[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy skończyliśmy z koszulą nocną, LaManche odwrócił się do ciała. Powoli światło
przesuwało się wzdłuż stóp i nóg. Oświetlało wzgórza i doliny wzgórka łonowego, brzucha,
żeber i piersi. Zagłębienie u podstawy gardła.
Nie było widać nic, poza jeszcze paroma włosami.
Wyglądają identycznie jak te na głowie powiedziałam.
Owszem zgodził się LaManche.
Na dłoniach i pod paznokciami nie było nic. Oczy, nozdrza i uszy były czyste.
Potem ciemny otwór ust kobiety.
Bonjour powiedziała w ciemności Lisa.
Jeden z zębów trzonowych świecił jak fosfor.
To nie jest włos powiedziałam, Lisa wyciągnęła tę rzecz kleszczykami. Dalszych
trzydzieści minut wysiłków w ciemności zaowocowało jedynie kolejnymi dwoma włosami,
najwyrazniej należącymi do ofiary.
Kiedy Lisa chowała lampę, LaManche i ja wróciliśmy do sali. Tam otworzył pojemnik z
rzeczą zdjętą z zęba i zbadał jego zawartość pod powiększeniem. Wydawało się, że minęła
wieczność, zanim się odezwał.
To jeszcze jeden fragment pióra.
Wymieniliśmy spojrzenia, po głowach chodziły nam identyczne podejrzenia.
W tej chwili weszła Lisa, tocząc przed sobą wózek z panią Parent. LaManche podszedł do
niego. Ruszyłam za nim.
Mocno przytrzymując tkankę, LaManche uniósł górną wargę ofiary. Wewnętrzna
powierzchnia wyglądała normalnie.
Kiedy odciągnął dolną wargę, zobaczyłam niewielkie poziome skaleczenia szpecące
gładką purpurową tkankę. Każde odpowiadało położeniu dolnego siekacza.
Kciukiem i palcem wskazującym patolog odciągnął lewą powiekę ofiary. Potem prawą.
W jednym i drugim oku widać było wybroczyny, bardzo małe czerwone kropki i plamy na
twardówce i spojówce.
Uduszenie powiedziałam.
Myśli wypełniały mi straszne obrazy.
Widziałam tę kobietę samą w łóżku. Jej bezpiecznym miejscu. Jej schronieniu. Sylwetka
majacząca w ciemności. Palce zaciskające się na gardle. Głód tlenu. Przerażający łomot serca.
Temperance, krwotok punkcikowaty może mieć wiele przyczyn. Jego wystąpienie
wskazuje na niewiele ponad przerwanie naczyń włosowatych.
W rezultacie nagłego przeciążenia naczyń krwionośnych w głowie powiedziałam.
Owszem odparł LaManche.
Jak przy uduszeniu.
Wylewy mogą nastąpić wskutek kaszlu, kichania, wymiotowania, wysiłku, porodu...
Wątpię, czy ta kobieta miała dziecko.
LaManche badał gardło pani Parent palcem w rękawiczce, nie przerywając przy tym
mówienia.
... utkwienia jakiegoś obcego ciała, zadławienia czy lotu samolotem.
Czy widzi pan coś, co by wskazywało na którąkolwiek z tych rzeczy?
LaManche podniósł na mnie oczy.
Ledwie zacząłem badanie zewnętrzne.
Mogła zostać uduszona.
Nie ma zadrapań, połamanych paznokci, żadnych śladów przemocy ani stawianego
oporu bardziej powiedział to do siebie niż do mnie.
Ktoś mógł ją udusić podczas snu. Poduszką werbalizowałam myśli, gdy tylko
pojawiły się w mojej głowie. Poduszka nie zostawiłaby śladów. Poduszka wyjaśniałaby
pióra w jej ustach i ranki na wargach.
Krwotok punkcikowaty nie jest niezwykły dla ciał leżących na brzuchu, z głową poniżej
poziomu reszty ciała.
Wybroczyny na plecach i ramionach sugerują, że umarła twarzą do góry.
LaManche się wyprostował. Detektyw Ryan obiecał dostarczyć po południu zdjęcia z
miejsca zbrodni.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Potem zdjęłam maskę i opowiedziałam
LaManche owi historię pani Parent.
Smutne stare oczy popatrzyły na mnie. Doceniam, że powiedziała mi pani o swoich
powiązaniach z ofiarą. Badanie wewnętrzne przeprowadzę ze szczególną uwagą.
To oświadczenie nie było konieczne. Wiedziałam, że będzie równie skrupulatny, jak
zawsze, nieważne, czy badał ciało premiera, czy drobnego złodziejaszka. LaManche
odmawiał uznania istnienia czegoś takiego, jak niewyjaśniona śmierć.
***
Do dziesiątej trzydzieści rozpakowałam szczątki wykopane z drugiego zagłębienia w
piwnicy pizzerii.
Do jedenastej trzydzieści zdjęłam z nich resztki skórzanego okrycia, usunęłam powłokę
brudu i tłuszczowosku i rozłożyłam je w zgodzie z anatomią na stole do sekcji.
Do piętnastej trzydzieści skończyłam oględziny i badanie.
Szkielet oznaczony symbolem LSJML-38428 należał do białej kobiety, sto sześćdziesiąt
dwa do stu siedemdziesięciu centymetrów wzrostu, która zmarła w wieku od osiemnastu do
dwudziestu dwóch lat. Zęby nie były w najlepszym stanie, brak wypełnień, dobrze wygojone
złamanie prawej kości promieniowej. Szkielet wykazywał minimalne uszkodzenia powstałe
pośmiertnie i żadnych śladów urazów doznanych w czasie śmierci lub zbliżonym do niego.
Moja wstępna konkluzja była prawidłowa. Poza tym, że była nieco starsza, trzecia
dziewczyna była niepokojąco podobna do pozostałych dwóch.
Robiłam ostatnie notatki, kiedy usłyszałam, że otworzyły się i zamknęły drzwi do
sekretariatu. Kilka sekund pózniej pojawił się LaManche. Jego mina wyraznie mówiła, że nie
przyszedł tu po to, żeby mi powiedzieć o tętniaku.
W krwi żylnej znalazłem nadmierną ilość hemoglobiny o zredukowanej zawartości
tlenu, wskazującą na sinicę.
Uduszenie.
Tak.
Coś jeszcze?
Nic, co byłoby nietypowe dla kobiety w siódmej dekadzie życia.
Czyli że mogła zostać uduszona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]