[ Pobierz całość w formacie PDF ]

okazać bardzo niebezpieczna...
- A masz inny cudowny pomysł do zaproponowania? Czy może myślisz, że już dosyć się
nacieszyłeś swoimi wa-kacyjkami i przyjedziesz tu we własnej osobie mi pomóc?
- Ba, jeśli tak stawiasz sprawę, myślę, że przyjadę. Już dość dawno nie robiłem w domu
porządków.
Black poczuł, jak serce mu podskoczyło. - Mówisz... serio?
- Tak. Teraz znajduję się gdzieś pod ziemią. Daj mi tylko czas, żebym się zorientował i odnalazł
drogę do domu...
- Ależ to fantastycznie!
- I posłuchaj mnie: nie uruchamiaj tej broni ZA %7łADNE SKARBY. Zrób trochę zamieszania, trochę
dywersji, staraj się zyskać na czasie, ale nie ruszaj za nic Dzwigni Syren! Rozumiesz? Zaczekaj na mnie!
- A ile ci to zajmie czasu?
Cisza.
- A niech to! Peter, słyszysz mnie jeszcze?
Radio cicho brzęczało.
Połączenie się przerwało. Głos Petera Dedalusa znikł w meandrach czasu i przestrzeni rozciągających się
pod Kilmore Cove.
Zyskać na czasie, powiedział zegarmistrz. Zrobić jakąś dywersję.
Słusznie, ale... jak?
Black Wulkan znowu zaczął chodzić tam i z powrotem po pokoju w latarni, szukając w głowie pomysłu.
- W porządku - powiedział sobie na koniec. - Zajmijmy się jedną sprawą naraz.
Odsunął mapy i książki, jakie Leonard zgromadził w swej pracowni, i wyszedł. Doszedł do tablicy rozdziel-
BumaBwiHa: 153 ...........
czej, odszukał dzwignie, które regulowały światła latarni, i włączył je wszystkie na maksymalną moc.
Awaryjny agregat w podziemiach ruszył z warkotem i Blackowi się wydawało, że wprost widzi, jak prąd
elektryczny, trzeszcząc, płynie w kablach.
Wielkie światło latarni zapaliło' się i przecięło na pół chmury jak cięciem szabli.
Black zszedł szybko po schodach.
- Teraz wiesz, gdzie jestem, Spencer... - ryknął. - Ale nie sprawię ci tej satysfakcji, żebyś mnie tutaj
złapał.
Opuścił latarnię. Ariadna w stajni zarżała niespokojnie. Black nie zwrócił na nią uwagi i wszedł do domu
Leonarda, od którego miał klucze. Odszukał starą skrzynię--ławę. Kiedy ją otworzył, buchnął mu w
nozdrza zapach naftaliny.
-Jak na wariata, to na wariata, ale przynajmniej róbmy to jak trzeba... - mruknął pod nosem.
Wyjął kunsztownie rzezbiony drewniany kuferek, na którym poprzedni właściciel umieścił na złotej
tabliczce własne nazwisko: Francisco Vasquez de Coronado.
Owinięta w czerwony aksamit leżała w niej para pistoletów o długiej lufie i kolbie z kości słoniowej. Dwa
wspaniałe egzemplarze hiszpańskiej manufaktury, zdobyte w już nieistniejącej krainie.
- A teraz... kamizelka - mruknął Black Wulkan, rozglądając się dokoła.
Rozdział 16
WIyNIARKA KAPITANA
Pierwszą rzeczą, jaką Julia zobaczyła, był pokład; listwy z ciemnego drewna falowały w jej oczach, a
widziała je przez jasną mgiełkę. Nic nie pojmowała. Wpatrywała się w te listwy, aż mgiełka się rozwieje;
otępiona nieustannym bólem w karku, w miejscu, gdzie została uderzona. Potem usłyszała odgłos kroków
dudniących po pokładzie i zauważyła parę zbliżających się czarnych butów z cholewami i zatrzymujących
się kilka kroków od niej.
Ochrypły, męski głos rozkazał: - Obudzcie ją.
Dwie małpy pochwyciły Julię za ramiona i zaczęły nią potrząsać, ale dziewczynce wystarczył cuchnący
odór idący od nich, żeby całkiem otrzezwieć.
- Precz z łapami! - krzyknęła.
Dwie rozzłoszczone małpy, wrzeszcząc, podrzuciły ją i posadziły na ziemi.
- Ty jesteś blizniaczką z Willi Argo? - zapytał ją ten sam głos co przedtem.
Julia przełknęła ślinę i wolno podniosła wzrok. Naprzeciwko niej stał silnie zbudowany, wysoki, bardzo
wysoki mężczyzna. Z bliska i z dołu wyglądał jak posąg. Buty miał lśniące, ręce potężne i silne. Mundur
nieriaganny i dziwnie pachnący. Stanowił całkowity kontrast ze zgrają otaczających go cuchnących małp.
Dziewczynka spróbowała grać na zwłokę. - To ty jesteś kapitanem Spencerem, prawda? - zapytała
głosem lekko drżącym, zastanawiając się, skąd ten człowiek o niej wiedział.
Pirat przyklęknął przed nią. Z bliska jego twarz wydawała się wyrzezbiona w drewnie tekowym: wysokie
kości policzkowe, głęboko osadzone oczy, usta ładnie zarysowane, nos prosty jak igła kompasu.
- To ja - odpowiedział, wydmuchując powietrze między lśniącymi zębami.
Julia odruchowo spróbowała się cofnąć, ale nie było dosyć miejsca, żeby to zrobić. Nagle ogarnęła ją
panika i zrozumiała, że z tym człowiekiem nie ma żartów. Krzyknęła: wydobyta z pochwy szabla kapitana
Spencera błysnęła i przygwozdziła do pokładu sznurowadła tenisówek dziewczynki.
- Teraz... mogę się dowiedzieć, czy moi chłopcy przynieśli mi osobę, której szukałem, czy też mam
cię wrzucić do morza?
- To... to ja... - wyjąkała Julia. - Jestem Julia Covenant.
- Bardzo dobrze - mruknął Spencer.
Podniósł się, wyciągnął szablę ze sznurowadeł Julii i kazał jej wstać. Dziewczynka spróbowała i
uświadomiła sobie, że drżą jej kolana. Zakręciło się jej w głowie. Spojrzała na wrzeszczące wokół nich
małpy i na dymiące domy Kilmore Cove.
- Czego chcesz? - spytała w końcu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •