[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wybudować inny, ale koniecznie duży. Nie muszę pytać, czy chcesz mieć
dzieci. Znam odpowiedz.
- Nawet nie wiem, co t y sądzisz o dzieciach.
- Po prostu chcę je mieć - odpowiedział poważnie, ściskając jej dłoń.
Wyłączył silnik samochodu naprzeciwko garażu przeznaczonego na trzy
wozy.
- Mam gospodynie, Maggie Kline, ale wzięła wolne. Chciałem być z tobą
zupełnie sam.
Czekała, aż Ken wyjmie z samochodu walizki. Gdy weszli do środka,
Kamila przeszła się po pokojach urządzonych przez wybitnego dekoratora
wnętrz. Umeblowanie było równie wyszukane jak cały dom; obrazy, antyki,
puszyste dywany, kryty dębową boazerią gabinet ze skórzanymi kanapami.
Pokazał jej swoją sypialnię, równie wielką jak tamta w Dallas.
Urządzona została w tonacji ciemnoniebieskiej z białymi i czerwonymi
akcentami. Na półkach, między książkami, Ken poustawiał swoje trofea
pływackie i tenisowe. Dostrzegła na specjalnym stojaku imponującą
kolekcję broni strzeleckiej.
Kuchnia, urządzona w wiejskim stylu, sprawiała przytulne wrażenie, cała
w drewnie, z dębowymi szafkami i olbrzymim kominkiem w rogu. Kamila
spojrzała na Kena nalewającego białe wino do kieliszków i przypomniała
sobie, jak pracował w kuchni w przytułku. Wówczas był to inny człowiek.
- Coś się trapi? - zapytał, podając jej kieliszek.
- Porównywałam ciebie tu i w przytułku. Dwa różne obrazy.
RS
85
- Jestem jednym i tym samym facetem. Tu również mogę obierać
kartofle - powiedział swobodnie. - Chodzmy do pokoju, będzie nam
wygodniej.
W tej chwili zadzwonił telefon i kiedy Ken rozmawiał, Kamila przeszła
do gabinetu i usiadła blisko kominka. Spoglądała na skórzane meble i
obrazy na ścianach. Osiągnął więcej, niż sądziła, a teraz miał jeszcze przejąć
majątek Waltera. Czuła, że to wszystko ją przerasta. Nie potrafiła wyobrazić
sobie Kena w swoim życiu, mimo że przeżyli już razem krótki, cudowny
okres.
Był bardziej zajęty, niż sobie wyobrażała. Jak może go poślubić, a potem
bez przerwy się z nim żegnać? Nie mogłaby pracować dalej w przytułku;
Ken chciałby, aby podróżowała razem z nim. Natomiast jej życzenia
obracały się wokół domu, w którym dzieci spędzałyby dostatecznie dużo
czasu z ojcem. I w głębi serca wciąż nie była pewna, czy Ken darzy ją
głębokim uczuciem. Zawsze był ambitny, wszystko, co go otaczało - domy,
trofea, interesy - potwierdzało jego ogromną ambicję i energię. Być może
zależało mu na niej nie dlatego, że ją naprawdę kochał, ale dlatego, że mu
się opierała. Po prostu stanowiła dla niego wyzwanie.
- Kamila - powiedział, stając w progu.
Spojrzała na niego i w tej chwili pojęła, że stało się coś złego.
RS
86
ROZDZIAA DZIESITY
Wszedł do pokoju. Gruby, kremowy dywan tłumił jego kroki.
- Przepraszam, muszę wyjechać. W Dallas płonie fabryka asfaltu.
- Niemożliwe!
- Niestety, to prawda. Lecę tam i biorę dwóch moich ludzi.
Potowarzyszysz mi'?
- Jedz sam. Ja zostanę tutaj.
- Możesz jechać, jeśli chcesz. W samolocie jest dosyć miejsca.
- Nie, zostanę.
- Wrócę tak szybko jak to tylko możliwe. Nie będzie ci tu smutno samej?
- Nie - zaprzeczyła, przejęta i zmartwiona jego kłopotami.
- Zadzwonię. Chodz ze mną na górę. Porozmawiamy, gdy będę się
pakował.
Pomogła mu w pakowaniu i po niecałym kwadransie całował ją na
pożegnanie.
- Widziałaś system alarmowy, a koło telefonu leży lista numerów,
których mogłabyś potrzebować. Nie cierpię się z tobą rozstawać.
- Jedz już. Im szybciej wyjedziesz, tym prędzej wrócisz.
Patrzyła, jak idzie do samochodu, wsiada i zatrzaskuje drzwi, i
zastanawiała się po raz kolejny, czy potrafi przywyknąć do ciągłych
pożegnań. Chciała mieć rodzinę i męża, który nie dzieliłby czasu między
trzy domy i podróże.
Westchnęła i zamknęła drzwi. Wielka kuchnia nagle opustoszała.
Ken wrócił zaledwie godzinę przed przyjęciem sylwestrowym, na które
byli zaproszeni. Od tej chwili resztę tygodnia spędzili upojnie. Ale w
poniedziałek Kamila wróciła do pracy, Ken odleciał do Dallas i trzeba było
stawić czoła rzeczywistości. Odczuwała to równie boleśnie, jak się
spodziewała. Ken stale podróżował, zajmował się majątkiem Waltera i
własnymi interesami.
Zauważyła w nim pewną zmianę. Dzwonił coraz rzadziej, w rozmowach
z nią okazywał mniej czułości. Przeważnie przebywał poza Denver, spędzali
więc razem mało czasu. W końcu Kamila poczuła się opuszczona. Nie
mogła wyobrazić sobie ich małżeństwa.
W piątek wieczorem byli razem w Denver, ale musieli pójść na przyjęcie.
W sobotę zostali wreszcie sami i Kamila postanowiła poważnie z nim
porozmawiać. Siedzieli objęci koło kominka. Kamila oparła głowę o ramię
Kena, wdychając zapach jego wody po goleniu. Nerwowo splotła dłonie i
RS
87
wreszcie usiadła wyprostowana, zdecydowanym ruchem odrzucając włosy
do tyłu.
- Ken, zbytnio pośpieszyliśmy się z zaręczynami.
- Jest niezupełnie tak, jak myślisz - powiedział, całując jej palce.
- Do tego wszystkiego teraz pojawiają się jeszcze owe sprawy.
- Tak? A co? - spytał, patrząc na nią uważnie.
- He kobiet ci się kiedykolwiek oparło? - spytała cicho.
- Nigdy przedtem nie poprosiłem żadnej kobiety o rękę - powiedział
spokojnie, ale oczy pociemniały mu z gniewu. - Mówisz tak, jakbyś
uważała, że każda kobieta mdleje z wrażenia na mój widok. Jestem
zwykłym facetem, który zakochał się w upartej, pięknej dziewczynie, która
nie bardzo wie, czego chce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •