywdzi.
Jednak zamiast tego wstał, ukłonił się i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą bezdzwięcznie drzwi.
Taylor nie liczyła już na to, że uda się jej zasnąć. Jej umysł wypełniony był po równo pozostałościami
po koszmarze oraz niezapowiedzianÄ… wizytÄ… Dantego.
ROZDZIAA SIÓDMY
- Ciociu, wstawaj!
Przez grubą warstwę snu przebił się cienki dziecięcy głos. Taylor przekręciła się w łóżku, otworzyła
oczy i ujrzała przed sobą Bena.
- Ja jeszcze śpię... - mruknęła.
Ben zachichotał, a potem się uśmiechnął.
- Nie, już nie śpisz! Przecież masz otwarte oczy. Taylor zrobiła udawaną srogą minę.
- A dlaczegóż to, młody dżentelmenie, budzisz mnie o świcie?
Ciemne oczy chłopca zabłysły łobuzersko.
- Jest już ósma rano. Dante i babcia jedzą już śniadanie - poinformował chłopiec. - Jesteś na zdjęciu w
gazecie - oświadczył Ben.
Taylor zerwała się na równe nogi.
- Jak to?
- I wujek Dante też. Nonna mi pokazała.
- Na zdjęciu dajesz buzi wujkowi - powiedział chłopiec.
Ben się mylił. Było odwrotnie - to Dante ją pocałował. Ona jedynie mu uległa. Nawet teraz,
237
wspominając tamte chwile, przebiegł ją przyjemny dreszcz...
- Wujek mówi, że dzisiaj jedziemy do winnicy. - Oczy chłopca iskrzyły się ekscytacją. - Są tam koty i
psy. I mnóstwo winogron - powiedział Ben z pełną powagą.
- Poczekaj parę minut. Ubiorę się i zejdziemy na śniadanie - poprosiła Taylor.
- Dobrze - odparł Ben.
Wczorajszy wieczór zmącił spokój Taylor. Plotki rozpuszczane przez media, wszyscy ci ludzie skła-
dający im gratulacje, oraz przede wszystkim pocałunek Dantego.
Trzeba było zatrzymać falę bzdurnych plotek na temat ich małżeństwa i wydrukować sprostowanie w
prasie. Wspólna opieka nad siostrzeńcem, a nawet mieszkanie pod jednym dachem - to jeszcze mogła
znieść. Ale małżeństwo? Co to, to nie!
Weszła do jadalni. Dante wstał i uśmiechnął się lekko.
Taylor spojrzała w jego ciemne oczy. Jego spojrzenie trochę zbyt długo zabawiło na jej ustach. Taylor
próbowała powstrzymać rumieńce. Przywitała się i odwzajemniła uśmiech Grazielli.
Pani domu sięgnęła po filiżankę i napełniła ją aromatycznym, ciemnym naparem.
- Usiądz z nami, moja droga. Częstuj się - wskazała ręką zastawiony stół.
238
Taylor nalała sobie kawy i wzięła rogalika. Nie była w stanie wmusić w siebie nic więcej.
- Pomyślałem, żebyśmy na jakiś czas odpoczęli od miasta - powiedział Dante z łagodnym uśmiechem.
- Pojedziemy do mojej winnicy w Montepul-ciano.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]