[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czekając na zaproszenie, usiadła obok niego. Chciał jej powiedzieć, jak
wypiękniała przez ostatni miesiąc, ale słowa uwięzły mu w gardle.
- Dokąd jedziemy? - zapytała, poprawiwszy wielki słomkowy
kapelusz, który wynalazła dla niej Pilar.
- Pokażę ci zupełnie wyjątkowe miejsce na ranczu Matta i Kai. Nad tą
samą rzeką, w której łowiliśmy okonie, ale trochę dalej. - Slade jechał
powoli, omijając każdą dziurę. - Tam, dokąd teraz jedziemy, Travisowie
posadzili chyba ze cztery tysiące drzewek pekanowych. Nad samą wodą. A
w jednym szczególnie pięknym miejscu postawili nawet stół... Może więc
nie będzie dostatecznie dziko, ale spodoba ci się. Jestem pewien.
87
RS
- Kai spytała mnie, czy wybiorę się z nią na cały dzień do Houston, na
zakupy.
- O rany, to brzmi groznie. Kai przewróci Houston do góry nogami -
mruknął. - I jaką jej dałaś odpowiedz?
- %7łe pomyślę - wzruszyła ramionami.
Slade usłyszał wahanie w jej głosie. Czegoś tu nie rozumiał... Każda
przeciętna kobieta skakałaby z radości na propozycję wybrania się do
Houston -  takiego eleganckiego i modnego miasta!" Prywatnym samolotem
po zakupy! Ale, z drugiej strony, Cat nie była przeciętną kobietą. Nie
powinien o tym nigdy zapominać. Czuł przez skórę, że ona nie chce
opuszczać rancza. Z tych czy innych powodów woli siedzieć w domu. Może
to senne koszmary zabiły w niej instynkt podróżnika? Zdecydował, że musi
to rozgryzć. Kiedy indziej, we właściwym czasie.
Slade nakrył stół czerwonym płóciennym obrusem, a Cat rozpakowała
koszyk. Pilar włożyła do niego kanapki z wołowiną, sałatkę ziemniaczaną,
trochę jabłek i butelkę schłodzonego zinfandela, ulubionego wina Slade'a z
kalifornijskich winogron. Wysokie drzewa pekanowe, oblepione zielonymi
orzeszkami, były nie tylko piękne, ale znakomicie chroniły przed upałem.
Słońce stało w zenicie, a oni rozkoszowali się cieniem i lekką bryzą znad
rzeki. Usiedli po jednej stronie stołu, ramię przy ramieniu - choć w domu
zdarzało im się to nader rzadko.
- Wiesz... - Cat pokręciła głową. - W życiu bym nie pomyślała, że
potrafisz robić biżuterię. Codziennie się tym zajmujesz?
- Tak. Kiedy zaczyna mnie mdlić od papierkowej roboty, uciekam do
warsztatu.
- Mogłabym obejrzeć... przynajmniej niektóre z twoich skończonych
prac?
88
RS
- Oczywiście. Wszystkie nieudane drobiazgi trzymam w oddzielnym
pomieszczeniu na zapleczu.
- Hm... Zastanawiam się głęboko, czy zdarzyło ci się choć raz zrobić
coś naprawdę nieudanego, popełnić błąd. Jakiekolwiek pomyłki wydają się
obce twojej naturze.
Slade ani mrugnął. Postawił przed Cat talerz zjedzeniem i szklankę
wina.
- Mam na swoim koncie mnóstwo błędów i całkiem głupich pomyłek,
ale nie obnoszę się z nimi jak z orderami.
- To dlaczego zgodziłeś się pokazać mi swoje  nieudane drobiazgi"?
- A uwierzysz, jeśli ci powiem, że... chcę, żebyś poznała mnie takiego,
jakim jestem - razem z moimi wadami?
- Najpierw zapytam, dlaczego właśnie ja mam dostąpić tego zaszczytu.
- Zapytasz naprawdę?
Serce Cat biło coraz mocniej. Ich rozmowa zmierzała do tego, czego
sama chciała - wyłożenia kart na stół. Czy opowie jej o swojej kopalni?
%7łeby już raz na zawsze mieli to z głowy...
Slade zaczął jeść kanapkę. Czuł, że nie zdoła utrzymać tej rozmowy w
lekkim tonie. Gdyby mógł coś zrobić z jej tęsknym wzrokiem... Jedzenie
było doprawdy ostatnią rzeczą, która go w tej chwili interesowała.
- Jest jeszcze jedna rzecz, którą w pani tak lubię, pani Kincaid. Nie
wykazuje pani skłonności do owych klasycznych męsko-damskich gierek,
które większość naszych bliznich uprawia z taką przyjemnością.
- Ty za to grasz za mnie i za siebie, Slade - powiedziała smutnym, lecz
opanowanym głosem.
Slade wytarł serwetką usta, a potem palce. Sięgnął po rękę Cat i
zamknął ją szczelnie w swojej dłoni.
89
RS
- Nie z tobą, kochanie.
Zobaczył bezmiar niepewności w jej szmaragdowych oczach.
Cat, ze ściśniętym gardłem i łzami w oczach, kręciła głową.
- Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, Slade. Odkąd się
poznaliśmy, czuję przez skórę, że czegoś ode mnie chcesz. Na początku
sądziłam, że zachciało ci się po prostu mnie... jako kobiety. Potem, kiedy się
zaprzyjazniliśmy, zmieniłam zdanie. A teraz już niczego nie rozumiem. Nie
wiem, czego się po mnie spodziewasz. - Cat wyprostowała się i chrząknęła,
jakby zabrakło jej głosu. - Kai wspomniała, że masz kopalnię w Kolumbii.
Czy przypadkiem nie z jej powodu zaprosiłeś mnie na swoją farmę? -
Modliła się w duchu, żeby zaprzeczył.
Slade odsunął talerz nie odrywając wzroku od Cat.
- Przepraszam, Cat. Wtedy rzeczywiście namieszałem. Fakt,
poleciałem do Maine, żeby cię namówić do budowy mojej kopalni. Bardzo
mi na tym zależało, bo, po pierwsze, wiele się nasłuchałem o umiejęt-
nościach pani inżynier Kincaid, a po drugie, sam oglądałem kilka twoich
skończonych dzieł. Chciałem zatrudnić najlepszego fachowca, po prostu.
Kiedy cię jednak zobaczyłem... - uśmiechnął się nieporadnie - naprawdę
zapomniałem o tej kopalni. Skąd mogłem wiedzieć, że zrobisz na mnie aż
takie wrażenie... - Pogłaskał delikatnie jej rękę. - Zaprosiłem cię do siebie,
bo chciałem być przy tobie. Wierzysz mi? - Slade siłą przytrzymał jej dłoń. -
A jeżeli chodzi o nas... Czy wiesz, jaka to cholerna męka trzymać ręce przy
sobie... dopóki jesteś pod ochroną? Najważniejsze, żebyś wyzdrowiała, Cat.
I nic mnie nie obchodzi, co zechcesz potem robić... Nigdy nie byłem zbyt [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •